„Doktor Strange” tom 3 - recenzja
Dodane: 30-10-2020 00:00 ()
Cóż oni wszyscy Ci uczynili Doktorze Strange? Za jakie grzechy, a może – za jakie czary, znalazłeś się w tym absolutnie głupim i pustym miejscu, które otacza Cię zewsząd? Byłeś kiedyś wielkim Mistrzem Sztuk Mistycznych, a twoje życie wypełniała MAGIA, twoje przygody wypełniała MAGIA, komiksy z Tobą były pełne MAGII. Teraz jesteś pośmiewiskiem. Dzieckiem w ciele dorosłego udającego na każdym kroku cool-ziomka. Musisz walczyć u boku Wilsona Fiska rzucającego takimi tekstami jak: „A niech to, poszła w pełnego Gandalfa!”. Lecz tu nie o oczytanie szanownego Kingpina chodzi, nawet nie o sojusz między nim a Benem Urichem, tylko o zupełny brak pomysłu na Twoją postać.
I nieważne czy się zakochasz w swojej czeladniczce, wyrządzając jej przy tym ogromne świństwo, czy Twoim najlepszym kumplem będzie pies z chorym sercem, a posadę, którą piastowałeś przez dekady przejmie Loki. Mam bowiem wrażenie, że cokolwiek wymyślą Dennis Hopeless, John Barber i Danny Cates, a wcześniej Jason Aaron, będzie, pożal się boże kuglarskim występem, odbębnionym na zapyziałym marvelowskim straganie. I kiedy tak patrzę na Twoje losy opatrzone hasłem „MARVEL NOW! 2.0” to nieodparcie przed oczyma mam bohatera granego przez Harry’ego Mellinga w „Balladzie o Busterze Scruggsie” (2018) braci Coen. Kiedy nie będziesz już potrzebny, skończysz marnie, bo jedyne, z czym może przegrać superbohater, to ze słupkami sprzedaży, a to w dzisiejszym świecie porażka nieunikniona. Twoje miejsce zajmie ktoś inny, atrakcyjniejszy, przynoszący większe dochody. Może to będzie kura umiejąca czarować, a może Diabelski Dinozaur albo jakaś Wiewiórzyca? Ktoś na pewno się znajdzie.
Tym kimś najpierw miałeś być TY, pozbawiony swoich atrybutów i MAGII. Taka stara sztuczka, ale na dłuższą metę bez szans na powodzenie, bo w dzisiejszym świecie nic nie jest stałe, a szkoda. I gdyby to przypudrowanie noska, zmiana fryzury i szat naprawdę dała coś nowego, angażującego w Twoje przygody, to nie miałbym żalu. Jednak cała ta iluzja jest zbyt grubymi nićmi szyta. Ukryta za ścianą zbudowaną z głupawych żartów i nędznych dialogów. Byle byłoby śmiesznie. Jednak nie jest. Wręcz przeciwnie. Czytanie komiksów, w których występujesz, po prostu boli. Człowiek od razu przyznaje rację Alanowi Moore’owi (pali licho z jego nie zawsze sensownymi wywodami), że komiksy o superbohaterach są dla dwunastoletnich chłopców, bo ten na pewno jest. I nie ma co się obrażać. Ten dwunastolatek ciągle w nas tkwi, tylko rzeczywistość (zazwyczaj) postrzega inaczej. I jako dorosły mężczyzna może odczuwać słuszny dyskomfort z obcowaniem z tak kretyńską lekturą.
Sprzedały się Twoje przygody, a raczej zostałeś sprzedany. One mają teraz przypominać film. Jeden z wielu bezpłciowych tworów takich jak ten poświęcony Tobie, Czarnej Panterze, Ant-Manowi czy Spider-Manowi wędrującemu po Europie. Niby niedaleko spada jabłko od jabłoni, ale ta filmowość nie najwyższych lotów, którą autorzy niniejszego tomu z taką pewnością siebie Cię obdarzyli, jest odległością zbyt bliską. Nie dostajesz tego, co najlepsze, tylko to, co najgorsze. Jesteś pionkiem służącym do zarabiania szmalu, pozbawionym charakteru – tak na wszelki wypadek, abyś przypadkiem nikogo nie obraził swoją osobowością. Nikt nie zaprząta sobie głowy, aby stworzyć sensowną opowieść z Twoim udziałem. Nie musi być skomplikowana, głęboka, przełomowa, byle byłaby dobrze napisana, emocjonująca i angażująca. Nie raz, nie dwa scenarzyści i rysownicy pokazywali, że w prostocie tkwi siła. To jednak dla Barbera, Catesa, Hopelessa i dla panów redaktorów za trudne zadanie. Zamiast tego lepiej pójść na łatwiznę. Opakować Cię w świecidełka i uderzyć w fałszywie brzmiące tony rzekomych konsekwencji wynikających z nierozważnego używania Magii. Tylko że MAGII w Twoich przygodach nie zostało za grosz. Tej nieuchwytnej MAGII, która przyciąga do siebie dwunastoletnich chłopców w ciałach starców. Jednak to nie Twoja wina, w końcu w tym cudownym Domu (coraz głupszych) Pomysłów to niestety często smutna codzienność.
Tytuł: „Doktor Strange” tom 3
- Scenariusz: John Barber, Donny Cates, Dennis Hopeless
- Szkic: Niko Henrichon, Gabriel Hernandez Walta
- Tłumaczenie: Marceli Szpak
- Wydawca: Egmont
- Data publikacji: 07.10.2020 r.
- Oprawa: miękka
- Format: 16,7 x 25,5 cm
- Druk: kolor
- Papier: kredowy
- Liczba stron: 256
- ISBN: 978-83-281-9666-7
- Cena: 69,99 zł
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.
Galeria
comments powered by Disqus