„Hellboy w piekle” - recenzja druga
Dodane: 18-05-2020 21:57 ()
Kiedy umiera główny bohater komiksowej serii, zawsze zastanawiam się, jak dalece ta śmierć jest zasadna i konieczna. Mike Mignola ma ten luksus, że nie musi tłumaczyć się fanom ze swojego postępowania, bo wydaje się, że ci kochają amerykańskiego artystę bezkrytycznie, a na pewno dziecko, które stworzył. Hellboy umarł. Hellboy żyje. Kolejny sprytny fortel, ale też w pełni zrozumiały dla ciągnącego się od dekad cyklu. Skoro opowiada on o Piekielnym Chłopcu, to przecież pozbawienie go serca nie powinno być przyczynkiem do smutnego pogrzebu. W końcu nasz ziemski świat, to nie jedyny świat.
Ci, którzy myśleli, że tułaczka Hellboya skończyła się wraz z jego ostatnim tchnieniem („Hellboy: Burza i pasja”), czytając finał wieloletniej sagi, poczują ulgę albo rozczarowanie, ponieważ opowieść trwa, a wraz z nią wędrówka w poszukiwaniu odpowiedzi i własnego miejsca w piekielnych czeluściach. W złowieszczym labiryncie uliczek Pandemonium może wydarzyć się wszystko, a śmierć ma wiele oblicz. Dlatego Piekielny Chłopiec wbrew pozorom nie jest, bądź co bądź w swoim domu, mile widziany, a tym samym bezpieczny. I jak to często bywa, prawy sierpowy, choć przydatny, nie rozwiąże wszystkich problemów.
Nie jestem do końca przekonany czy Mike Mignola chciał konkretnie w ten właśnie sposób zakończyć swoje opus magnum (co prawda w posłowiu wyjaśnia pomysły i opisuje ewolucję, jaką przeszedł ostatni rozdział jego sagi, ale czyni to dość lakonicznie, na zasadzie „uwierzcie mi na słowo”). Brakuje bowiem tu konkretnej kropki nad „i”. Czegoś, co wywołałoby ten przysłowiowy efekt „Wow!”. I nie chodzi tu o spektakularną bijatykę, tylko raczej o silniejsze zaakcentowanie losu Hellboya. Wszelkie niedopowiedzenie nie zawsze służą wielkim finałom. Owszem Mignola dość zgrabnie, można rzec, że nawet pięknie kończy swoją opowieść, być może co wrażliwsi, obcujący z tą sagą od samego początku, ulegną wzruszeniu, ale sama droga prowadząca do ostatniego kadru pozostawia wiele do życzenia. Czuć bowiem, że Mignola, a wraz z nim Hellboy kluczą w miejscu. Poszczególne zeszyty nie są zbyt kreatywne, a przywoływanie poznanych wcześniej postaci nie zawsze wpływa pozytywnie na przebieg akcji. Tak jakby
„Hellboy w piekle” pisany był siłą rozpędu. W piecu jeszcze się tli, jednak lokomotywa nie ma już więcej mocy, a maszynista sił. Takie samo wrażenie można odnieść, patrząc na szatę graficzną tworzoną przez Mignolę. Owszem, to zawsze ten sam równy, wysoki poziom. Znakomicie oddający atmosferę niepokojącej historii. Piekło przeraża, przytłacza swoją pustką i złowieszczą czerwienią krwi i ognia (ukłony dla talentu kolorysty Dave’a Stewarta), ale potrafi też być zaskakująco ulotne, kameralne, a nawet przyjazne. Mignola nadal uwielbia eksponować detale, powtarzać motywy i wykorzystywać onomatopeje, aby podkręcić klimat, tyle tylko, że już te wszystkie zabiegi doskonale znamy. Oddanie pola innym rysownikom Richardowi Corbenowi i Duncanowi Fegredo było niezbędnym powiewem świeżości dla serii, której w ostatnim zbiorczym tomie brak. Z drugiej strony to zrozumiałe, że ojciec chciał pożegnać swoje dziecko. Całym sobą.
Trudno jednoznacznie skreślić lub pochwalić ostatni tom przygód Piekielnego Chłopca. Jak na ironię zabrakło w tym piekle iskry, rozpalającej wyobraźnię zarówno autora, jak i czytelników. Tak jakby cała historia znajdowała się w jakimś dziwnym zawieszeniu. W czyśćcu, a nie królestwie Szatana. Jednak jeżeli Mignola naprawdę chciał uzyskać taki efekt, to wszelkie pretensje i żale są nieuzasadnione. W końcu już dawno temu podpisaliśmy z nim cyrograf. Oddaliśmy mu dusze za tą opowieść.
Na naszych oczach kończy się pewna komiksowa epoka, do której z pewnością czytelnicy będą wracać raz za razem. Po czasie, po ponownej lekturze całości zakończenie na pewno nabierze innego znaczenia. Nasienie zniszczenia zostało zasiane, a plony będziemy zbierać przez kolejne dekady. I to jest największy, niepodważalny sukces Mike’a Mignoli. Odpoczywaj Hellboyu. Zasłużyłeś.
Tytuł:„Hellboy w piekle”
- Scenariusz: Mike Mignola
- Rysunek: Mike Mignola
- Kolor: Dave Stewart
- Okładka: Mike Mignola
- Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
- Wydawnictwo: Egmont
- Data publikacji: 13.11.2019 r.
- Stron: 360
- Format: 170x260 mm
- Oprawa: miękka
- Druk: kolor
- Wydanie: I
- Cena: 99,99 zł
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.
Galeria
comments powered by Disqus