„Druuna” tom 5: „Przyniesiona wiatrem” - recenzja

Autor: Łukasz Kaszkowiak Redaktor: Motyl

Dodane: 15-03-2021 22:00 ()


Szesnaście lat dzieli piąty tom „Druuny” od czwartego. To dużo, zwłaszcza jak się jest w wieku Serpieriego. Szacownego wieku autora nie widać za to w rysunkach, są tak samo eleganckie i dokładne jak za czasów pierwszej publikacji w Métal Hurlant. Styl „Druuny” jest nie do podrobienia. Ta wysmakowana, surrealistyczna mieszanka erotyki, science fiction i horroru nie ma na rynku równego sobie odpowiednika. Wraz z „Druuną” przeminie coś wyjątkowego w europejskim światku komiksowym.

Bo właśnie o przemijaniu jest ta opowieść. Podczas lektury cały czas towarzyszy nam wrażenie niechybnie nadchodzącego końca. Nawet bohaterka w przypływie samoświadomości zwraca się, niejako do czytelnika, że jest już zmęczona nieustanną gonitwą i chce wreszcie odpocząć. Nie tylko ona, albowiem cały świat jest bardzo zmęczony swoim istnieniem - rzeczywistość zaprzestała rozwoju, wręcz maleje, a przed bohaterami wyrastają niewidzialne ściany niczym w grze video.

Serpieri nie tylko podsumowuje historię bohaterki, ale także swoją. Do świata Druuny zakradają się wątki historyczne i westernowe, równie ważne dla twórczości autora co fantastyka. Indianie walczą z konkwistadorami, nierzadko o znajomych nam twarzach (poza bohaterami poprzednich tomów jeden z nich przypomina Klausa Kinskiego jako Aguirre; portretowanie znanych aktorów to stara włoska tradycja komiksowa), w scenografii odbijają się motywy występujące wcześniej, a Druuna pozwala sobie na uwagę: „Już to kiedyś widziałam!”. Nawet bohaterowie komiksu nie mają pewności, czy są oryginałami, czy tylko marnymi kopiami. Chociaż na końcu otrzymujemy wreszcie wyjaśnienie, o co chodzi w „Druunie”, wielu zapewne oczekiwało go z niecierpliwością, mnie rozczarowała jego przyziemność. Liczyłem na coś bardziej wymyślnego.

Co ważniejsze, powraca Doc, postać reprezentująca samego autora. „Żegnaj Druuno” mówi, „Jak mógłbym cię zapomnieć? Jest tu ze mną Anima, a dla mnie ty to ona i ona to ty...”. Anima jest imieniem postaci, ale w psychologii jungowskiej, do której odwoływał się czasem Serpieri, nazwa ta oznacza kobiecą część męskiego umysłu, a także uosabia jego kobiecy ideał. Więcej na ten temat przeczytamy po samym komiksie, otóż w części z grafikami znajduje się portret Druuny namalowany „tak jak ona chciała” wraz z wyliczonymi przymiotami duszy. Serpieri ucieleśnił ideał i, cóż, teraz musi dać mu odejść. Co znamienne, ostatni (?) odcinek, wyjąwszy samą postać, zawiera mało erotyki – teraz nie jest to już najważniejsze.

Sama Druuna idzie dalej przed siebie z wiernym karłem u boku, zupełnie nie wiedząc, co począć dalej. Może Serpieri przemoże się i jeszcze coś narysuje. Wydaje mi się, że to jest właściwe zakończenie. Druuna nie może stanąć ani odejść ku zachodzącemu słońcu. Jej przeznaczeniem jest wieczna wędrówka i poczucie zawieszenia w niepewności. Sen się nie kończy, tylko nagle urywa.

Moim zdaniem na tym właśnie polega sekret długowieczności tej serii – nie na erotyce ani nawet pięknych rysunkach, ale na uchwyceniu poczucia niepewności własnego losu, które towarzyszy każdemu z nas. 

 

Tytuł: Druuna tom 5: Przyniesiona wiatrem

  • Scenariusz: Paolo Eleuteri Serpieri
  • Rysunki: Paolo Eleuteri Serpieri
  • Wydawca: Wydawnictwo KURC
  • Data premiery: 01.03.2021 r.
  • Format: 240 x 320 mm
  • Papier: kredowy
  • Oprawa: twarda płócienna z obwolutą
  • Druk: kolor
  • Stron: 96
  • ISBN: 978-83-959339-6-7
  • Cena: 89 zł

Dziękujemy wydawnictwu Kurc za udostępnienie egzemplarza do recenzji. 

Galeria


comments powered by Disqus