"Przestrzeń Wolności" - koncert Roda Stewarta w Stoczni Gdańskiej

Autor: Marcin "Słowik" Słowikowski Redaktor: Levir

Dodane: 06-08-2007 18:25 ()


Z głupia frant wziąłem udział w konkursie i wygrałem dwa bilety na koncert Roda Stewarta (wartości 140 zł każdy). Po długim zastanowieniu doszedłem do wniosku, że to pierwszy i być może ostatni występ wokalisty w Polsce, więc warto wybrać się w 17-godzinną podróż i przebyć ponad 1000 km, aby go zobaczyć.

Koncert początkowo miał mieć miejsce we wtorek 24 lipca, ale z powodu ustanowienia żałoby narodowej odbył się z dwudniowym opóźnieniem. To bardzo miły gest ze strony szkockiego artysty, zwłaszcza że Rolling Stonesi się na taki nie zdobyli. Zmiana planów postawiła nasz wyjazd pod znakiem za pytania, jednak ostatecznie wszystko się ułożyło.

Do Stoczni udało nam się dotrzeć na 19. Staliśmy w długich kolejkach (panie na lewo, panowie na prawo) do bramek, gdzie ochrona pozbawiała wchodzących niebezpiecznych przedmiotów, w tym parasoli (na szczęście – zgodnie z przewidywaniami synoptyków – pogoda dopisała). Na miejscu było sporo ludzi, ponieważ na teren koncertu wpuszczano już od 16. Przed dwudziestą plac zapełnił się po brzegi – ponoć łącznie w koncercie uczestniczyło 35 tysięcy widzów.

O gabarytach sceny, którą zbudowano specjalnie na to wielkie wydarzenie (30x16 m, 25 m wysokości oraz 23-metrowy wybieg) pisały wszystkie polskie media, ale liczby nie są w stanie wywrzeć takiego wrażenia, jak jej widok z bliska – sektor A w którym się znajdowałem od sceny dzieliło nie więcej niż 50 metrów. Po obu jej stronach rozwieszone były ogromne bannery z wielkoformatowym zdjęciem przedstawiającym oczy artysty.

Chwile oczekiwania umilił wszystkim kwintet Take It Easy, który wykonywał przeboje Stewarta z płyt „The Great American Songbook” – miła, jazzowa, instrumentalna interpretacja. Tuż przed 20, zgodnie z zapowiedzią, wykonane zostało zbiorowe zdjęcie publiczności. A kiedy wszyscy odwrócili się, aby pomachać fotografowi, na scenę niepostrzeżenie wkroczyła ekipa sprzątająca, która przy użyciu szczotek i detergentów w sprayu przygotowała miejsce dla gwiazdy wieczoru.

Kilka minut po 20 ogromne wysięgniki dwójkowych kamer telewizyjnych zaczęły szusować nad głowami publiczności gotowe do transmisji (swoją drogą czytałem na jej temat wiele negatywnych opinii w Internecie). W międzyczasie dwóch panów obsługujących reflektory wdrapało się po sznurkowych drabinkach pod samo sklepienie sceny, co wywołało wśród publiczności falę zachwytu i owacje na stojąco. O 20:30 na ogromnym (16x9 m) ekranie diodowym pojawił się napis „The Rodfather” i klip filmowy wystylizowany na trailer „Ojca chrzestnego” zainaugurował kolejny koncert z cyklu „Przestrzeń Wolności”.

Jeszcze zanim Rod Stewart zdążył przywitać swoich fanów, zaśpiewał trzy piosenki i wykopał w publikę 3 z 48 piłek z logo Solidarności i swoim autografem (chociaż ja naliczyłem ich tylko trzydzieści kilka, ale przecież przed koncertem wokalista miał parę oficjalnych spotkań…). Potem wykonał takie utwory jak „It’s a Heartache”, „Reason to Believe”, „It Takes Two” w duecie z jedną z dziewczyn z chórku – Natashą Pearce oraz „Downtown Train”, zakończony kilkuminutowym popisem Matta O'Connora i Davida Palmera, którzy rozgrzali swoje perkusje do czerwoności.

W tym momencie warto wspomnieć o solowych prezentacjach pozostałych instrumentalistów: Katjii Rieckermann grającej na saksofonie (w Internecie pojawiły się spekulacje, jakoby była to ostatnia żona Stewarta), gitarzystów Donalda Kirkpatricka i Paula Warrena (jeden z nich podczas „The First Cut Is The Deepest” dosłownie położył się na scenie) oraz J’Anny Jacoby, która grała na skrzypcach – „Have I Told You Lately”, a także na banjo – „Dirty Old Town”.

Zwracającym uwagę momentem występu była ballada „Father and Son”, którą artysta zapowiedział jako „the personal moment with your singer”. Podczas utworu na ekranie prezentowano zdjęcia piosenkarza wraz z ojcem i nagrania video wraz z najmłodszym synem Alastair’em. Innym utworem, który pozostanie w mojej pamięci na długo jest „Hot Legs”, przed którym wszyscy obecni zobaczyli fotografię Roda Stewarta w kusym kostiumiku pielęgniarki i policyjnej czapce na głowie (zdjęcie pochodziło z zeszłego Halloween). W trakcie tej piosenki w publiczność poleciały kolejne piłki. Jedna tuż nad moją głową prosto w ręce realizatora z telewizyjnej Dwójki.

W trakcie koncertu na scenie pojawił się prezydent Gdańska, Paweł Adamowicz by podziękować artyście za przyjazd do Polski (w dość ciekawy sposób łącząc to z informacją o Szkotach, którzy wiele lat temu pojawili się w Polsce w poszukiwaniu dobrobytu) oraz wręczyć mu męską (co mocno zaakcentował) skórzaną bransoletę z bursztynem. “Będę sobie cenił ten podarunek przez resztę życia” – podziękował przez tłumacza Rod Stewart.

Teraz wypada napisać kilka słów na temat trzech Afroamerykanek: Bridget Anne Mohammed, Natashy Pearce i Di Reed, które przez cały czas wspierały wokalnie piosenkarza oraz przykuwały uwagę męskiej części publiczności. Przychodziło im to bez trudu, jako że miały mocne głosy oraz krótkie spódniczki. W trakcie, kiedy Rod udał się na zaplecze w celu poprawienia fryzury i zmiany garderoby dziewczyny brawurowo wykonały „Piece of My HeartJanis Joplin.

W drugiej części koncertu pojawiły się takie przeboje jak „Tonight's the Night”, „Da Ya Think I'm Sexy” (z towarzyszeniem potężnego murzyńskiego głosu Bridget Anne Mohammed), „Saling” czy „Baby Jane”. O ile w pierwszej części jedynie najwierniejsi fani mogli śpiewać wraz z Rodem, o tyle w drugiej wszyscy bujali się, skakali i śpiewali najpopularniejsze utwory piosenkarza.

Na finał przygotowano pokaz sztucznych ogni. Publiczność jednak nie dawała za wygraną i udało się wywołać artystę ponownie na scenę (ponownie w innym stroju). W ramach bisu wykonane zostały dwie piosenki, na widownię wykopane zostały ostatnie piłki, a na ekranie zaprezentowano impresję na temat pamiętnych wydarzeń w Stoczni Gdańskiej.

O 22:30 Rod Stewart zszedł ze sceny. Na ekranie zobaczyliśmy jego drogę z zaplecza do samochodu, a potem obraz z kamery zastąpił napis „Rod Stewart has left the building”. Fala publiczności wylała się przez wszystkie bramy i ulicami (dosłownie) Gdańska udała głównie w kierunku dworca PKP.

Wzięcie udziału w 2-godzinnym koncercie i usłyszenie na żywo 23 piosenek artysty było niezwykłym przeżyciem. Ponowna szansa nie pojawi się pewnie zbyt szybko. Mam jednak nadzieję, że TVP przypomni to wydarzenie (tym razem w całości) i umożliwi zobaczenie koncertu wszystkim tym, którzy jeszcze nie mieli okazji.

 

Skład zespołu:

Donald Kirkpatrick i Paul Warren – gitara

Conrad Korsch – gitara basowa

Charles Kentis i Matt Beck – instrumenty klawiszowe

Matt O'Connor i David Palmer – perkusja

 

Katja Rieckermann - saksofon

J’Anna Jacoby - skrzypce/banjo

Robin Ruddy – tzw. Pedal Steel Guitar

Bridget Anne Mohammed, Natasha Pearce i Di Reed - chórki

 

 

 


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...