Jacek Piekara „Ja, inkwizytor. Przeklęte przeznaczenie” - recenzja

Autor: Damian Podoba Redaktor: Motyl

Dodane: 24-07-2020 12:13 ()


Ktoś kiedyś napisał „coś się kończy, coś się zaczyna” i tak jest w przypadku „Przeklętego przeznaczenia” Jacka Piekary. Kończy się ruska przygoda inkwizytora Mordimera Madderdina, a zaczyna się zupełnie nowa epoka postrzegania jego dalszych przygód, tych napisanych kiedyś dawniej. Takie jest moje odczucie.

Normalnie opinię wydaję na koniec, ale tym razem złamię tę zasadę, żebyście wiedzieli czego spodziewać się po recenzji. Proza Jacka Piekary bywa różna, jednak w przypadku „Przeklętego przeznaczenia” autor wspiął się na wyżyny fabularne i tak zgrabnie wszystko rozwiązał, że ciężko będzie mu napisać książkę, która dorówna tej opowieści. Oczywiście życzę mu, by tylko takie popełniał, bo w końcu będę je czytał, ale będzie, co będzie.

O tym, że Mordimer wylądował na Rusi, już chyba każdy fan cyklu inkwizytorskiego wie. O tym, że zesłanie było mu nie na rękę można się domyślać. To jak wiele się zmieniło pod wpływem poznanych tam osób, można się przekonać, czytając tzw. Ruską trylogię, która wkomponowała się pomiędzy tomy „Głód i pragnienie” oraz „Kościany galeon”. Czy warto? Przyznam szczerze, że tak.
W dwóch poprzednich tomach autor zabrał nas na dwie wyprawy wojenne – jedną przeciwko demonom, drugą przeciwko buntownikom. Jakże by mogło być, gdyby sytuacja nie skomplikowała się jeszcze bardziej. Na szczęście, od czego są zaprzyjaźnione wiedźmy? Pytanie tylko, czy cena tej rzekomej przyjaźni nie będzie w pewnym momencie zbyt wysoka. Oj dzieje się w tej części, dzieje. Oczywiście historia zostaje podjęta tam, gdzie autor pozostawił głównego bohatera w „Przeklętych kobietach” i akcja toczy się z górki. Głowy lecą jak gruchy. Prawdę pisał autor w przedmowie do pierwszego tomu, żeby się do bohaterów nie przywiązywać. Kto nie wziął do serca tej uwagi, to będzie chlipał po tej lekturze. Oczywiście jest też uzasadnienie, dlaczego nasz uniżony sługa nie pamięta nic z ruskich wojaży w kolejnych chronologicznie tomach. Wszystko spina się naprawdę zacnie i płynnie. A trzeba wspomnieć, że zwrotów akcji mamy tutaj co najmniej kilka.
W innej książce Jacka Piekary krytycznie odniosłem się do wrzuconego tam posłowia, tutaj też takowe jest, ale moje zdanie jest na jego temat zupełnie odmienne. Tym razem autor napisał tam naprawdę kilka ciekawych rzeczy, chociażby roztoczył przed czytelnikiem tak bogatą wizję rozbudowy inkwizytorskiego uniwersum, że ślinka cieknie na samą myśl. Oby tylko czas pozwolił na realizację tych ambitnych planów. Pozostałe informacje z posłowia ukazują nieco kulisów powstawania książek z „Ruskiej trylogii” i to też jest interesujące, gdy autor sam opowiada, w jaki sposób zmieniały się różne motywy.

Uwaga, poniżej może znaleźć się potencjalny spoiler!

Mam lekki problem z ilustracją z okładki. Oczywiście jest ona dla mnie bardzo dobrze przygotowana i tutaj zero dyskusji. Kłopot jest z czym innym. Uważny czytelnik z marszu, gdy zobaczy tę ilustrację, dostanie w twarz kolosalnym spoilerem. Bo czyż postać przedstawiona to ktoś inny niż Tamara? No właśnie. A jej wątek rozwija się w konkretnym kierunku dopiero w tej części, tymczasem na okładce już mamy to, co w tekście trafi się bliżej końca książki. Nieładnie.

To, co zwraca uwagę w całej trylogii, to język i opisy różnych sytuacji. Jacek Piekara pisywał często bardzo dosadnie i obrazowo, ba wulgarnie. Tutaj też mamy sporo przekleństw, ale już sceny miłosne są na tyle subtelne, że przez moment zastanawiałem się, czy autor nie podnajął kogoś, by napisał je za niego. Na szczęście wszystko wyjaśnia się w posłowiu.

„Ruska trylogia” jako całość już po finale, dała mi coś do zastanawiania się. Mianowicie tytuły. Pierwszy tom – „Przeklęte krainy”, zgoda, tłumaczyć nie trzeba. Drugi, czyli „Przeklęte kobiety”, no dobra ujdzie, w końcu wiedźmy odgrywają tam dużą rolę, a i Ludmiła święta nie jest. No i przychodzi „Przeklęte przeznaczenie” – tytuł bardzo chodliwy. Nawet kurier, który przywiózł mi książkę, pytał, co za przeklęte przeznaczenie zamówiłem. Problem w tym, że im dalej w treść trzeciego tomu, tym bardziej to właśnie tu pasuje mi to hasło „Przeklęte kobiety”. W ogóle odniosłem wrażenie, że części druga i trzecia były pisane jednym tchem i podzielono je nieco sztucznie na potrzeby wydania cieńszych książek i dopięcia trylogii.

Mimo swoich mniej lub bardziej wnikliwych spostrzeżeń i wątpliwości uważam, że „Przeklęte przeznaczenie” jest jedną z najlepszych książek Jacka Piekary. Oj trudno się oderwać od tej lektury. Jest zajmująca i pasjonująca. Może Wam zagrać na emocjach i zdecydowanie jest to przygoda, jakiej szkoda byłoby zapomnieć. Tym bardziej żal biednego Mordimera. Cóż rzec? Powiada Wam, idźcie i czytajcie, gdyż taka jest wola autora. W końcu nie pisze się takich świetnych historii dla samego siebie, a dla nas – czytelników.

 

Tytuł: Ja, inkwizytor. Przeklęte przeznaczenie

  • Autor: Jacek Piekara
  • Wydawnictwo: Fabryka Słów
  • Data wydania: 17.07.2020 r.
  • ISBN: 9788379645671
  • Wymiary: 125 x 205
  • Liczba stron: 420
  • Oprawa: miękka
  • Cena: 43,90 zł

Dziękujemy Wydawnictwu Fabryka Słów za udostępnienie egzemplarza do recenzji.


comments powered by Disqus