„Smerfy” tom 27: „Smerfy na letnisku” - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 05-09-2020 23:42 ()


Nie od dziś wiadomo, że przynajmniej od momentu „uniezależnienia” Smerfów od serii „Johan et Pirlouit” (bo właśnie na jej stronicach miały one okazje zadebiutować) owa inicjatywa służyć miała nie tylko kreowaniu stricte baśniowych fabuł. Jej bowiem twórca – Pierre „Peyo” Culliford – nie krył, że za sprawą opowieści z udziałem niebieskich skrzatów zmierza on do podejmowania niekiedy ważkiej społecznie problematyki. Owym szlakiem zdecydowali się podążyć kontynuatorzy dzieła jego życia, tj. Alan Jost i Thiery Culliford. Znać to zresztą w każdym zrealizowanym przy ich udziale albumie.

Dość wspomnieć „Smerfy i maszynę snów”, w którym to przedsięwzięciu duet epigonów nieocenionego Peyo trafnie ujął zjawisko zniewalającego wpływu multimediów. Nie inaczej sprawy mają się także w niniejszej odsłonie przypadków tytułowych mieszkańców ukrytej pośród leśnych gęstwin wioseczki. Pretekstu do zawiązania akcji dostarcza tym razem Pracuś, numer jeden z w zakresie smerfnej wynalazczości i ogólnie tęga głowa na karku. Jak się jednak okazuje, nawet tak oddany zawodowej aktywności osobnik miewa niekiedy (aczkolwiek bardzo rzadko) chwilowe spadki formy. Ta okoliczność nie umyka uwadze jak zawsze przenikliwego Papy Smerfa. Tym sposobem Pracuś otrzymuje oficjalne polecenie tymczasowego opuszczenia wioski i bez cienia wątpliwości zasłużony wypoczynek. A że ani myśli on rezygnować z tej nieczęsto (a być może po raz pierwszy) przytrafiającej się okazji toteż efekt jest taki, że obładowany ekwipunkiem trafia nad górskie jezioro, którego okolica okazuje się idealnym wręcz miejscem dla swoistego resetu. Do tego stopnia, że po powrocie z zaistniałego tym sposobem letniska deklaruje on zamiar jego regularnego odwiedzania. I co więcej, rychło znajduje on liczne grono entuzjastycznie usposobionych naśladowców.

Zjawisko urlopowania to względnie świeży wynalazek, na ogół datowany na schyłek drugiej połowy XIX w. We współczesnych społeczeństwach cywilizacji transatlantyckiej trudno wręcz wyobrazić sobie brak tegoż udogodnienia, choćby z racji istotnej dla wielu krajów gałęzi gospodarki, którą jest zaistniała dzięki temu branża turystyczna. W niniejszej odsłonie przygód Smerfów skrzacia społeczność dopiero odkrywa uroki oderwania się od codziennych obowiązków. A tych jak zapewne pamiętają wierni czytelnicy tej serii (a przy okazji także widzowie wszelkich mało- i wielkoekranowych produkcji z ich udziałem) Smerfom nigdy nie brakowało. Można zatem śmiało rzec, że autorska spółka z doborem tematu trafiła wręcz w przysłowiową dziesiątkę. Nie wyjawiając więcej szczegółów i nie psując zabawy ewentualnym odbiorcom, przyznać trzeba, że opiekunowie fabuł tego przedsięwzięcia zrobili z podjętego motywu dobry użytek. Jakby tego było mało, trafnie podsycono grozę sytuacyjną kolejną (choć zarazem niezbyt finezyjną) intrygą poczynioną przez dobrze wszystkim znanego Gargamela. Dzieje się zatem niemało i do tego z dobrym wyczuciem dramaturgii.

Rysunki wykonane przez Pascala Garraya (uzupełnione kolorystyką autorstwa Nine Culliford) jak zwykle idealnie imitują styl Peyo i pod tym względem nie ma choćby cienia powodów do obaw. Kolektyw wioski Smerfów dokazuje z niezmienną werwą i owa dynamika została raz jeszcze trafnie ujęta. Klarowność kreski, emanująca optymizmem warstwa kolorystyczna oraz fachowe komponowanie zawartości poszczególnych kadrów nadal pozostaje zatem znakiem rozpoznawczym i jednym z zasadniczych walorów „Przygód Smerfów”.

Jak już nadmieniono w refleksji dotyczących jednej z najbardziej udanych odsłon tej serii: „Oby tak dalej”. „Smerfy na letnisku” to dowód, że tak się właśnie sprawy (przynajmniej na ten moment) mają i wypada mieć nadzieję, że ta okoliczność nie ulegnie zmianie. Tym bardziej że kolejnego dokonania następców Peyo („Smerfy i smok z jeziora”) wstępnie możemy spodziewać się już za miesiąc.

 

Tytuł: Smerfy tom 27: Smerfy na letnisku

  • Tytuł oryginału: „Schtroumpf les bains”
  • Scenariusz: Alain Jost i Thierry Culliford
  • Rysunki: Pascal Garray
  • Kolory: Nine Culliford
  • Tłumaczenie z języka francuskiego: Maria Mosiewicz
  • Wydawca wersji oryginalnej: Le Lombard
  • Wydawca wersji polskiej: Egmont Polska
  • Data publikacji wersji oryginalnej: 2 kwietnia 2009 r.
  • Data publikacji wersji polskiej: 12 sierpnia 2020 r.
  • Oprawa: miękka
  • Format: 21,5 x 28,5 cm
  • Druk: kolor
  • Papier: offset
  • Liczba stron: 48
  • Cena: 24,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus