„Kij w dupie” tom 2 i 3 - recenzja

Autor: Miłosz Koziński Redaktor: Motyl

Dodane: 31-12-2020 21:01 ()


Czasem tak bywa, że publikowany w internecie komiks zdobywa popularność na tyle dużą, że opłaca się wydać go w formie fizycznej – choćby po to, żeby fani mogli go sobie postawić na półce i cieszyć się nim na wypadek globalnego netowego krachu. Tak też było w przypadku recenzowanego dzieła o przeuroczym tytule „Kij w Dupie – Pub”. Brzmi zachęcająco? Dla mojej heteroseksualnej osoby tak średnio, ale i tak postanowiłem się skusić.

Zanurzyłem się więc w drugi i trzeci tomik tejże publikacji. Dlaczego nie w pierwszy? Po prostu nie trafił w moje ręce. Na szczęście w zawiłe arkana świata przygód Badyla i spółki wprowadziła mnie moja małżonka, która twórczość Konrada Okońskiego odpowiedzialnego tak za scenariusz, jak i za oprawę graficzną śledzi na jego stronie (http://www.konradokonski.com/), gdzie zresztą znaleźć można także inne projekty autora. W telegraficznym skrócie – Badyl nabył bar, w którego piwnicy znajduje się wejście do wymiaru istot piekielnych, kosmicznych horrorów i wszelakiej maści demonów. Od tej chwili boryka się nie tylko z problemami typowymi dla drobnych przedsiębiorców branży gastro, ale również, a w zasadzie głównie, z problemami natury ezoteryczno-demonologicznej.

To trochę tak jakby skrzyżować Przyjaciół z Hellblazerem lub Supernatural. Z lekką nutą przywodzącą na myśl przygody Jakuba Wędrowycza, gdyż ciężkie nadużywanie alkoholu i innych używek jest istotną cechą definiującą wiele z przedstawionych w komiksie postaci, a wiele z przedstawionych problemów i konfliktów rozwiązanych zostaje typowo chłopkowo-roztropkową metodą. I co mogę powiedzieć po przebiciu się przez +/- 120 stron komiksu? Cóż, znajomość pierwszego tomu okazała się zbędna. KWD postaciami i gagami stoi. A przynajmniej w albumach, które trafiły w moje łapska. Czy to źle? A niby dlaczego? Jeśli postacie są interesujące, a gagi wywołują autentyczne rozbawienie to po co mi rozbudowana i skomplikowana, wielowątkowa saga? Chociaż gdzieś pomiędzy pierwszym, drugim czy trzecim żartem zbudowanym na zasadzie absurdalnego kontrastu pomiędzy światem śmiertelników i demonów wyłania się jakaś nadrzędna narracja, to stanowi ona tło i praktycznie nigdy nie wychodzi na pierwszy plan. KWD czyta się lekko, łatwo i przyjemnie. Właściciel tytułowego baru, Badyl, jego siostra Janek (nie pytajcie, przeczytajcie sami), barmanka Paula, wieczny student Kisiel oraz rozmaite maszkary z sukubem Lamią i Panem Jagódką na czele to bohaterowie na tyle sympatyczni i nietuzinkowi, by ich losy po prostu chciało się śledzić. A jeśli ich przygody wywołują na twarzy szczery uśmiech, to chyba dobry znak, prawda? Ot, taka przyjemna, niemalże sitcomowa w swojej naturze, niezobowiązująca lektura. W sam raz na ponure zimowe popołudnia.

A jak ma się sprawa oprawy? Bardzo dobrze. Koko (jak czasami nazywany jest autor) ma swój charakterystyczny, zdecydowanie komiksowy styl, który mi osobiście po prostu przypadł do gustu. Postacie są pełne indywidualnego charakteru i rozpoznawalne, ich mimika wyrazista, tak samo zresztą jak rysunkowa mowa ciała. Monochromatyczna paleta barw (czerń+biel+dziwne odcienie zielonego)  nadają całości nieco odrealnionego charakteru i dobrze pasują do absurdalnej, surrealistycznej i nieco onirycznej konwencji, jaką przyjął twórca.

Pozostaje więc pytanie – czy po recenzowany komiks warto sięgnąć? A czy mój tekst pozostawia jakieś wątpliwości? Powiem tak – poczujcie siłę Kija W Dupie, jakkolwiek by to nie zabrzmiało...


comments powered by Disqus