„Roboty i drony – dawno temu, teraz i w przyszłości” - recenzja

Autor: Jarosław Drożdżewski Redaktor: Motyl

Dodane: 09-06-2020 16:56 ()


Pamiętacie taki komiks „Dwaj z galaktyki Gryfa”? Jeśli czytacie ten tekst, zastanawiając się jednocześnie, czy recenzowana pozycja jest odpowiednia dla waszych „Padawanów”, to zapewne tak. Podobnie jak – jestem przekonany – pamiętacie taki serial animowany „Było sobie życie”. Wspominam o tych dwóch tytułach nieprzypadkowo, gdyż jeśli byliście fanami czy chociaż z przyjemnością je wspominacie, to właśnie coś z pogranicza obu z nich znajdziecie w „Robotach i dronach”, czyli trzecim naukomiksie wydanym przez Naszą Księgarnię.

Po poprzednich dwóch odsłonach, czyli dinozaurach i rekinach, przyszła kolej na coś spoza kręgu zwierząt i jednocześnie coś, co otacza nas na co dzień również w naszych domach. Drony są popularnymi prezentami dla gadżeciarzy, roboty wkroczyły do naszych domów – nawet nie wiecie, ilu z was je posiada pod swoimi strzechami. Nie może więc dziwić, że powstał tego typu komiks. „Roboty i drony – dawno temu, teraz i w przyszłości” – tak brzmi pełna nazwa tej publikacji. Publikacji, za którą odpowiada duet Mairghread Scott (scenarzysta) oraz Jacob Chabot (w roli rysownika).

I choć już poprzednie części serii miały w sobie naprawdę dużo z opracowania naukowego (oczywiście z zachowaniem wszelkich proporcji), tak trzecia odsłona cyklu, jak żadna poprzednia zasługuje na nazwę – „naukomiks”. Mam wrażenie, że więcej w nim jest właśnie nauki niż samego komiksu. Nie znajdziecie tu bowiem scenariusza w takim typowym ujęciu tzn. jakiejś spójnej historii, w którą wkomponowano treści merytoryczne i naukowe. Tutaj to właśnie ta nauka jest „scenariuszem” a wszystko dookoła tylko pretekstem i uzasadnieniem ukazywania poszczególnych faktów. Kolejne strony to raczej zlepek (bez negatywnego wydźwięku tego słowa) następujących po sobie epizodów i faktów związanych z prezentowaną dziedziną niż sytuacje wynikające z siebie scenariuszowo. Nie ma tu więc standardowej dla historii obrazkowych narracji czy bohaterów. Jest narrator i fakty, które przedstawia. Czy to dobrze? Czy źle? Zależy, jak na to spojrzeć. Jeśli młody człowiek, który sięgnie po ten komiks, będzie szukał w nim akcji i fabuły, to może się rozczarować. Jeśli jednak ma być to zachęta do pogłębiania wiedzy, do zaciekawienia tematyką czy w końcu do dowiedzenia się o niej nieco więcej, to tutaj już sprawdzi się naprawdę dobrze. Myślę sobie, że ten tytuł jest doskonałym narzędziem dla nauczycieli, którzy chcieliby w prosty i ciekawy sposób przekazać wiedzę z pogranicza robotyki i techniki. Choć w środku nie brakuje bowiem tematycznych zwrotów i wyjaśnień, to są one ukazane w tak przystępny sposób, że nie sposób ich nie zrozumieć, ale też wiedza ta zostaje z czytelnikiem na dłużej. Coś więc za coś. Akcji nie ma się spodziewać, choć podróżujemy przez różne okresy i miejsca, ale za to jest podana w bardzo interesujący sposób wiedza.

Nieprzypadkowo więc wspomniałem we wstępie o tych dwóch starszych tytułach, porównując je do „Dronów i robotów”. Podobnie jak w pierwszym z nich mamy narratora, który prowadzi nas przez różne kraje i okresy historyczne, tłumacząc podejmowane zagadnienia i samą atmosferę komiksu. Z drugiego mamy natomiast bardzo merytoryczne podejście do tematu. Ok, tyle wspominam o tej warstwie naukowej, ale czym w końcu ona w tym komiksie jest? Scenarzysta zdradza w nim nie tylko historię tego, jak rozwijała się robotyka, docierając do naprawdę odległych zakątków i zamierzchłych czasów – wiedzieliście, że w feudalnej Japonii stworzono robota roznoszącego sake? – ale też wyjaśnia najważniejsze zagadnienia i tajniki z nimi związane (dowiecie się, np. czym jest opornik) oraz w interesujący sposób ukazuje, co robotem jest, a co nim nie jest, choć może się wydawać inaczej. Na końcu tego komiksu dodatkowo jeszcze prezentuje najważniejsze roboty w historii świata. Tej warstwy naukowej jest tu więc naprawdę dużo. Plusem jest też to, że odnosi się on do popkultury, co nadaje opowieści dodatkowego smaczku szczególnie dla starszych, którzy sięgną po ten tytuł – bez względu czy dla siebie, czy dla swoich dzieciaków.

Celowo do tej pory nie wspominałem też o rysunkach. Podobnie bowiem, jak i scenariusz tak i rysunki są tu pretekstem schodzącym na drugi plan. Nie oznacza to broń Boże, że są one niezjadliwe. Mam na myśli to, że one po prostu „są”. Ni mniej, ni więcej. Jeśli nie ma przesadnie rozbudowanej fabuły to i dynamiki rysunków specjalnie na nich nie ma. Można natomiast na pewno napisać, że oprawa graficzna jest kolorowa i przyciągająca wzrok, choć przy tym dość uproszczona. To jednak sprawia po pierwsze, że czytelnik skupia swoją uwagę na tym, co najważniejsze, czyli treści a po drugie to, że młodsi czytelnicy mogą się nim zainteresować.

Jaki jest więc to komiks i czy warto go polecać? Z pewnością jest to historia z gatunku tych dla młodych. To oni znajdą tu najwięcej dobrego i będą z niego czerpać najwięcej. Trzeba pamiętać, że to głównie nauka poprzez rozrywkę – co samo w sobie jest genialnym rozwiązaniem – z raczej drugoplanową fabułą, więc jest to gotowe rozwiązanie dla rodziców i nauczycieli, którzy chcą nauczyć czegoś podopiecznych. Jeśli więc szukacie czegoś inteligentnego dla młodszych, a dodatkowo chcecie ich zainteresować komiksami, to dostajecie do swoich rąk skuteczną broń.

 

Tytuł: Roboty i drony – dawno temu, teraz i w przyszłości

  • Scenariusz: Mairghread Scott 
  • Rysunki: Jacob Chabot
  • Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
  • Data wydania: 11.03.2020 r.
  • Tłumaczenie: Bogumił Bieniok, Ewa L. Łokas
  • Druk: kolor
  • Oprawa: twarda
  • Format: 162x230 mm
  • Stron: 128
  • ISBN: 9788310134486
  • Cena: 34,90 zł

Dziękujemy Naszej Księgarni za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus