„Thanos” tom 1 - recenzja
Dodane: 17-12-2020 01:01 ()
Jeff Lemire plus Thanos? Wydawać by się mogło, że to równanie, którego wynik będzie nie lada gratką dla czytelnika. W końcu obaj potrafią porwać tłumy swoją charyzmą, ale jak to w życiu często bywa, to, co na papierze wygląda doskonale, w rzeczywistości okazuje się dalekie od ideału. Nie chcę zarzucić Lemire’owi zawodowego wypalenia lub pracy na pół gwizdka, choć z czasem dotyka to niejednego scenarzystę taśmowo piszczącego dla Marvela lub DC, jednak coś tu ewidentnie nie zagrało albo wręcz przeciwnie – zagrało idealnie. To zależy od punktu widzenia. Jeżeli spodziewamy się nieskomplikowanej, bezpiecznej opowieści, jednej z tysięcy podobnych, to „Thanos” spełnił w stu procentach założone normy. Natomiast jeżeli oczekujemy od tego scenarzysty i bohatera czegoś ponad dzisiejszą komiksową przeciętność, czegoś, co nie dałoby o sobie zapomnieć i przyciągnęło z mocą czarnej dziury do ponownej lektury, to czeka Was ogromny zawód, ponieważ omawiane dzieło przypomina gasnącą gwiazdę, której blade światło nie jest w stanie przedrzeć się już przez otchłań kosmosu Marvela.
Lemire popełnia tu kilka grzechów, a największym z nich jest igranie z potęgą. Z nieujarzmioną mocą, która od kilku już dekad zagraża wszystkiemu, co żyje we wszechświecie Domu Pomysłów. Nie on pierwszy nie ostatni nie poradził sobie z tą odpowiedzialnością. Wykorzystując taki byt, należy mieć silne karty w ręce, aby przekonująco, a przede wszystkim z sensem zakończyć opowieść. Lemire zaś miał do dyspozycji jedynie blef. Kiedy został sprawdzony, przegrał z kretesem. Po drugie, kanadyjski scenarzysta sprowadza na tytułowego bohatera widmo śmierci w postaci nieuleczalnej choroby – czegoś na wzór kosmicznego raka. Nie jest to pomysł do końca nieudany, gdyż ta artystyczna korespondencja z „Życiem i Śmiercią Kapitana Marvela” Jima Starlina daje ciekawą perspektywę na ten sam problem. Pokojowo nastawiony do świata pochodzący z planety Kree obrońca niewinnych, przyjął swój los z pełnym spokojem. Niszczycielski Tytan nawet przed dzień swojej śmierci nie zamierza się jej poddać i rusza szukać lekarstwa na swoją dolegliwość niosąc ze sobą zagładę. Szkoda tylko, że ów choroba dla Lemire’a jest zaledwie pretekstem do nakreślenia sytuacji i szybko schodzi na dalszy plan.
Trzecim uchybienie to bezproduktywne wykorzystanie klasycznego motywu upadku i ponownego odrodzenia bohatera. Pozbawiony mocy przez swojego syna Thane’a Thanos zostaje ukazany jako żałosna istota pozbawiona godności. Zmuszona do walki o przetrwanie w obcym jej środowisku. W przypadku tego bohatera jest to interesujące rozwiązanie pozwalające spojrzeć nam na szalonego tytana obdartego z boskości, tylko że jest pewne „ale”… Stan ten obserwujemy zaledwie na przestrzeni jednego zeszytu! Trudno ukazać człowieczeństwo, zrezygnowanie, przewrotność losu najstraszniejszego z tyranów za pomocą kilkunastu plansz, a niewątpliwe przecież taki musiał być cel tego zabiegu.
