„Człowiek” - recenzja
Dodane: 17-02-2021 00:00 ()
Podobno „człowiek – to brzmi dumnie”, miał swego czasu napisać Maksym Gorki, a okładka nowego komiksu Timofa, dzieła dwójki argentyńskich artystów Diego Agrimbaua (scenariusz) i Lucasa Vareli (rysunki i kolor) zdaje się tylko potwierdzać to obiegowe powiedzonko. Wielka, dominująca nad egzotycznym krajobrazem sylweta Roberta, jednego z głównych bohaterów tej osadzonej w sztafażu science fiction opowieści, budzi respekt i niepokoi sytuacją dominacji nad bezbronnym androidem Alphą, który leży poniżej na jakiejś organicznej formie ołtarza ofiarnego w rzeczywistości świata przedstawionego – czegoś na kształt grzyba. Krwiste, oddolne oświetlenie padające na Roberta nic a nic nie łagodzi wydźwięku sceny, wręcz je wzmacnia, nadając mężczyźnie znamion surowego bóstwa.
Pozwalam sobie delikatnie popaść w impresjonistyczne opisy tylko dlatego, że niezbyt odbiegają od tego, czym jest komiks „Człowiek”. A jest bardzo udaną, zwartą opowiastką o paradoksach człowieczeństwa, w której sugerowany kontekst religijny jest jak najbardziej na miejscu.
Ale po kolei.
500 000 lat upłynęło, odkąd na Ziemi wymarła ludzkość. Dwójka bohaterów, wspomniany Robert i jego żona June, każde z osobna i w różnych odstępstwach czasu, wybudzają się z orbitalnej hibernacji i w towarzystwie androidów lądują na Ziemi. Małżeństwo napędza szczytna idea odrodzenia ludzkości, wspólnoty opartej na założeniach pozbawionych błędów, które doprowadziły nasz gatunek do zagłady. Czytelnik wędrówkę przez stronice „Człowieka” rozpocznie w towarzystwie androida Alpha, zaprogramowanego empaty, później dotrze do kolejnych humanoidów, w końcu odnajdzie Roberta. Po rozpoznaniu sytuacji poszukiwania June stają się głównym priorytetem mężczyzny. Okolica jest niebezpieczna, a w dodatku zewsząd kompania atakowana jest przez małpopodobne stworzenia. Po rozbiciu obozowiska Robert wraz z androidami wyrusza na poszukiwania kobiety, zapowiadając trudną, dziewiczą przeprawę przez lasy odmienionej Ziemi.
W „Człowieku” podoba mi się najbardziej zmienność nastrojów, którymi żongluje wraz z rozwojem opowieści Agrimbau. Byłem święcie przekonany, że początkowe rozdziały, pełne humoru i dziwności wywołanej faktem, że każdy z androidów zaprogramowany jest na tylko jedną funkcję (empata, wojownik, inżynier, zwiadowca) dadzą nam fabułę, w której będzie dojrzewać potrawa składająca się ze slapstickowych gagów wywoływanych „życiowym” nieogarnięciem androidów i czarnego humoru, bo funkcjonalność maszyn nie przekłada się na etyczne rozterki, więc trupy małpoludów ścielą się gęsto. Jednak z czasem, a ściślej mówiąc z coraz większą sprawczością Roberta, sensy generowane przez fabułę „Człowieka” ewoluują, śmiech zamiera na ustach, a całość zmierza w kierunku komiksowej wariacji „Jądra ciemności” Conrada. Bo wiecie, „człowiek” może i brzmi dumnie, ale jak ów za bardzo weźmie sobie to do serca, to lądujemy w stratosferze, obijając sobie głowę o zagadnienia stricte religijne: boską sprawczość (w wydaniu ludzkim), kształt rzeczywistości i forsowanych wierzeń, relacji między bóstwem a istotami niższymi itd.
Nie jest to jednak komiks ubrany w formę akademickiego wykładu, wspomniane sensy wynikają z przebiegu akcji i poczynań bohaterów opierających się na wiarygodnych przesłankach, co tylko dowodzi, jak rzetelnie fabuła zaproponowana przez Diego Agrimbaua została pomyślana. Żeby jeszcze bardziej dopieścić scenarzystę komiksu, napiszę, że „Człowiek” przywodzi na myśl twórczość Stanisława Lema, w której pesymizm poznawczy i dość nisko lokowane akcje człowieka jako istoty obdarzonej rozumem i sprawczością, budzą apetyt na to, by po skończeniu lektury komiksu sięgnąć po któreś z dzieł autora „Fiaska”.
Jeśli zaś chodzi o szatę graficzną „Człowieka”, napisać trzeba, że ten świetnie wydany komiks (twarda okładka, bardzo dobry, matowy papier) pod ręką Lucasa Vareli nabrał formy idealnie współgrającej z klarowną fabułą Agrimbaua. Varela zaproponował paletę barwną ograniczoną do zaledwie kilku kolorów, kadry wypełnił mocnym, konturowym rysunkiem, umieszczając w ich granicach tylko niezbędne graficzne znaki oddające sens danej sceny, nastrój i położenie bohaterów, charakterystykę lokacji itd. To są rysunki, których autorstwo, bawiąc się analogią ze światem komiksu, można przypisać androidom: mając za zadanie narysowanie wodospadu, humanoid z „Człowieka” narysuje granice spadającej wody i krawędź urwiska, pozostawiając istotom żywym interpretację i zachwyt nad fenomenem natury. Tak samo zresztą, narysuje śmierć i to dopiero budzi niepokój. Jak jeszcze weźmie się pod uwagę tytuły poszczególnych rozdziałów komiksu, brzmiące jak komunikaty systemów operacyjnych, podejrzenie co do tego, że Agrimbau i Varela nie do końca są istotami ludzkimi, wzrasta. Oczywiście żartuję. Chyba.
Lubię takie komiksy jak „Człowiek”. Czuć w nich zamiar, przemyślany w szczegółach świat przedstawiony i ideę wyłożoną przejrzyście, bez mętnych wywodów czy niepotrzebnych ścieżek pobocznych. Wszystkie sensy opowieści wyłaniają się bezpośrednio z przebiegu fabuły, a końcowy twist i otwarte zakończenie robią przestrzeń na dopowiadanie własnych ciągów dalszych i zmierzenia się z ponurą konstatacją, że stwierdzenie „człowiek – to brzmi dumnie” zawsze rodzi szereg uzasadnionych wątpliwości podlanych dawką goryczy.
Tytuł: Człowiek
- Scenariusz: Diego Agrimbau
- Rysunki: Lucas Varela
- Tłumaczenie: Ada Wapniarska
- ISBN: 978-83-66347-46-5
- Format: 205x275
- Oprawa: twarda
- Liczba stron: 144
- Druk/barwność: kolorowy
- Zalecane dla odbiorcy: Wszyscy
- Komiks nr 321
- Wydanie: I
- Data wydania: 4 lutego 2021 r.
- Cena: 99 zł
Dziękujemy wydawnictwu Timof i cisi wspólnicy za udostępnienie egzemplarza.
Galeria
comments powered by Disqus