Szymun Wroczek „Piter. Bitwa bliźniaków” - recenzja

Autor: Damian Podoba Redaktor: Motyl

Dodane: 22-07-2020 23:58 ()


Uniwersum Metro towarzyszy mi w mojej czytelniczej drodze od dawna, praktycznie od początku serii. Oryginalne „Metro 2033” przebrnąłem, chociaż wydawało mi się wtedy dość trudną lekturą. „Piter” Szymuna Wroczka sprawił, że wróciłem do tego świata o wiele łatwiej. Później nastała epoka „Metro 2035” i Wroczek powrócił z kontynuacją swojego dzieła. Teraz brniemy dalej w UM2035, a autor dalej w formie, chociaż przyznaję, że „Bitwa bliźniaków” mnie zawiodła.

Już wyjaśniam, co się zadziało. Po pierwsze zawiodłem się objętością książki, bo Wroczek przyzwyczaił mnie, że jego teksty zajmują na dłużej niż dwa wieczory. Po drugie liczyłem, że akcja w końcu faktycznie przeniesie nas do 2035 roku, tymczasem mamy zabieg zupełnie odwrotny i lądujemy raptem 10 lat po wojnie, czyli w roku 2023. Nie czytałem wszystkiego, co wyszło w UM, ale taki zabieg spotykam po raz pierwszy i zdziwiłem się mocno, że Glukhovsky się na to zgodził. Wiem, że obaj autorzy się lubią, mimo wszystko takie cofnięcie akcji w czasie było czymś bezprecedensowym.

Co się zaś tyczy zawiłości fabularnych, to przyznaję, lekko się w tym wszystkim pogubiłem, szczególnie biorąc pod uwagę tytuł. Jako całość historia opowiedziana w „Bitwie bliźniaków” jest zagmatwana. Jeśli rozbijemy ją na części, jak to zresztą zostało zrobione, to wszystko nabierze trochę więcej sensu. Trochę. Bo dalej nie do końca pojmuję, w jakim celu zastosowano zabieg cofnięcia fabuły do 2023 roku. Owszem poznajemy tam jedną z postaci, która pojawi się też później. Uchylony zostaje rąbek tajemnicy pt. dlaczego nasz znajomy skin Uber jest, jaki jest, ale obie te sprawy można było wprowadzić o wiele prościej, przykładowo w krótkich retrospekcjach. No ale autor tak sobie zamyślił, więc tak jest. To, co dostajemy do czytania, jest zdecydowanie dobrze napisane. Cała akcja w okolicach Obwodnego Kanału jest interesująca i wielowarstwowa. Uber mierzy się z czymś, czego do tej pory nie podejrzewał o istnienie. W końcu smok to nie byle co nawet w naszpikowanym mutantami świecie. Oj jatka będzie iście nieziemska. Niesłychanie ubawiłem się przy drugiej części, kiedy akcja wróciła już do roku 2033. Cała budowa oddziału komandosów-straceńców jest świetna, chociaż mam jedną obawę, czy autorowi uda się zgrabnie oddać charaktery wszystkich członków „oddziału”. Skąd moja niepewność? Ano z trzeciej rzeczy, która mnie zawiodła. „Bitwa bliźniaków” jest w mojej opinii książką urwaną w połowie. Dosłownie. Akcja się nakręca i nagle ciach, koniec, przeskok o nieznaną liczbę dni, podczas których wydarzyło się nie wiadomo co. Owszem z „Interludium 2” wywnioskujemy to i owo, ale jest to wybitnie kiepskie zagranie fabularne.

Jeszcze dodam dwa słowa o bohaterach. Przyznaję, że Uber ma moją umiarkowaną sympatię, jednak bez wątpienia gra tutaj pierwsze skrzypce i robi to wyśmienicie. Cała reszta to tło, chociaż nie statyści. Pozostałe postacie, takie jak Mika, Mamed, Sołowiej i inni mają swoje, dobrze napisane charakterystyki i pozwalają rozwinąć się opowiadanej historii. Powiem więcej, nie znalazłem w tej książce postaci, która byłaby zbędna. Inną kategorią traktuję wydarzenia rozgrywające się w „Części II”, bo tam poznajemy masą postaci, które chwilę później stają się kompletnie nieistotne i to jest smutne.

Przy poprzedniej części nie zastanawiałem się, dlaczego książka wylądowała z UM2035, a nie 2033. Tam uzasadnienie było jasne – wędrówka po powierzchni. W tym przypadku wątpliwości mam całą masę. Powierzchni jest tyle, co kot napłakał. Fabularnie akcja dzieje się nie tylko w 2033 roku, ale nawet i wcześniej, więc to się nie broni. Może pod względem brutalności i niektórych wątków, które wg rosyjskiego wzorca rzeczywiście mogły trafić UM2035 skierowanego przecież oryginalnie do dorosłych czytelników. I tyle. Naprawdę mam wrażenie, że ktoś tu się gdzieś w procesie twórczym/wydawniczym pogubił i ta książka nie dość, że nie została dokończona, to jeszcze przypięli jej zły szyld. Nie mam tutaj żadnych ale, do polskiego wydawcy, bo przecież to nie Insignis decydował. Gdzieś tam na wschodzie, ktoś chyba po prostu zapił.

Znakomicie broni się okładka. Jest narysowana pięknie, o ile oczywiście piękny może być obrazek z postapokaliptycznego świata. Tło ilustracji mi niewiele mówi, bo nie znam topografii Petersburga, ale już postać jest stworzona po mistrzowsku. Tekst został przygotowany również bez żadnych zarzutów, a i język opowieści jest jak najbardziej przyzwoity. No pomijając wulgarność bohaterów.

Co więc zrobić z „Bitwą bliźniaków”? Jak ją ocenić? Przyznaję, że nie mam pojęcia. Książka czyta się dobrze. Jest to kawał rozrywki, co prawda krótki, ale dosadny. Jako część serii napisanej w ramach szerszego uniwersum jeszcze się to wszystko broni, chociaż gdzieś w kościach czułem, że Wroczek pójdzie tropem Glukhovskiego i Diakowa, dając czytelnikom trylogię. No cóż, mój instynkt zawiódł i najprawdopodobniej czeka nas kolejny tom, który mam nadzieję, zwieńczy historię Ubera. Oby znalazło się tam miejsce na akcje „parszywej dwunastki”, bo jeśli potencjał tej grupy zostanie zmarnowany, to nie ręczę za siebie. Kończąc ten lekko przydługi wywód, powiem tak, „Piter. Bitwa bliźniaków” to książka, które w mojej opinii nie powinna pojawić się w takiej formie tekstowej, w jakiej ją dostaliśmy. Biorąc pod uwagę objętość mam teorię spiskową, że oryginalny wydawca poganiał autora i ostatecznie poszło to, co było, a resztę „się dopisze” i wyda jako kolejny tom. Trudno, taki mamy klimat na rynku literackim. Wszystkim fanom polecam śmiało kupić tę część, żeby nakład nie wyparował, ale odstawić ją na półkę i czekać do ukazania się finału. Inaczej frustracja gwarantowana.

 

Tytuł: Piter. Bitwa bliźniaków

  • Cykl: Metro 2035
  • Autor: Szymun Wroczek
  • Przekład: Patrycja Zarawska
  • Wydawca: Insignis
  • Data wydania: 01.07.2020 r.
  • Oprawa: miękka
  • Stron: 360
  • Format: 140x210 mm
  • ISBN: 9788366575059
  • Cena: 39,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Insignis za udostępnienie egzemplarza do recenzji.


comments powered by Disqus