„Era Apocalypse'a” księga pierwsza: „Świt” - recenzja
Dodane: 16-07-2020 23:17 ()
Jak wyglądałby świat, gdyby bieg historii został zmieniony i Charles Xavier umarłby przed założeniem drużyny X-Men? Czekałaby nas ponura przyszłość. Apokaliptyczna rzeczywistość, w której marzenie Profesora X o wspólnym, pokojowym i harmonijnym życiu ludzi i mutantów nie ma szans na ziszczenie. O takiej przyszłości postanowił opowiedzieć Scott Lobdell, którego wspomagają Fabian Nicieza, Mark Waid, Jeph Loeb i Larry Hama.
Mucha Comics po raz kolejny (chwała jej za to) wsłuchała się w głosy fanów i wydała długo oczekiwany w naszym kraju event „Age of Apocalypse”. Historię rozpalającą pod koniec lat 90. ubiegłego stulecia wyobraźnię, wychowanych na komiksie superbohaterskim polskich czytelników prawdopodobnie na równi z klasycznymi „Tajnymi wojnami”. Po wielu latach dostaliśmy szansę na zmierzenie się i z tą opowieścią. Czy zatem warto było czekać? Odpowiedź nie jest łatwa, z prostego powodu – „Era Apocalypse’a: Świt” to pierwszy z czterech zaplanowanych tomów. Jednak jego lektura z pewnością nie rozczaruje nikogo, kto ciepło wspomina ostatnią dekadę XX wieku.
Kolorową, muskularną i seksowną. Przerysowaną, patetyczną i często kiczowatą. Wulgarną i brutalną (częściej na niby niż na prawdę). Okładki kolorowych zeszytów atakowały czytelnika groźnymi wyrazami twarzy bohaterów i bohaterek, nienaturalnie powyginanymi kobiecymi ciałami i ogromnymi mięśniami samców alfa posługującymi się bronią absurdalnych rozmiarów. Edytorzy kusili klientele komputerową kolorystyką i bajeranckimi coverami, jednocześnie pogrążając w wydawniczym zagmatwaniu nastawionym przede wszystkim na szybką i wysoką sprzedaż przygody ulubionych postaci w coraz większym chaosie. Jak każda komiksowa dekada i ta miała do zaoferowania zarówno opowieści dobre, jak i te złe. Na szczęście „Era Apocalypse’a: Świt” plasuje się po tej lepszej stronie.
Oczywiście należy przyjmować ją z całym dobrodziejstwem inwentarza. Przymknąć oko na, co niektóre zabiegi, m.in. na irytujące streszczenia każdego poprzedzającego zeszytu w dialogach bohaterów. Wziąć poprawkę na niepotrzebnie rozwleczone i przegadane sekwencje, w czym bryluje Scott Lobdell. Przyzwyczaić się do melodramatycznych, teatralnych kwestii i czerstwego humoru, jeżeli ten w ogóle występuje. Jednak pomimo tych w sumie niewielkich wad, udało się scenarzystom stworzyć naprawdę angażującą w wydarzenia czytelnika opowieść. Największe wrażenie wywołuje tu oczywiście wizja ponurej przyszłości (takie skrzyżowanie „Dni minionej przyszłości” z „Elektronicznym mordercą”), w której X-Men pod dowództwem Magneto są ostatnim bastionem stojącym na drodze złowrogiemu Apocalypse'owi dążącemu do zgładzenia ludzkości.
Widać, że Lobdell i spółka świetnie bawili się, tasując zgrane karty, zmieniając ustawienie pionów na szachownicy i odwracając znane role. Pisząc X-Men niejako na nowo, czerpali obficie z kilkudziesięcioletniej ich historii. Wprowadzają na scenę bodajże wszystkie najważniejsze postaci i zaskakująco konfrontują je ze sobą. Niby wszystko jest inne, a jednocześnie doskonale nam znane. Co świadczy tylko o kunszcie autorów umiejących inteligentnie korzystać z dziedzictwa mutantów, równocześnie dodając do niego swój niezwykle ważny wkład.
Udanie wypada tu także warstwa graficzna, za którą odpowiada aż dziewięciu rysowników (Roger Cruz, Andy Kubert, Ron Garney, Ian Churchill, Steve Epting, Chris Bachalo, Joe Madureira, Tony Daniel, Adam Kubert)! Jednak mimo tak dużej liczby artystów udało się zachować wizualną spójność opowieści. Utrzymać jej mroczny ton i wybuchowe rozpasanie. Nie będzie pewnie zaskoczeniem, że najokazalej prezentują się dynamiczne prace Chrisa Bachalo, będącego w tamtym czasie w swojej szczytowej formie. Znakomicie spisał się także Adam Kubert, łącząc w swoich rysunkach klasykę z nowoczesnością. Zawsze elegancki dokładny, a kiedy trzeba, ekspresyjny. Na wyróżnienie zasługuje także Tony Daniel nawiązujący do twórczości Johna Byrne’a ze wspomnianych już „Dni minionej przyszłości”, ale filtrujący ją przez efektowną, by nie napisać efekciarską graficzną wrażliwość charakterystyczną dla tamtego okresu.
Czy to przypadek, że „Świt” został wydany w czerwcu? W miesiącu, w którym świętowaliśmy 30. lecie powstania wydawnictwa TM-Semic? Nie wiem, ale z pewnością trudno sobie wyobrazić lepszy tytuł do godnego uczczenia tej rocznicy. Czytelnicy pamiętający ostatni – 1997 – rok publikacji miesięcznika „X-Men” bez problemu odnajdą się w świecie rządzonym przez Apocalypse’a. Tym bardziej że tłumaczem omawianego komiksu jest nie kto inny jak Arkadiusz Wróblewski. Na dokładkę w środku zamieszczono kolejną odsłonę legendarnego „Raportu X”, tym razem sporządzanego przez Marcina Andrysa.
Panie i panowie, lata 90. powróciły. W najlepszym wydaniu!
Tytuł: „Era Apocalypse'a” księga pierwsza: „Świt”
- Scenariusz: Scott Lobdell, Mark Waid, Fabian Nicieza, Jeph Loeb, Larry Hama
- Rysunki: Roger Cruz, Andy Kubert, Ron Garney, Ian Churchill, Steve Epting, Chris Bachalo, Joe Madureira, Tony Daniel
- Tusz: Tim Townsend, Matt Ryan, Dan Green, Joe Rubinstein, Bud Larosa, Barta & Carani, Dan Panosian, Mark Buckingham, Kevin Conrad, Karl Kesel, Chris Warner
- Kolor: Steve Buccellato, Kevin Somers, Mike Thomas, Marie Javins, Digital Chameleon, Electric Crayons
- Tłumaczenie: Arek Wróblewski
- Wydawnictwo: Mucha Comics
- Data publikacji: 26 czerwca 2020 r.
- Wydanie pierwsze
- Liczba stron: 280
- Oprawa: twarda
- Papier: kredowy
- Druk: kolor
- ISBN: 978-83-66589-08-7
- Cena okładkowa: 119 zł
Dziękujemy wydawnictwu Mucha Comics za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Galeria
comments powered by Disqus