August Derleth „Maska Cthulhu” - recenzja

Autor: Marcin Bebko Redaktor: Motyl

Dodane: 12-08-2020 16:17 ()


„Tak, Derleth nas oszukał - ale jednak był wielki”. Tak zatytułowane zostało posłowie autorstwa Mikołaja Kołyszko, autora książki Groza jest święta będącej naukową analizą twórczości Lovecrafta z punktu widzenia religioznawstwa. Posłowie to zamyka zbiór opowiadań autorstwa Augusta Derletha Maska Cthulhu, które ukazało się na początku sierpnia nakładem coraz prężniej działającego Wydawnictwa IX.

Postać autora jest z pewnością dobrze znana, przynajmniej miłośnikom prozy Samotnika z Providence, a właśnie ta grupa z pewnością zainteresuje się literaturą będącą kontynuacją jego twórczości. Do momentu ukazania się recenzowanej książki August Derleth w Polsce znany był przede wszystkim jako postać, której sporo uwagi poświęcił w biografii Lovecrafta S. T. Joshi. Książka ta ukazywała Derletha w niekorzystny sposób i dodatkowo jednostronny, z czym w przywołanym we wstępie posłowiu stara się polemizować Mikołaj Kołyszko.

Twórczość Derletha poza wydanym 20 lat temu również przez Zysk i S-ka zbiorze opowiadań Obserwatorzy spoza czasu nie była obecna na polskim rynku. Przez ten czas wiele się zmieniło, dzięki czemu ukazały się nie tylko wznowienia opowiadań Lovecrafta w nowych tłumaczeniach, ale pojawiły się wydania autorów, którzy inspirowali twórcę z Providence (Chambers, Machen, Blackwood). Naturalnym i logicznym krokiem było pojawienie się na polskim rynku książek autorów, dla których bezpośrednią inspiracją był Lovecraft i wykreowane przez niego istoty. Odnośnie tych ostatnich to nie kto inny, a August Derleth określił historie, w których występuje istoty (nie)opisane przez Lovecrafta mianem „mitologii Cthulhu”. Nazwa oczywiście wywodzi się od opowiadania „Zew Cthulhu” i nawiązuje do stwora, wokół którego koncentruje się fabuła.

Derleth twórczo rozwinął koncepcję pradawnych istot i zorganizowanej wokół nich działalności różnorakich kultów lub samotnych dziwaków. Niekoniecznie wszystkie jego pomysły można uznać za zgodne z intencjami samego Lovecrafta. Pisze o tym sporo S. T. Joshi w biografii Lovecrafta, przypisując Derlethowi rolę uzurpatora, który wypaczył kryjącą się w twórczości Mistrza filozofię kosmicyzmu. Jak więc wygląda rzeczywistość? Można przekonać się samemu, sięgając po Maskę Cthulhu.

Zawiera ona sześć opowiadań napisanych w latach 1936-1953. Jak widać, rozpiętość czasu ich powstania jest duża, co od razu można wyczuć. W mojej opinii pierwsze i najwcześniejsze opowiadania należą do tych słabszych, kolejne, a zwłaszcza ostatnie są dużo lepsze. Nie ma jednak zbioru, w którym oprócz pereł nie trafiłby się mniej udany fragment twórczości danego autora.

To, co stanowi faktyczny zarzut to pomimo szerokiego przekroju twórczości Augusta Derletha, jeśli chodzi o lata, w których powstały opublikowane w niniejszym tomie opowiadania, mamy do czynienia z powtarzalnością, jeśli chodzi o występujące w nich motywy, zwłaszcza walki dobra ze złem. Nie chodzi mi o sam fakt, że dokonując autorytatywnie podziału istot wykreowanych przez Lovecrafta na Starszych Bogów i Zewnętrznych, przypisując im moc władania nad żywiołami, wypaczył ideę tzw. kosmicyzmu. Nie chodzi też o fakt uczynienia walki między tak pojmowanym Dobrem i Złem, osią, wokół której budowana jest narracja. Chodzi wprost o powtarzanie tych samych odwołań do zakazanych bóstw, tych samych ksiąg oraz bombardowanie w każdym opowiadaniu tajemną wiedzą. Lovecraft był pod tym względem o wiele subtelniejszy. U Derletha mamy natomiast do czynienia ze swoistym nadmiarem niesamowitości, przez co wydaje się, że odkrywając rąbek pradawnej tajemnicy, wpadamy od razu do pokoju, w którym jak na dłoni mamy wgląd do wszystkich największych sekretów Pradawnych. Rzecz u Lovecrafta niespotykana. Być może opowiadania czytane z osobna nie sprawiały wrażenia aż tak powtarzalnych. W wypadku zbioru opowiadań sytuacja przedstawia się zgoła inaczej.

