„Czarny młot” tom 4: „Era zagłady część 2” - recenzja

Autor: Tomek Kleszcz Redaktor: Motyl

Dodane: 26-07-2020 23:07 ()


Nie ocenia się książki po okładce czy też produktu po opakowaniu. Gdyby to zrobić, można by powiedzieć, że czwarta część głośnej serii będzie najsłabsza. W tym przypadku trudno z tą zgodnością polemizować.

Na album składają się dwie wyraźnie oddzielone, ale powiązane ze sobą części. W pierwszej towarzyszymy pułkownikowi Weirdowi. Po opuszczeniu rakiety, a także parastrefy nasz dzielny astronauta trafia do jeszcze innej, dziwnej lokalizacji czy też przestrzeni. Przestrzeni zamieszkanej przez postaci, które stanowią elementy niedokończonych historii. Dość groteskowa, żeby nie powiedzieć, psychodeliczna podróż daje szansę na wybrnięcie ze ślepego zaułka historii, w której zdałoby się, znaleźli się nasi bohaterowie w poprzednim tomie. Nieco pulpowe, staroświecko wyglądające ilustracje Richa Tommaso nadają temu epizodowi fajnego klimatu i przypominają stare bonusowe komiksy, które w początkach dziejów Tm-Semica można było znaleźć choćby w niektórych Spider-Manach.

Po rozgrzewce przenosimy się do Spiral City. Mieszkańcy farmy niby wrócili do rzeczywistości, ale jest ona zupełnie odmienna od tej, o którą walczyli i z której trafili na farmę. Nie ma superbohaterów. Nie ma Antyboga. Wszyscy (prawie) stracili pamięć i żyją przeciętnym życiem. Przeciętnym i co ważne, niespecjalnie szczęśliwym. Nowa, prawdziwa rzeczywistość nie przyniosła spełnienia marzeń. Powrót obrońców dobra to oznacza, że równowaga zostaje zachwiana i daje możliwość przybycia Antyboga. Drużyna musi zebrać się ponownie...

Pierwszy raz po lekturze komiksu z serii Czarny Młot mam wrażenie doświadczenia przerostu formy nad treścią. Już pierwsza część Ery Zagłady była nieco słabsza. Teraz to odczucie się wzmogło. Lemire co prawda dwoi się i troi, żeby narracja sprawiała wrażenie dynamicznej, a akcji nie brakowało – i to mu się udaje, ale cóż z tego, skoro pod tą skorupą niewiele się kryje. Patrząc na nieprzeliczalne masy filmów czy książek, pełnych akcji, ale ubogich w wartościową treść można się pokusić o stwierdzenie, że pisarz poszedł na łatwiznę, zastępując trudną do osiągnięcia oryginalność dynamicznością. To odcinanie kuponów od wypracowanego wcześniej klimatu. Mieszanie rzeczywistościami i ciągłe amnezje przestały bawić. Rozwój postaci zatrzymał się dawno temu. Bohaterowie, którzy praktycznie za pstryknięciem palca „wszystko sobie przypominają” są sztuczni i mało to wszystko przekonujące. Trzeba oddać pisarzowi, że wymyślił dość oryginalny sposób na finałowe starcie bohaterów z antyherosem, ale poza tym trudno byłoby się czymś nowym w tym albumie zachwycić.

Dean Ormston wrócił do formy i jego prace prezentują się świetnie. Pod względem graficznym album trzyma dobry poziom, który wywołał tak pozytywny odbiór wcześniejszych epizodów.

Zaczęta jakiś czas temu przygoda z mieszkańcami farmy przeszła długą drogę od zachwytów, świeżości i oryginalnego podejścia do co najwyżej dobrze napisanej, ale mającej swoje wyraźnie słabe punkty historii, która ma niewiele ciekawego do powiedzenia. Całościowo seria warta jest na pewno poznania i wyróżnia się spośród wielu innych, ale ostatni tom nie spełnia pokładanych w zakończeniu nadziei.

 

Tytuł: Czarny młot tom 4: Era zagłady część 2

  • Scenariusz: Jeff Lemire
  • Rysunki: Dean Ormston
  • Kolor: Dave Stewart
  • Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
  • Wydanie: I
  • Wydawnictwo: Egmont
  • Data wydania: 15.07.2019 r.
  • Druk: kolor
  • Oprawa: miękka
  • Format: 170x260 mm
  • Stron: 192
  • Cena: 49,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.

 

Galeria


comments powered by Disqus