„Rick and Morty” tom 9 - recenzja
Dodane: 06-06-2020 23:00 ()
Po raz kolejny wracamy do pozycji reprezentującej złotą kurę i dojną krowę bloku programowego [adultswim] – za sprawą kolejnego dziewiątego już tomu o przygodach nihilistycznego naukowca Ricka i jego ciapowatego wnuka Morty'ego.
Ponownie mamy do czynienia z kilkoma krótszymi formami zamiast jednej dłuższej historii i przyznać muszę, że nieco brakuję mi właśnie jakiejś bardziej rozbudowanej opowieści osadzonej w tym pokręconym multiwersum. Na szczęście to, co do zaprezentowania ma recenzowany album, jest całkiem niezłej jakości. Na dzień dobry dostajemy historię o starannie dobranym oddziale zabójców, którzy z różnych powodów - wyimaginowanych lub nie - chcą zemścić się na Ricku i jego rodzinie. O dziwo opowieść ta odwołuje się do wielu z wcześniejszych przygód naszych bohaterów (o czym zresztą nieustannie przypomina nam pan Kupkazdupki) co stanowi miłe zaskoczenie – fajnie wiedzieć, że działania Ricka i jego wnuka mogą mieć w tym uniwersum jakieś konsekwencje i że może z tego uformować się jakaś bardziej rozbudowana narracja.
Kolejna z historii to nie lada gratka dla fanów serialu, a opowiadająca o tym, jak Rick i Morty poznali znanych z serialu Obrońców. W serialu dowiedzieliśmy się, że to już trzecie ich spotkanie i przez wiele lat zastanawialiśmy się, jak wyglądało pierwsze. Cóż, teraz mamy okazję się dowiedzieć w typowym dla serii stylu. Było to bolesne i wulgarne zderzenie nihilizmu i cynicyzmu z idealizmem okraszone odrobiną nie najgorszej akcji. Następnie zanurzyłem się w dość interesujący epizod prezentujący dalsze losy wszechświata, w którym Rick doprowadził do zmutowania całości populacji w paskudne monstra w jednym z najpopularniejszych odcinków serialu. Historia ta pozbawiona obecności tytułowych bohaterów i skupiająca się wokół Summer, Jerry'ego oraz Beth była zaskakująco otrzeźwiająca i zwieńczona słodko-gorzkim zakończeniem. W ostatecznym rozrachunku to, co do tej pory zaprezentował mi niniejszy album, było zaskakująco przyjemną lekturą. Pomimo podyktowanej objętością zwięzłości to każda z historii miała w sobie coś, co intrygowało, narracja posuwała się sprawnie, a trzymający poziom humor sprzyjał pochłanianiu kolejnych kadrów. Problemy pojawiły się na samym końcu.
W odróżnieniu od poprzednich albumów tom dziewiąty nie posiada sekcji poświęconej „dodatkowym historyjkom”. Zamiast tych krótkich i humorystycznych opowiastek zaserwowano nam dość długą (jak na standardy serii) historię o przygodach tytułowych bohaterów w domenie publicznej. Niestety jest to opowiastka chaotyczna z kiepsko poprowadzoną narracją, nadmiernie siląca się na bycie elokwentną metanarracją i na dodatek mało zabawna. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że strony te można było spożytkować o wiele lepiej.
O szacie graficznej będzie krótko. Dostaliśmy to, czego mogliśmy się spodziewać i do czego seria zdążyła nas przyzwyczaić – dobrze odwzorowany styl graficzny znany z animacji. Pozbawiony zbędnych wodotrysków, z wyrazistymi szkicami przedstawiającymi rozbudowaną mimikę bohaterów oraz nie najgorzej rozrysowaną akcją. Wszystko to oczywiście w palecie soczystych barw. Drobnym wyjątkiem jest wspomniana przygoda w domenie publicznej okraszona karykaturalnymi i przerysowanymi szkicami oraz wyblakłą kolorystyką.
Tytuł: Rick i Morty tom 9
- Scenariusz: Kyle Starks, Tini Howard
- Rysunki: Marc Ellerby, Sabrina Mati, Jarrett Williams
- Przekład: Jacek Drewnowski
- Oprawa: miękka ze skrzydełkami
- Objętość: 132 strony
- Format: 167x255
- Data publikacji: 20.05.2020 r.
- ISBN: 9788328198678
- Cena: 39,99 zł
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.
Galeria
comments powered by Disqus