Nowa era Assasina

Autor: Bartłomiej Bolczyk Redaktor: Motyl

Dodane: 25-05-2020 09:31 ()


W ostatnich tygodniach po premierze pierwszego zwiastuna „Valhalli” przeczytać można było sporo krytycznych artykułów i komentarzy, spośród których przebijają się przede wszystkim zarzuty, dotyczące odejścia od korzeni „Assassin’s Creeda” i kopiowania rozwiązań znanych z „Origins” czy zwłaszcza „Odyssey” (nie licząc tych natury „to nie był obiecany gameplay!” - bo rzeczywiście nie był). I o ile nie sposób się z takimi głosami nie zgodzić, to trzeba zastanowić się, czy rzeczywiście należy traktować to jako coś złego. To, co dla jednych jest wadą, dla innych może okazać się bowiem największym atutem „Valhalli”.

„Assassin’s Creed” zawsze kojarzył się z grą akcji nastawioną na skradanie, a do tego z bogatą fabułą krążącą wokół Templariuszy, Asasynów i Pierwszej Cywilizacji, której dodatkowym atutem było umieszczenie w realistycznie odwzorowanych realiach wybranej epoki. Gra zawsze balansowała też pomiędzy współczesnością a historią i co jakiś czas przypominała nam, że wszystkie sceny z udziałem np. Leonarda da Vinci czy karaibskich piratów są jedynie odtwarzanymi za pomocą Animusa „wspomnieniami genetycznymi”. We współczesności działa się np. dramatyczna i całkiem wciągająca historia Desmonda, bohatera pierwszych „Assassinów”. Prawdziwymi bohaterami serii zawsze byli jednak wojownicy z przeszłości, tacy jak Altair czy Ezio.

„Origins” przyniosło spore zmiany dla serii. Przede wszystkim zrezygnowano z podziału świata na mniejsze, wczytywane sektory – zamiast tego dostaliśmy otwartą mapę, umożliwiającą eksplorowanie starożytnego Egiptu. Zmieniła się też nieco konstrukcja zleceń, questy stały się bardziej rozbudowane i obszerne. Do tego wprowadzono modyfikacje do systemu walki, a drzewko umiejętności pokazało, że „Assassin” dryfuje coraz bardziej w kierunku RPG. „Origins” zebrało bardzo dobre recenzje i choć niektórzy, zwłaszcza fani pierwszych odsłon, zarzucali grze, że zawiera za mało „Assassina w Assassinie”, to jednak dobre oceny i wyniki sprzedaży zachęciły Ubisoft do kontynuacji erpegowej podróży. I tak powstała kolejna odsłona, „Odyssey”.

Grecka część „Assassina” okazała się wielkim hitem i znacząco poprawiła wyniki sprzedażowe „Origins”. „Odyssey” to już pełnoprawna gra RPG, która daje graczowi możliwość podjęcia wyborów kształtujących świat przedstawiony, stosunek NPC-ów do gracza, a także zmieniających zakończenie. Postać można rozwinąć w typowego asasyna, bazującego na kamuflażu, skradaniu i cichej likwidacji przeciwników, ale bardziej zachęcani jesteśmy do zrobienia z Kasandry lub Alexiosa jednoosobowej armii, zwłaszcza że głowni bohaterowie to z pochodzenia Spartanie i potomkowie legendarnego Leonidasa. W grze nie uświadczymy konfliktu Asasynów z Templariuszami, a historia współczesna jest na tyle nienachalna, iż nawet wypierając ją całkowicie, niczego nie stracimy. „Odyssey” to trochę gra w stylu „Wiedźmina” czy „Kingdom Come: Deliverance”, która osadzona jest w realiach starożytnej Grecji i pozwala na dobrą zabawę, nawet gdy całkowicie nie zna się uniwersum. A już dla fanów Hellady stanowi prawdziwy rarytas, pozwalając na eksplorowanie historii znanych z mitów, odwiedziny w antycznych miastach czy poznanie takich postaci jak Herodot, Sokrates, Alcybiades czy Hipokrates.

