„Asteriks”: „Złoty menhir” - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Motyl

Dodane: 27-11-2020 23:56 ()


W oczekiwaniu na kolejny tom przygód niezłomnych Galów wydawnictwo Egmont sięgnęło po – wydawałoby się – zapomnianą historię napisaną jeszcze przez Rene Goscinnego. Na początku warto dodać, że Złoty menhir nie jest regularnym tomem serii, a swego rodzaju ciekawostką, która pierwotnie ukazała się w 1967 roku w formie książeczki dodanej do płyty winylowej. Za sprawą Alberta Uderzo ta niecodzienna publikacja ukazała się w formie pełnoprawnego tomu. Nie ma tu jednak typowego podziału na kadry, jak w pozostałych odsłonach serii. Album zawiera rysunki zmarłego w tym roku Alberta Uderzo, stanowiące jak zawsze trafny komentarz do krótkiej noweli napisanej przez Goscinnego, której głównym bohaterem jest bard Kakofoniks.  

O ponadprzeciętnym talencie Kakofoniksa można rozwodzić się godzinami. Ten wzięty bard, niesłusznie traktowany przez pozostałych mieszkańców wioski jako profanator sztuki muzycznej, nieczęsto pojawia się jako kluczowa postać w perypetiach Asteriksa i Obeliksa. Rzecz jasna na łamach wieloletniej serii miał swoje momenty, a także zawsze zostawał doceniony przy okazji wioskowej uczty, będącej swoistym symbolem zwycięstwa sił dobra nad złem. Nietrudno bowiem nie zauważyć, że wszystkie potyczki z Rzymianami, nawet te zakończone wypracowanym mięśniami Obeliksa konsensusem, przekładają się na finałową ucztę. Kakofoniks jednak niezrażony ignorancją swoich współtowarzyszy, głęboko w sercu marzy o wygraniu muzycznej rywalizacji. I właśnie oto nadarza się okazja, aby wziąć udział w konkursie na najlepszego galijskiego barda i zgarnąć symboliczną nagrodę, tytułowy złoty menhir.  Oczywiście Asteriks i Obeliks nie opuszczą barda na krok w wyprawie na konkurs (parodia popularnych plebiscytów muzycznych), która z uwagi na wirtuozerskie umiejętności wioskowego rzępajły może dla niego okazać się niezwykle bolesna.

Sięgając po Złoty menhir, należy pamiętać, że nie jest to komiks sensu stricto, toteż nie każdemu taka forma opowieści może przypaść do gustu. Rzecz jasna nie ma się co przyczepić do rysunków Uderzo, które zazwyczaj są całostronicowymi planszami, albo z gracją przecinają tekst Goscinnego. Jednak taka forma przekazu nie zawsze współgra z tekstem, bo nie każdy rysunek oddaje dokładnie to, co mieści się w danym fragmencie scenariusza. Co zrozumiałe, bo trudno było odpowiednio dopasować tekst do grafiki. Niemniej dla miłośników Galów album posiada przede wszystkim sentymentalną wartość. Nikt się przecież nie spodziewał, że światło dzienne może jeszcze ujrzeć wspólne dzieło Goscinny’ego i Uderzo. A twórca fabuł Lucky Luke’a czy Iznoguda również tutaj pokazuje pełnie swoich scenopisarskich umiejętności, racząc czytelnika nietuzinkowym humorem. Można wręcz rzec, że Złoty menhir to trochę niewykorzystany materiał na pełnoprawny album, a już na pewno film animowany. Wszak nie od dziś wiadomo, że Kakofoniks stanowi niewyczerpane źródło artystycznych inspiracji, a przede wszystkim humoru słownego i sytuacyjnego, a ktoś o talencie Goscinnego z powodzeniem mógł przekuć tę niewielką opowiastkę w zajmującą i skrzącą się od dowcipów historię.

Złoty menhir powinien zadowolić szczególnie najmłodszych czytelników z uwagi na książeczkową formułę tej publikacji. Niemniej oddani fani Asteriksa i Obeliksa z pewnością  z nostalgii również sięgnął po ten zapomniany klasyk sprawiający wrażenie nieoszlifowanego diamentu. Warto dołączyć do kolekcji ostatni album z przygodami niezłomnych Galów, przy którego rewitalizacji udzielał się Albert Uderzo. 

 

Tytuł: Asteriks: Złoty menhir

  • Scenariusz: René Goscinny
  • Rysunki: Albert Uderzo
  • Przekład: Marek Puszczewicz
  • Wydawca: Egmont
  • Data wydania: 12.11.2020 r. 
  • Oprawa: miękka
  • Stron: 48
  • Format: 216x285
  • Papier: offset 
  • Druk: kolor
  • ISBN: 9788328158863
  • Cena: 22,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.


comments powered by Disqus