Nie można jednak odmówić Derlethowi lekkości pióra i umiejętności w prowadzeniu narracji. Mamy do czynienia ze stopniowaniem napięcia, które niestety w scenie kulminacyjnej pryska za sprawą wspomnianego przeze mnie przeładowania elementami niesamowitymi. Można powiedzieć, że o ile u Lovecrafta mieliśmy do czynienia ze schematem jedno opowiadanie = jedna istota/rasa na raz, ewentualnie pojawiały się w tle zawoalowane odniesienia do innych bytów, o tyle u Derletha wygląda to inaczej. Można odnieść wrażenie, że Derleth jakby na siłę, być może chcąc za wszelką cenę zrobić jak najlepszą reklamę „mitom”, upychał jak największą ilość bóstw, tajemnych ksiąg i obcych do jednej historii.

Opowiadania czyta się lekko, w odróżnieniu od Lovecrafta pojawiają się dialogi, co czyni całość z pewnością mniej statyczną. Derleth również wykazał się innym podejściem do otoczenia, w którym rozgrywa się akcja opowiadań ze zbiorku. Wciąż jest to Nowa Anglia, ale jednak Derleth nie kopiuje na siłę wspaniałych opisów krajobrazów i architektury. Oszczędnie, ale w sposób oddziałujący na wyobraźnię kreśli tło dla poszczególnych wydarzeń. Tych jest również więcej niż w przypadku Lovecrafta. Opowiadania z pewnością toczą się płynniej. Widać, że Derleth to pisarz z innej gliny i pisał w sposób bardziej współczesny. Nie jest to zarzut oczywiście, nie oznacza to również, że staroświecki styl Lovecrafta był zły. Czuć jednak wyraźnie, że Derleth to pisarz XX-wieczny.

Ze wszystkich opowiadań składających się na Maskę Cthulhu wyróżniłbym z pewnością ostatnie, Pieczęć z R’lyeh. Pomimo pojawienia się po raz kolejny znanych okolic Innsmouth, mamy do czynienia z ciekawą historią poszukiwań prowadzonych przez głównego bohatera, który przybywa do miasteczka w wiele lat po wydarzeniach opisanych przez Lovecrafta w Widmie nad Innsmouth. Interesujący jest subtelny erotyzm zawarty w tym opowiadaniu. Jest to dowodem na to, że Derleth był w stanie zaprezentować oryginalną wizję, inspirując się, a nie kopiując twórczość swojego Mistrza.

Na plus wyróżnia się również Dom w dolinie, opowiadanie przedostatnie, w którym jedyny zarzut dotyczyć może tego, że znowuż niepotrzebnie czytelnik zasypany jest obco brzmiącymi nazwami i to w ilości hurtowej.

Z wcześniejszych opowiadań uwagę przykuwa Rzecz z drewna. Krótka historia o pewnym przedmiocie wydała mi się ciekawa z uwagi na wyczuwalny dystans do samej mitologii Cthulhu i uczynienie głównym bohaterem krytyka sztuki.

Podsumowując, bardzo dobrze, że opowiadania te ukazały się po polsku. Dają możliwość zweryfikowania surowej oceny, którą autorowi wystawił S. T. Joshi. Pozwala również porównać wizję Derletha z wizją Lovecrafta i ich wyobrażenia o Pradawnych. Liczę, że książka ta jest pierwszym krokiem, który pozwoli przybliżyć polskim czytelnikom pozostałych pisarzy z otoczenia Lovecrafta takich jak Clark Ashton Smith, Frank Belknap Long czy Donald Wandrei.

 

Tytuł: Maska Cthulhu

  • Autor: August Derleth
  • Wydawca: Wydawnictwo IX
  • Data publikacji: 31.07.2020 r. 
  • Przekład: Radosław Jarosiński
  • Redakcja: Katarzyna Koćma, Adam Wieczorek
  • Okładka: Krzysztof Wroński
  • Format: 125×195 mm
  • Liczba stron: 210
  • Cena: 42 zł 


comments powered by Disqus