Robert J. Szmidt „Per aspera ad astra” - recenzja

Autor: Damian Podoba Redaktor: Motyl

Dodane: 27-08-2020 20:08 ()


Parafrazując zdanie jakie padło kiedyś w jednym z polskich filmów „wiedziałem, że się spie…li, wiedziałem”. Tak jednym sformułowaniem można podsumować wydarzenia opisane w najnowszej książce Roberta J. Szmidta „Per aspera ad astra”. Jest to pierwszy tom cyklu „Bukowski” z uniwersum „Pól dawno zapomnianych bitew”, który opowiada historię kapitana pierwszego statku kolonizacyjnego ludzkości Roberta Bukowskiego. Co tu dużo mówić – będzie się działo.

Statek kolonizacyjny „Mayflower” wyrusza w przestrzeń kosmiczną, by spełnić marzenie jednego z najbogatszych ludzi świata. Celem jest zbudowanie ludzkiej kolonii w układzie Centuriona. Podróż ma trwać wiele dziesięcioleci, jednak załoga i koloniści przetrwają ją dzięki hibernacji. O ile nic nie pójdzie źle.

W powieści mamy w zasadzie sześcioro bohaterów pierwszoplanowych stanowiących załogę statku. Główny wątek należy oczywiście do kapitana Bukowskiego i to z jego perspektywy, chociaż nie pierwszoosobowej, poznajemy większość wydarzeń. Oprócz niego większe lub mniejsze znaczenie mają pozostali członkowie załogi. Uzyskali oni różne „czasy antenowe”, jednak nikt nie stracił na charakterności. Wręcz przeciwnie, im dalej w fabułę, tym więcej cech poznajemy u poszczególnych osób. Prócz załogi „Mayflower” poznamy jeszcze kilka postaci w różny sposób wpływających na fabułę, w tym inicjatora całego zamieszania - Lockharta.

Fabuła „Per aspera ad astra” nie jest niczym nowatorskim. Nie raz mogliśmy już czytać lub oglądać dzieje kosmicznych kolonizatorów, nawet z wykorzystaniem idei hibernacji. Przytoczyć tu można nie tak odległy film „Pasażerowie”, klasyczny już „Obcy” czy nasza rodzima „Seksmisja” i oczywiście „2001: Odyseja kosmiczna”. W książkach też natkniemy się na tę technologię i to pewnie nie raz, chociaż w tym momencie przychodzi mi na myśl tylko dylogię Eugeniusza Dębskiego pt. „Krucjata”. I przechodzimy do najważniejszej rzeczy - intryga. We wspomnianych filmach fabułą jest dość prostolinijna (no może z wyjątkiem filozoficznej „Odysei…”), u Dębskiego opowiedziana historia mimo pozornego skomplikowania okazuje się bardzo prosta. Szmidt zrobił natomiast to, co mu wychodzi najlepiej. Stworzył intrygę w intrydze i dodał do tego jeszcze intrygę. Co z tego wyszło? Naprawdę znakomita opowieść, w której nic nie jest oczywiste. Wątpliwości narastają już od początku, a finał wcale ich nie rozwiewa. Pamiętam, że przy cyklu gdzie bohaterem był Święcki, zachwycałem się wielostopniowym wątkiem brudnej gry politycznej. Tutaj polityki na takim szczeblu nie uświadczymy, jest za to coś lepszego – wątpliwości kilku osób zamkniętych ze sobą na dobre i złe. Wpływ na ich działania mają zarówno osoby z zewnątrz, jak i wewnętrzne demony. Autor stworzył coś niesamowitego i zaskakującego z prostego i znanego motywu. Wyszło znakomicie. Co jest bardzo ważne, można tę książkę czytać bez znajomości pięcioksięgu o Święckim. Ta historia dzieje się o wiele wcześniej i na razie obie serie wiąże tylko uniwersum. Pomijając oczywiście fakt, że Bukowski to przodek Henryana.

Słowem wspomnę jeszcze o sparafrazowanym cytacie z pierwszego akapitu. Oczywiste jest, że w trakcie trwającego ponad sto lat lotu w przestrzeni kosmicznej coś musi się wydarzyć. Więc jeśli oczekujecie sielankowej obyczajówki, to niestety, nie ten autor i nie te realia.

Niesłychane jest to, jaką lekkość pisania ma Robert J. Szmidt. Nawet najbardziej zakręcone fabuły są w jego wykonaniu lekko przyswajalne. „Per aspera ad astra” czyta się wyjątkowo dobrze i szybko. Nic w tym dziwnego, bo Szmidt ma lekkie pióro, którego może mu pozazdrościć niejeden zagraniczny wizjoner SF.

Wydanie książki jest zadowalające. Szybkość lektury uniemożliwiła mi namierzenie literówek tudzież błędów, ale z powodzeniem mogę założyć, że zwyczajnie ich nie było. Jedyne czego mi szkoda to zmiany koncepcji okładki. Rozumiem, że to jest zupełnie nowa seria, jednak styl napisu „Robert J. Szmidt” w głównej części „Pól dawno zapomnianych bitew” był lepszy. Ilustracja na okładce jest z kolei ciekawa. Widzimy na niej cztery postacie przedstawione na tle futurystycznego miasta. Niby nic szczególnego i powiedziałbym, że to prawda, ale postaciom twarzy użyczyli żyjący obecnie ludzie, w tym sam autor (nie pierwszy raz zresztą).

Autor zdecydowanie jest w formie. Niedawno mogliśmy przeczytać coś w zupełnie odmiennym klimacie, teraz wracamy z podbojem kosmosu, a na horyzoncie zdarzeń kolejna produkcja osadzona w 2077 roku. Recenzja dotyczy jednak „Per aspera ad astra” i słowem kończącym nie może być nic innego jak: polecam! Książka wciąga czytelnika w niesamowitą intrygę i serwuje świetną historię. Do dobrej zabawy z lekturą nie trzeba naprawdę nic więcej, no może oprócz czasu na czytanie. Zastanawiam się komu polecić ten tom i wniosek jest prosty – każdemu. Jest to naprawdę na tyle uniwersalna historia SF, że trafi do każdego czytelnika, o ile nie jest on ortodoksyjnym antyfantastą. Całą resztą może próbować swoich sił i sięgnąć również po inne tomy z uniwersum „Pól dawno zapomnianych bitew”.

 

Tytuł: „Per aspera ad astra”

  • Autor: Robert J. Szmidt
  • Wydawnictwo: Rebis
  • Data publikacji: 25.08.2020 r.
  • Liczba stron: 344
  • Format: 132 x 202 mm
  • Oprawa: miękka ze skrzydełkami
  • Wydanie I
  • ISBN-13:9788381881043
  • Cena: 34,90 zł

Dziękujemy Wydawnictwu Rebis za udostępnienie egzemplarza do recenzji.


comments powered by Disqus