„Dni, których nie znamy” - recenzja

Autor: Damian Maksymowicz Redaktor: Motyl

Dodane: 02-01-2021 23:37 ()


Lubin to młody chłopak, który pracuje na kasie w markecie, ma dziewczynę i pasję (akrobatykę rodem z cyrku), którą dzieli z paczką wiernych przyjaciół. Nagle zaczyna tracić to, czego młodzi ludzie myślą, że mają w nieskończoność – czas. Okazuje się, że druga świadomość co drugi dzień przejmuje jego ciało. Mimo różnych osobowości, porozumiewając się za pomocą nagranych wiadomości video, obaj Lubinowie uczą się wspólnej koegzystencji i przeżywania pół życia. Do czasu…

Nim sięgnąłem po „Dni, których nie znamy”, zapomniałem, jak lubię być kompletnie zaskakiwany. Bo tym właśnie był dla mnie komiks Timothego Le Bouchera, kompletnym zaskoczeniem. Przeczytawszy opis wydawcy, byłem pewien, że mamy tu do czynienia z historią stricte science fiction. Dopowiedziałem sobie, że owo przejmowanie ciał zapewne nie będzie jednostkowym przypadkiem. W obu punktach byłem w błędzie, z czego bardzo się cieszę. Zamiast tego dostałem pełną emocji opowieść o człowieku, którego życiem żyje ktoś inny, walkę o siebie z samym sobą (choroba psychiczna?). O ironio, ten drugi robi to lepiej, będąc bardziej produktywnym członkiem społeczeństwa: znajduje porządną pracę i jest zorganizowanym czyściochem. Nie lubi jednak ćwiczyć, ale nie jest to problemem, gdy podstawowa osobowość nie musi sprzątać i żyje z pieniędzy Lubina #2. Pierwszą kością niezgody stają się partnerki obu Lubinów, a dalej kontrola nad współdzielonym ciałem.

Im dalej, tym ilość dni, podczas których ciało naszego protagonisty przejmuje jego drugie ja, wzrasta, a psychologiczna obyczajówka zwyżkuje napięcie niczym rasowy thriller. Dramat pierwszego Lubina walczącego o jakby nie było swoje życie, w pewnym momencie chwyta czytelnika mocno za serce, zaciska pięść i nie puszcza do końca. Za pośrednictwem Lubina w poruszający sposób obserwujemy, jak bardzo ważne są chwile z bliskimi. Po skończonej lekturze naprawdę trudno oprzeć się refleksji na temat tego, jak bardzo marnujemy czas na pozbawione sensu czy też nieistotne czynności, nie wiedząc, ile nam go jeszcze zostało.

Rysunki francuskiego autora są ascetyczne dla kogoś, kto na co dzień siedzi w amerykańskich komiksach. Mamy tu do czynienia z oszczędnymi tłami, kreska jest płaska i cienka, a kolory stonowane. Jest schludnie, bez detali. Próbując krótko, acz dosadnie podsumować styl Le Bouchera posłużę się określeniem, jakiego używa się przy opisywaniu serii „LastMan” – francuskiej mangi. O ile taki styl to niekoniecznie moja bajka, o tyle scenariusz jest tak intrygujący i wciągający, że nim się spostrzegłem, a lektura wciągnęła mnie niczym ruchome piaski. Pochwalić autora muszę za sportretowanie poszczególnych bohaterów. Każdy wygląda inaczej pod względem fizycznym, jak również ma swój własny charakter, nawet jeśli jego/jej obecność na kartach komiksu nie zajmuje wiele miejsca. I wreszcie sam Lubin, który z miejsca wzbudza w odbiorcy sympatię i trudno mi sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz tak bardzo kibicowałem jakiejś komiksowej postaci.

Przez polski tytuł, na który zdecydowało się Non Stop Comics, za każdym razem, gdy go wspominam, to w głowie odpala mi się „Na na na na na na na na na...” i nucę jak opętany. Tytuł „Dni, których nie znamy” był dla mnie do tej pory tożsamy z ponadczasowym przebojem muzycznym Marka Grechuty. Teraz będzie również kojarzył się z jednym z najlepszych komiksów wydanych w 2020 roku w Polsce. Brawa Non Stop Comics, poproszę o więcej takich niespodziewanych perełek.

 

Tytuł: Dni, których nie znamy

  • Scenariusz: Timothe Le Boucher
  • Rysunki: Timothe Le Boucher
  • Tłumaczenie: Jakub Syty
  • Wydawca: Non Stop Comics
  • Premiera: 18.11.2020
  • ISBN: 978-83-66460-51-5
  • Oprawa: twarda
  • Ilość stron: 192
  • Format: 200x273
  • Cena: 64,90 zł

Komiks możecie kupić w sklepie wydawnictwa Non Stop Comics.


comments powered by Disqus