„Rick and Morty” tom 10 - recenzja

Autor: Miłosz Koziński Redaktor: Motyl

Dodane: 26-10-2020 13:29 ()


No i proszę państwa mamy mały jubileusz – na rynku trafia właśnie tomik numer dziesięć przygód Ricka i Morty'ego. Widać seria o szalonych eskapadach nihilistycznego naukowca i jego ciapowatego wnuka wciąż znajduje czytelników wśród polskich fanów kultowego serialu. Czy jednak jubileuszowa publikacja stoi na poziomie adekwatnym do okazji?

W kwestii fabularnej ciężko jest mi o recenzowanej pozycji napisać coś konstruktywnego, a dzieje się tak z prozaicznego powodu. Tom dziesiąty jest obarczony wadą, o której zdarzało mi się pisać już wcześniej przy okazji recenzji poprzednich odsłon tej serii – po prostu mało w niej „fabularnego mięska”, w którym mógłby zatopić zęby czytelnik. Najnowsza część cyklu nie zawiera bowiem żadnej dłuższej i bardziej złożonej historii – nawet jak na dość niskie standardy, do których zdążyły przyzwyczaić mnie komiksy o skaczącym między wymiarami duecie. Zamiast tego dostajemy kilkanaście niezwiązanych ze sobą opowiastek, a w zasadzie nieco bardziej rozwiniętych gagów, osadzonych w różnych wariacjach uniwersum R&M. Owszem, niektóre z nich są nawet zabawne, ale żadna z nich nie usatysfakcjonuje czytelnika liczącego na coś więcej niż mniej lub bardziej prymitywny żart przedstawiony i spuentowany na przestrzeni kilku stron. Owszem, niektóre z nich mogą powiedzieć coś ciekawego o ich uczestnikach i dać czytelnikom wgląd w bohaterów i ich charakter lub pokazać intrygujący fragment tego zwariowanego multiwersum, ale żadna z nich nie sili się na to, by ten interesujący wycinek życia i świata bohaterów jakoś rozwinąć. Ot, dostajemy po prostu serię migawek, ale ze względu na objętość w gruncie rzeczy mało sycących. Pomimo kilku ciekawych konceptów, mamy tu do czynienia raczej z nierozwiniętymi i płytkimi pomysłami.

Co do oprawy – unikalny styl graficzny prezentowany zarówno przez animowany pierwowzór, jak i przez lwią część publikacji komiksowych, mówiąc trywialnie, trudno popsuć. Proste kształty i kolorystyka złożona z wyrazistych i mocno kontrastujących barw sprawiają, że oprawa jest przejrzysta i czytelna. Przynajmniej do czasu, gdy nie weźmie się za nią rysownik, który postanowi znany i powszechnie akceptowany przez fanów styl „ulepszyć”. Jestem w pełni świadomy tego, że każdy artysta czuje potrzebę wyrażenia się, ale według mnie próba nadania indywidualnego charakteru oprawie tak silnie utrwalonej w głowach fanów nie wychodzi komiksom o Ricku i Mortym na dobre. Na szczęście ze względu na niewielką objętość indywidualnych opowiastek poszczególni „innowatorzy” nie mają dość artystycznej przestrzeni, aby się rozpędzić i większość albumu utrzymano w stylistyce, która najbardziej służy przenoszeniu animacji do statycznego medium.

Czy w takim razie warto sięgnąć po dziesiąty tom serii? Fabularnie? Nie bardzo. Ze względu na wywołującą opad szczęki oprawę? Ani trochę. Jeśli ma się już na półce pozostałe 9 tomów to głupio nie postawić koło niego tomu numer 10. Choć zawarte w nim historyjki nie są szczególnie głębokie lub wysublimowane to potrafią rozbawić, a przecież głównie po to sięgamy po dzieł(k)a tego pokroju. Jeśli jesteście fanami, możecie odżałować te cztery dychy, żeby powrócić na chwilę do szalonych uniwersów Ricka i Morty’ego. W innym wypadku możecie śmiało pominąć tę pozycję.

 

Tytuł: Rick i Morty tom 10

  • Scenariusz: Kyle Starks, Tini Howard, Sarah Graley, Marc Ellerby, Benjamin Dewey, Josh Trujillo, Karla Pacheco
  • Rysunki: Marc Ellerby, Pueste, Andrew Maclean, Jarrett Williams, Sarah Graley, Kyle Starks, Benjamin Dewey, Rii Abrego, CJ Cannon, Ian McGinty
  • Przekład: Jacek Drewnowski
  • Oprawa: miękka ze skrzydełkami
  • Objętość: 144 strony
  • Format: 167x255
  • Data publikacji: 14.10.2020 r. 
  • ISBN: 978-83-281-9868-5
  • Cena: 39,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.


comments powered by Disqus