Kate Wilhelm „Gdzie dawniej śpiewał ptak” - recenzja
Dodane: 14-11-2020 14:54 ()
Temat klonowania człowieka fascynuje ludzi od wielu lat. Chwilowo jeszcze jest tylko ciekawostką, bo - przynajmniej oficjalnie - nie wolno jeszcze klonować ludzkich zarodków. Wielu upatruje jednak w tej technice lekarstwo na wszelkie problemy, związane z chorobami genetycznymi. Przynajmniej w teorii dzieci „zaplanowane genetycznie” powinny być zdrowe i piękne, co w końcu jest bardzo pożądane. Przykład modelowego społeczeństwa opartego wyłącznie na osobnikach klonowanych przedstawił Aldous Huxley w swej klasycznej antyutopii „Nowy, wspaniały świat". Można jednak spytać, co by było, gdyby coś poszło nie tak. I na to właśnie pytanie usiłuje odpowiedzieć autorka książki „Gdzie dawniej śpiewał ptak”, Kate Wilhelm. Przedstawia jakby antytezę dzieła Huxleya, coś, z czym warto się zapoznać.
David Sumner i Celia Winston nie mają większych aspiracji niż inne młode pary. Pragną uniezależnić się od rodziców, mieć dzieci i cieszyć się życiem. Tylko tyle. Jednak los nie jest dla nich łaskawy. Podczas jednej ze zwyczajowych wizyt u rodziny David dowiaduje się, ze światowa apokalipsa jest kwestią najbliższych lat. Nie stuleci lub dekad, jak dotąd naiwnie sądzono, ale lat. Prognozy naukowców sprawdzają się szybko. Niemal z dnia na dzień zaczyna brakować paliwa, a co za tym idzie, prądu i większości cywilizacyjnych osiągnięć. Stają się dostępne tylko dla nielicznych, ale jasne jest, że wkrótce nie będzie ich dla nikogo. Szerzą się choroby i głód, wybuchają wojny. Jedynym ratunkiem dla ocalałych staje się prymitywne rolnictwo. Rzecz w tym, że jeszcze jedna prognoza okazuje się trafna - ludzkość staje się bezpłodna. Nad rozwiązaniem tego problemu pracuje od dawna rodzina głównego bohatera i stworzony przez nią zespół naukowy. Rezultatem są klony, tworzone z wyselekcjonowanego materiału genetycznego. Początkowo wygląda na to, że ludzkości nie grozi już wymarcie. Po jakimś czasie okazuje się jednak, że naukowcy czegoś nie przewidzieli....
Nasz świat się zmienia dramatycznie. Mamy tego świadomość, doszliśmy jednak do takiego punktu, że cofnięcie się przestało być możliwe. Na razie nie doszło jeszcze do zmian, opisywanych w „Opowieści podręcznej” - myślę tu o zmianach genetycznych, wskutek których płodność człowieka została drastycznie obniżona. Taki jest też punkt wyjścia książki Kate Wilhelm. Na razie nam to nie grozi, przeciwnie, Ziemia jest przeludniona, bo przecież rozmnażanie się stanowi ulubione zajęcie dziewięćdziesięciu procent jej mieszkańców. Ale załóżmy, że opisywany przez literatów kataklizm genetyczny nastąpi? Wtedy wystarczą dwa pokolenia, żeby Ziemia zaczęła się wyludniać. A jeśli jeszcze dojdzie do wielkiej wojny światowej lub naprawdę groźnej pandemii... Prawdę mówiąc, mamy już przedsmak tego drugiego.
Klonowanie osobników doskonałych rzeczywiście może wydawać się lekarstwem na całe zło, jednak doprowadziłoby do powstania zupełnie nowego społeczeństwa, kierującego się innymi normami, a resztki ludzi „narodzonych spontanicznie” prędko okazałyby się odpadami genetycznymi, obywatelami drugiej kategorii. Podobnie było w książce „Agenda 21” pióra Glenn Beck i Harriet Parke, gdzie chłopak, odebrany rodzicom zaraz po urodzeniu i zgodnie z nową normą wychowany w wiosce dziecięcej, z pogardą nazywa główną bohaterkę „głupią babą domowego chowu". Rodząca się cywilizacja klonów z książki Kate Wilhelm jest niemniej radykalna w swych osądach i nie ma w tym nic dziwnego. O czymś podobnym wspomina też Stanisław Lem w powieści „Powrót z gwiazd” - coś jakby rozbudowany konflikt pokoleń, wynikły z planowego ulepszania potomstwa. Skoro następne pokolenie ma być lepsze, trzeba pogodzić się z tym, że to, które do kluczowej zmiany doprowadziło, zostanie uznane za gorsze i w najlepszym razie odepchnięte przez własne dzieci.
Cywilizacje powstają i upadają. Byłoby grubą naiwnością sądzić, że nasza będzie wieczna, szczególnie teraz, gdy sami usilnie pracujemy na jej upadek. I nie jest wykluczone, że skończy się właśnie w taki sposób, jak opisała to Wilhelm. Nie powinno nas to jednak zbytnio martwić. Będzie przecież następna. I oby umiała we właściwy sposób skorzystać z naszych doświadczeń, zanim za naszym przykładem sama siebie zapędzi w kozi róg.
Tytuł: Gdzie dawniej śpiewał ptak
- Autor: Kate Wilhelm
- Przekład: Jolanta Kozak
- Cykl wydawniczy: Wehikuł czasu
- Okładka: twarda
- Ilość stron: 296
- Wydawnictwo: Rebis
- Rok wydania: 21.07.2020 r.
- ISBN: 978-83-8388-113-5
- Cena: 44,90 zł
Dziękujemy Wydawnictwu Rebis za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
comments powered by Disqus