„MW” - recenzja

Autor: Jarosław Drożdżewski Redaktor: Motyl

Dodane: 13-06-2020 22:27 ()


„Drogie Waneko, jak ja wam bardzo dziękuję za wydanie MW. Lektura tego komiksu odmieniła moje życie...” tak wyobrażam sobie siebie piszącego list do redakcji, gdybym miał wiele lat mniej i gdyby istniały - wzorem kultowych stron TM-Semic - takowe w mangach tego warszawskiego wydawnictwa. Naprawdę na samym wstępie wyrażam ogromną radość, że ten tytuł na rynku się ukazał. Cieszy to, tym bardziej że za wydawanie tytułów „boga mangi” wzięło się już kilka wydawnictw w Polsce i co najlepsze w tym wszystkim, nie ma między nimi kłótni czy waśni, a wręcz współpraca! Efektem tego wspólna szata graficzna tych tytułów, która genialnie prezentuje się na półkach. Brawo dla was. Podziękowania dla Waneko należą się jeszcze z jednego powodu. „MW” jest tytułem ze wszech miar wybornym. To manga, która potwierdza status Tezuki, choć on sam - co ciekawe - nie jest z niej w pełni zadowolony, o czym wspomina w posłowiu. Ja jednak patrzę na nią nie tak krytycznym okiem co autor. Dla mnie była to niesamowita przygoda.

Jeśli ktoś uważa, że komiksy czy mangi są dla dzieci, to „MW” jest tym tytułem, który jest koronnym dowodem w sprawie. To przemyślana, spójna, wciągająca historia, która ma niesamowitą otoczkę. Tezuka był „ojcem mangi” i jednym z najwybitniejszych jej twórców i to nie ulega wątpliwości. Tytuł wydany przez Waneko potwierdza dodatkowo to, że jest to też artysta, który nie boi się wyzwań i nie stroni od kontrowersji, a odwaga to jego drugie imię. Jak bowiem określić inaczej niżeli odwagą fakt, że Japończyk już w 1976 roku tworzył komiksy o homoseksualnym księdzu, gwałtach, mordowaniu dzieci i podobnych sprawach? To nawet dzisiaj, gdy świat się niestety całkowicie zmienił, może szokować, a co dopiero w latach, w których Tezuka tytuł ten (w trzech częściach) wydał? Już jednak dosłownie pierwsza scena pokazuje, z jakim dziełem będziemy mieli do czynienia. Niczym u Hitchcocka mamy tu trzęsienie ziemi, a kadru z zamordowanym dzieckiem wielu z was długo nie zapomni. Później jest już tylko lepiej lub w najgorszym wypadku, tak samo elektryzująco.

Japończyk stworzył bezkompromisową historię kryminalno-sensacyjną w otoczce szoku i kontrowersji. Zaprezentował dynamiczną, pełną akcji i bezwzględności historię, w której nie brak też wątków obyczajowych czy krytyki ludzkich postępowań. Autor po raz kolejny dał wyraz swojemu antywojennemu nastawieniu w głównym wątku. Oto bowiem mamy tu do czynienia z duetem ksiądz i pracownik banku, którzy w młodzieńczych latach przeżyli traumatyczne zdarzenia, a mianowicie atak gazowy tajną bronią, w którym zginęło setki niewinnych ludzi, a przeżyli tylko oni dwaj. Ta sytuacja sprawia, że dalsze ich losy bardzo się komplikują i wokół tego tajemniczego gazu „MW” toczy się akcja. I absolutnie nie chcę stwierdzić, że główny wątek jest pretekstem, natomiast faktem jest, że to wszystko, co dzieje się obok tego zdarzenia, jest równie ważne. Mamy tutaj całą galerię pełnokrwistych postaci, a każda z nich wnosi niezwykły powiew świeżości do tej historii i za ich pomocą Tezuka dokonuje rozliczeń z grzechami człowieka. Tych jest wiele, więc Japończyk ma o czym pisać. Mangą tą udowadnia, jak ogromnym talentem on dysponował. Wszystkie te z pozoru niemożliwe do połączenia elementy i wątki tutaj spajają się w jedną niezwykle spójną całość. Godne podziwu jest też, a może przede wszystkim, to jak wielkie emocje ten tytuł wywołuje. Głównego adwersarza nienawidzimy z całych sił, choć dostrzegamy też jego motywacje. Ksiądz jest typową postacią tragiczną, której z jednej strony współczujemy, a z drugiej gdzieś z tyłu głowy mamy myśl, że ma to, na co zasłużył. Do tego jeszcze szereg postaci drugoplanowych, z którymi płaczemy po śmierci ich bliskich czy kibicujemy w złapaniu złoczyńców. Takiego nagromadzenia emocji, jak w tym tytule to już dawno nie spotkałem. Gwarantuje wam, że dreszcz emocji nie opuści was od pierwszej do ostatniej strony. I nawet jeśli pewne zdarzenia są trochę naciągane, to jest to zrobione w taki sposób, że absolutnie nam to nie przeszkadza. Czujemy się, jakbyśmy oglądali - na ten przykład - takiego Jamesa Bonda. Wiemy, że to, co oglądamy, jest nieprawdopodobne, ale bawimy się doskonale.

Nie sposób mi wytknąć jakiegoś słabego punktu, doceniając też to, jaką odwagą dysponował Japończyk. „MW” potwierdza jego geniusz jako artysty nie tylko pod względem pisania scenariuszy, ale też jako wybornego rysownika, który zrewolucjonizował rynek mangowy. Ten jego dynamiczny, iście „hollywoodzki” sposób kadrowania sprawdza się tu doskonale, a wymowy niektórych - tych najtragiczniejszych w odbiorze - kadrów nie sposób zapomnieć. Wszystko to jest tak sugestywnie podane, że co rusz poddani zostajemy wstrząsom, które zapadają w pamięci. Gdzieś w tym wszystkim nie można też zapomnieć, że jest to po prostu dobrze napisana i świetnie prowadzona historia kryminalna, od której nie sposób się oderwać, a jej zakończenie ma sprawić, że długo o niej nie zapomnimy. Tutaj też Tezuka wodzi czytelnika za nos, zwodzi go i w konsekwencji prezentuje naprawdę udany finisz. Szkoda tylko, że części z wątków (o tym również pisze Tezuka w posłowiu) nie udało się w pełni wyjaśnić, choć na szczęście czytelnik nie ma poczucia, że zostawiono go z tzw. kwitkiem.

Cały ten tekst może wydać się wam jednym wielkim peanem pochwalnym ku czci „MW”. Moim celem było jednak przekonanie was, abyście po tę mangę sięgnęli. Jest ona tego naprawdę warta i jest to jeden z najmocniejszych tytułów dostępnych na rynku. Podejdźcie do niego jednak z odpowiednio otwartą głową i pamiętajcie, że jest to manga przeznaczona tylko i wyłącznie dla dorosłego czytelnika!

 

Tytuł: MW

  • Scenarzysta: Osamu Tezuka
  • Ilustrator: Osamu Tezuka
  • Wydawnictwo: Waneko
  • Data publikacji: 28.05.2020 r.
  • Oprawa: twarda w obwolucie
  • Papier: offset
  • Druk: cz-b
  • Liczba stron: 792
  • ISBN-13: 9788380967892
  • Cena: 69,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Waneko za udostępnienie egzemplarza do recenzji.


comments powered by Disqus