Pytanie brzmi: skoro „Origins” sprzedał się dobrze, a „Odyssey” jeszcze lepiej, to dlaczego Ubisoft miałby schodzić z obranej przez siebie drogi? To, że „Valhalla” będzie w warstwie technicznej i mechanicznej, bo oczywiście nie w fabularnej, przypominać „Odyssey” było właściwie oczywiste. Zmiany zaproponowane w „Origins” i rozwinięte w „Odyssey” były odpowiedzią na apele o tchnięcie w serię nowego życia, a także na coraz słabsze oceny gier od „Black Flaga” w górę. Nic nie dzieje się przypadkiem. Zarzuty wysuwane wobec „Odyssey”, czyli przede wszystkim zbyt mała „assassinowatość”, stawiają przede wszystkim miłośnicy pierwszych części, ale trudno liczyć na to, że kanadyjskie studio się nimi przejmie, skoro udało im się pozyskać dla serii nowych fanów. Mnie samemu, choć grałem w stare „Assassiny”, znacznie bardziej odpowiada klimat tych najnowszych części.

Wydaje się też, że Ubisoft, choć nie zamierza już chyba wracać do stylu i gatunku, który prezentował na początku serii, nie zapomina o fanach starych gier i będzie starał się przemycać treści skierowane głównie do nich. W zwiastunie „Valhalli” widzimy ukryte ostrze i wiemy już, że powróci ono do wyposażenia głównego bohatera. Ponadto zapowiedziano powrót doktor Layli Hassan, co pokazuje, iż twórcy zamierzają zrobić z niej bohaterkę łączącą kilka części tak, jak kiedyś Desmond Miles. Jej wątek prawdopodobnie znowu nie będzie zbyt rzucający się w oczy, ale fani starych gier dostaną spójną historię współczesną, związaną tradycyjnie z Templariuszami i Asasynami, co w pewnym stopniu może zrekompensować jej brak w części historycznej (z czym trzeba się liczyć, choć obecność ukrytego ostrza na to nie wskazuje).

Przede wszystkim „Valhalla” będzie jednak grą o Wikingach. Na pewno można się po niej spodziewać podbojów i eksploracji Anglii i Norwegii, a także kilku trudnych wyborów moralnych (co zaakcentował już zwiastun, w którym główny bohater powstrzymuje jednego ze swoich pobratymców przed zabiciem dziecka - co w komentarzach, z tego, co widziałem, ocenione zostało jako „mało wikindzkie” i niewykluczone, że i gra da nam to odczuć). Z pewnością znowu będziemy mogli przemierzać wody morskie na pokładzie statku (wikińskiego drakkara), ponownie dostaniemy też ptasiego kompana, który będzie ułatwiał nam zwiad i planowanie ataków. I bez wątpienia znajdziemy w grze mnóstwo odniesień do mitologii nordyckiej, tak ostatnio popularnej za sprawą Marvela oraz Neila Gaimana.

Bardzo prawdopodobne, że dostaniemy grę, o której znowu usłyszymy, że „mało w niej Assassina”. Jednak nie sposób nie zauważyć, iż będzie to już trzecia taka odsłona z kolei, a to może oznaczać, że po prostu „Assassin” zmienił swój charakter (na zawsze czy na chwilę - to w tej chwili sprawa otwarta) i nie będzie się nam już kojarzył z liniowymi skradankami i zakapturzonymi, ulotnymi postaciami w obszernych szatach. Zamiast tęsknić do tego, czym „Assassin” był, lepiej się cieszyć tym, czym jest i może być w przyszłości - solidnym erpegiem umieszczonym w ciekawych epokach i eksplorującym znane i mniej znane mitologie oraz historyczne lokalizacje. Kto wie, może po podaniach o bóstwach egipskich, greckich i nordyckich twórcy sięgną po słowiańszczyznę? Warto przestać już rozpaczać za Ezio i zacząć wypatrywać spotkania z Odynem. A potem może i ze Światowidem...


comments powered by Disqus