Michał Gołkowski „Stalowe szczury. Fort 72” - recenzja przedpremierowa

Autor: Damian Podoba Redaktor: Motyl

Dodane: 03-03-2021 07:01 ()


Mam wrażenie, że kiedyś już pisałem o opus magnum Michała Gołkowskiego. Jeśli pamięć mnie nie myli, to przyznaję, że się myliłem. Ten pisarz nigdy takiego dzieła nie popełni, bo każda książka wychodząca spod jego ręki jest znakomita, soczysta i wciągająca.

„Stalowe szczury” to seria, na którą zachorowałem od momentu, gdy tylko dowiedziałem się, że w końcu pojawi się u nas coś osadzonego w realiach bliskich Wielkiej Wojnie. I później nie było okazji, by nabyć kolejne tomy. W końcu moja druga połowa zlitowała się nade mną i obdarowała mnie zacnym prezentem. „Błoto” wciągnęło mnie bez reszty. „Chwała” tylko wzmocniła doznania z obcowania z wojenną zawieruchą. „Konigsberg” już dał mi nieco zadyszki, a przy „Otto” zrobiłem sobie przerwę, ale teraz nie było przebacz. Szalony, samobójczy wręcz szturm na wrogi bunkier? Takich rzeczy nie można odpuścić. I oto jest „Fort 72” w pełnej krasie.

Gdy tylko dowiedziałem się, jaka będzie oś fabularna nowego tomu „Stalowych szczurów”, od razu przyszedł mi na myśl film „Deathwatch”. Czy słusznie? To musicie ocenić sami, bo fabuły nie zdradzę ani z filmu, ani z książki, a obie pozycje polecam bez najmniejszych wyrzutów sumienia.

„Fort 72” jest wojenną historią pełną niesamowitej akcji. Z każdej strony uderza czytelnika szaleństwo konfliktu, a im dalej brniemy w lekturę, tym bardziej widzimy, jak to szaleństwo udziela się bohaterom. I co ciekawe, autor może nie poświęcił wszystkim bohaterom po równo „czasu antenowego”, ale nie miałem wrażenia, że ktokolwiek jest statystą. Może coś przeoczyłem, bo czytało mi się to dość emocjonalnie, ale po prostu nie uświadczyłem w tej książce bezsensownej śmierci bohatera. Poczułem za to wspomniane już szaleństwo. W pewnym momencie na arenę wkracza taka postać, że wyrwało mnie z butów. O „Forcie 72” można powiedzieć w zasadzie jedno – nudzić się nie będziecie.

Nie byłbym sobą, gdybym czegoś tam jednak nie znalazł, żeby się przyczepić. Hm… no dobra, dziś nie jestem sobą. Nie ma się do czego przyczepić. Początkowo nie połapałem się co prawda, co jest nie tak z numeracją rozdziałów, dopiero w czasie lektury wszystko nabrało sensu i to, co najpierw wziąłem za błędy edytorskie, okazało się zupełnie przemyślanym i niezwykle ciekawym zabiegiem literackim.

Moje oko cieszy przepiękna w swej makabryczności okładka, która doskonale oddaje charakter i tragizm tej historii i całokształtu Wielkiej Wojny. Oczywiście mistrza Dark Crayona przedstawiać i rekomendować nie trzeba. Wystarczy powiedzieć, że okładka to jego dzieło. Podobnie rzecz ma się z ilustracjami wewnątrz tomu. Andrzej Łaski to artysta kompletny, który tchnął życie w wizerunek Jakuba Wędrowycza. Tutaj wykorzystuje on cały swój warsztat i serwuje nam groteskę przemieszaną z komiksowym, lekkim stylem. Nie zawsze jest to zjadliwe, ale tutaj wyszło cudnie. W ogóle mam wrażenie, że przy tej książce Fabryka Słów wyciągnęła swoje najmocniejsze redakcyjne karty - Cetnarowski, Pawlikowska - i przyznam, że wyszło znakomicie. 

„Fort 72” jest świetną książką, która sięga do mroków człowieczeństwa. Tych ujawnianych w naprawdę nieprzyjemnych warunkach. Klimat może i jest nieco ciężki, ale pamiętajmy, że fabuła rozgrywa się w czasie jednej z najpaskudniejszych wojen w historii świata. Tak, wiem, pewna alternatywa, niemniej jednak wzór jest oczywisty. Lektura tej pozycji była ogromną przyjemnością. Czekam na te zapowiedziane „Kolejne tomy wkrótce”. 

 

Tytuł: „Fort 72”

  • Cykl: „Stalowe Szczury”
  • Autor: Michał Gołkowski
  • Okładka: zintegrowana 
  • Format: 145 x 210
  • Ilość stron: 492
  • Rok wydania: 05.03.2021 r. 
  • Wydawnictwo: Fabryka Słów
  • Cena: 44,90 zł

Dziękujemy Wydawnictwu Fabryka Słów za udostępnienie egzemplarza do recenzji.


comments powered by Disqus