Jak widać, historia nie jest niczym nowym. Orbituje wokół znanych, lecz lubianych motywów, dających ogromne pole do popisu dla scenarzysty, jakim jest Lemire, doskonale żonglującego popkulturowymi schematami i obdarzającego pisane przez siebie komiksy – szczególnie te autorskie – ogromnymi pokładami emocji. W „Thanosie” zgromadził wszystkie potrzebne elementy – Boga sprowadzonego do roli śmiertelnika, prastare siły rządzące światem, syna pragnącego śmierci ojca za wszystkie upokorzenia, zdradę, poświęcenie, podróż w głąb siebie – do stworzenia pasjonującej epopei. Mógł (ale czy chciał?) napisać przejmujący, intymny dramat. Padł jednak ofiarą głównego bohatera. Słowa kończące ów komiks brzmią niczym przyznanie się do porażki i wymówka jednocześnie – „Thanos będzie tym, kim zawsze był. Thanos będzie tym, kim zawsze będzie. Thanos jest niszczycielem. Thanos jest królem. Znajcie go”. I owszem, zgodzę się z tymi słowami. To postać, którą jak pokazują jej występy w komiksie i kinie, da się zniuansować do tego stopnia, aby nie była ona obojętna odbiorcom. To postać przerażająca i fascynująca jednocześnie. Lemire po prostu ugiął się pod jej ciężarem, tak jak stał się ofiarą innego czarnego charakteru pochodzącego z konkurencyjnego wydawnictwa, a mianowicie Jokera.
Kanadyjski autor przy pracy nad „Thanosem” miał do dyspozycji coś jeszcze. Niezaprzeczalny talent Mike’a Deodato Juniora. Prace tego rysownika stoją zawsze na wysokim poziomIe i są niezaprzeczalnym atutem tej produkcji. Tonące w plamach czerni stronice ukazują kosmos Marvela jako mroczne, nieprzyjazne miejsce, w którym dominuje zło w czystej postaci. Artysta przeplata plansze z klasycznym podziałem na kadry z ekspresyjnie ułożonymi ramkami, nadając im wyrazistości i niewyobrażalnej dynamiki. Drugi, oszczędny w wyrazie, plan nie jest jego najsilniejszą stroną, ale „ostrość” kreski, którą tak sprawnie operuje, odwraca uwagę od wszelkich niedostatków. Tym bardziej że w przeciwieństwie do Lemire’a, potrafi on zajrzeć do wnętrza Thanosa. Warto zwrócić uwagę na wzrok szalonego Tytana, na szereg emocji wyrażonych w jego spojrzeniu.
Deodato odpowiada tylko za połowę komiksu. Drugą część rozrysował German Peralta. Zderzenie jego łagodniejszego stylu, wręcz kreskówkowego z pracami Brazylijczyka może początkowo wywołać konsternację. Jednak mimo tej uproszczonej kreski jego rysunki prezentują się nad wyraz solidnie. Nie ma on problemów z dynamiką. Potrafi rozrysować efektowne starcie na kilkanaście stron i ukazać całą złowieszczość Thanosa. Można się zastanawiać, jak wyglądałaby całość rysowana przez Deodato, ale Perlata w ogólnych rozrachunku spisał się całkiem dobrze.
Jeżeli jesteście początkowymi czytelnikami Marvela, bo bez wątpienia właśnie dla takich odbiorców został stworzony „Thanos”, ten komiks może wam się spodobać. Jeżeli zaś znacie twórczość Lemire’a, a od komiksu oczekujecie czegoś więcej niż oklepanego schematu na zasadzie „zabili go i uciekł”, to szkoda na to wydanie zbiorcze czasu. Lemire wyraźnie nie ma tu nic do powiedzenia. Marvel nadal działa w myśl zasady – „Zróbmy komiks dla wszystkich, żeby jak najlepiej się sprzedał”. Niestety ta strategia prowadzi zupełnie donikąd.
Tytuł: Thanos tom 1
- Scenariusz: Jeff Lemire
- Rysunki: Mike Deodato Jr., Germán Peralta
- Przekład: Bartosz Czartoryski
- Wydawca: Egmont
- Data wydania: 12.11.2020 r.
- Oprawa: miękka ze skrzydełkami
- Objętość: 272 strony
- Druk: kolor
- Papier: kreda
- Format: 167x255
- ISBN: 978-83-281-9671-1
- Cena: 79,99 zł
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.
Galeria
comments powered by Disqus