„Księgi Magii” tom 1: „Dobór składu” - recenzja
Dodane: 29-11-2020 22:07 ()
Wydawnictwo DC skrzętnie podąża drogą zarzynania wielkich marek. Pod topór trafili już „Strażnicy”, w końcu przyszedł czas na „Sandmana” i jego uniwersum. Rozumiem, że tak wygląda współczesny świat pozbawiony szacunku do tego, co może przynieść potencjalne zyski. Jednak dla dobra ogółu są granice, których nie powinno się przekraczać. Szkoda, że zamiast kultywować te zasłużone dla (pop)kultury dzieła, posiadacze do nich praw są tak krótkowzroczni i wolą je rozmieniać na drobne, czego przykładem jest choćby pierwszy tom „Ksiąg Magii”.
Pierwsze, co się rzuca w oczy, obcując z lekturą pisaną przez Kat Howard i rysowaną przez Toma Fowlera to brak (a jakże!) magii w ich komiksie. Tego charakterystycznego, niepowtarzalnego klimatu znanego z oryginalnego uniwersum. Rysunki Fowlera charakteryzują się typową dla współczesnego mainstreamowego komiksu manierą – im mniej, tym lepiej. Jestem zdania, że siła geniuszu tkwi w prostocie, ale to, co prezentuje Fowler to zwykłe pójście na łatwiznę. Ubogie tła, brak szczegółów, mimika bohaterów ograniczona do kilku wyrazów twarzy. Takie bezpieczne rysowanie na alibi. Nie ma czym się zachwycać i nie można za nic zganić. Prace są po prostu nijakie. Z pewnością wartości dodają im kolory Jordana Boyda, który wprowadza na łamy serii nieco ożywienia, szczególnie w rozdziałach czwartym (najmocniejszy punkt komiksu) i piątym (wizualnie najatrakcyjniejszym). Można tylko żałować, że wnętrze tomu pierwszego nie prezentuje się jak czarodziejska, kipiąca tajemnicą okładka autorstwa Josha Middletona.
Druga rzecz niedająca mi spokoju to fakt, że w zasadzie po raz kolejny przeczytałem o początkach Petera Parkera (wypisz wymaluj „Ultimate Spider-Man” o magicznej prominencji). Opowieści inicjacyjne charakteryzują się wspólnymi elementami, to zrozumiałe. Szkoda tylko, że Howard tworzy jeden wielki schemat, nie starając się nawet przez chwilę złamać czy chociaż nagiąć reguł tu rządzących. Wyraźnie widać brak pomysłu na głównego bohatera (Timothy Hunter), no może poza tym, że to bardzo irytująca (wątpię, aby to było zamierzone) postać, dążąca za wszelką cenę do stania się największym/najwybitniejszym magiem w dziejach i odnalezienia swojej zaginionej matki. Na razie trudno cokolwiek o nim powiedzieć, zrozumieć jego postawę i motywację. Jednak na to mamy jeszcze czas.
Kolejnym rozczarowującym elementem „Ksiąg Magii” jest sposób przedstawienia wydarzeń przez Howard, które zdecydowanie rozgrywają się zbyt szybko. Rozwiązywanie przeciwności losu nie sprawia Timowi większych trudności. A nauka tajemnej wiedzy przychodzi mu zbyt łatwo, przez co historia jest zwyczajnie, tak po ludzku, nudna. Howard nie ma pomysłu na wciągnięcie w nas w swój scenariusz o dość ubogiej ekspozycji świata przedstawionego i nierozbudowanej narracji. Jeszcze sporo pracy przed nią.
Można spojrzeć na „Księgi Magii” nieco z innej strony. Jak na nieskomplikowaną opowieść dla starszych dzieciaków. I chyba właśnie w ten sposób najlepiej ją odbierać, ponieważ mimo zamieszczonego na okładce logo „DC Black Label” nie znajdziecie w tym komiksie żadnych dojrzałych czy szokujących treści ani artystycznego kunsztu. To prosta, niewymagająca historyjka do poczytania między lekcjami w szkole. Tom pierwszy niczym Was nie oczaruję, ale jak wskazuje jego podtytuł to dopiero dobór składu, być może gotowa mikstura/zaklęcie/drużyna zwalą nas jeszcze z nóg, czego sobie i Wam życzę.
Tytuł: Księgi Magii tom 1: Dobór składu
- Scenariusz: Kat Howard
- Rysunki: Tom Fowler, Jordan Boyd
- Przekład: Paulina Braiter
- Wydawca: Egmont
- Data publikacji: 12.11.2020 r.
- Oprawa: twarda
- Papier: kreda
- Druk: kolor
- Stron: 160
- Format: 170x260
- ISBN: 978-83-281-9841-8
- Cena: 69,99 zł
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.
Galeria
comments powered by Disqus