„Żywa stal” - recenzja

Autor: Jarosław Drożdżewski Redaktor: Motyl

Dodane: 10-05-2020 12:45 ()


Wydawnictwo Mandioca kontynuuje swoją misję penetrowania rynku Ameryki Łacińskiej i wydobywania z niej kolejnych perełek. Komiksów, które niekoniecznie przed premierą na krajowym rynku były znane, ale które bardzo często po zakończonej lekturze wywołują efekt „Wow! Jak dobrze, że mam ten komiks”. Cały czas wracam do „9 godzin”, a tu już w kolejce oczekują następne. Mandioca atakuje zapowiedziami, a przecież bardzo niedawno swoją premierę miał komiks „żywe srebro”… znaczy się „Żywa stal”. Jak wypada? O tym poniżej.

Na początku warto przedstawić duet autorów, którzy pracowali nad tą produkcją, gdyż niekoniecznie muszą to być postaci w Polsce powszechnie znane. A zatem scenarzystą jest Eduardo Mazzitelli człowiek, którego historie trafiały m.in. na włoski rynek. Jego sława dawno wykroczyła poza Argentynę, docierając na Stary Kontynent. To on jest autorem wielu klasyków argentyńskiej szkoły komiksowej. Partnerował mu Enrique Alcatena, którego charakteryzuje z kolei specyficzna, ale naprawdę bogata wyobraźnia. Praca nad komiksem przyniosła mu nie tylko sławę, ale też fuchę u samego Marvela, z którym rozpoczął współpracę jeszcze w latach 80., pomagając przy serii Hawkworld, a później już samodzielnie rysując Conana Barbarzyńcę. Jak więc łatwo zauważyć „papiery na tworzenie” mają obydwaj, czego efekt widać w „Żywej stali”.

Recenzowany komiks to zbiór nieco krótszych opowieści z niejakim Harkiem w roli głównej. Hark jest mocarnym wojownikiem z tytułowej stali, który wraz ze swoim towarzyszem przemierza światy i krainy, gdzie mierzy się z kolejnymi przeciwnościami losu, wrogami i niebezpieczeństwami. I warto dodać, że ta stal jest traktowana bardzo dosłownie. Hark nie ma zbroi ze stali, Hark JEST żywą stalą, co często niesie ze sobą konkretne konsekwencje. Ten wydawany wcześniej w odcinkach komiks jest więc nietypową historią z pogranicza fantastyki, superhero i kilku innych gatunków. To tytuł dla wymagającego, ale i wyrobionego czytelnika, który potrafi docenić kunszt autorów. To też po prostu genialnie narysowana historia.

„Żywa stal” to komiks, który imponuje rozmachem nie tylko objętościowym, ale też pod względem oprawy graficznej. Ta nieco na pierwszy rzut oka surowa, często kanciasta i „podziemna” kreska Alcateny po bliższym poznaniu zaczyna imponować. W ten oto sposób wyobrażam sobie komiksy tworzone z pasji, gdzie nie stoi nad głową żaden cenzor czy człowiek w „garniaku”, który przekłada zadowolenie i pasję nad wyniki finansowe. Niezwykłe projekty postaci i doprawdy imponująca wyobraźnia autora, który ma nieskończoną głowę pomysłów, jeśli chodzi o to, jak mają wyglądać kolejni adwersarze Harka, powoduje, że nawet ci, którzy fabularnie chcą się trzymać od tego komiksu z daleka, szybko w niego wsiąkają. Artystyczny nieład w porządkowaniu kadrów i surowy styl rysunków z niezwykłą precyzją oddają (a może wręcz tworzą?) atmosferę tego komiksu. Nie tylko drugoplanowe postaci, czyli wspomniani już wrogowie głównego bohatera, ale i sam Hark to prawdziwe perełki. Wrażenie robią też mocno surrealistyczne, wyjęte niczym ze snu plansze skomponowane przez autora. Czytelnika podczas lektury nie będzie opuszczało poczucie uczestniczenia w czymś mocno nierealnym i nierzeczywistym. W taki sposób rysunki Argentyńczyka oddziałują na tego, kto po ten komiks sięgnie. Jeśli miałbym się pokusić o jakieś porównanie, to napisałbym, że oglądając prace Alcateny, można poczuć to samo, co przeglądając prace wybitnych mistrzów kubizmu połączonych z wyczynami Simona Bisleya. To oczywiście mocno subiektywne wrażenie, ale być może część czytelników się ze mną zgodzi.

Czy „Żywa stal” wypada równie dobrze jako historia? Tak, ale pod warunkiem, że jesteśmy gotowi na lekturę wymagającą i wyrafinowaną. To bowiem nadal komiks rozrywkowy opowiadający o zmaganiach Harka z kolejnymi wrogami, intrygami snutymi przez Hybryda, w którym zdarzają się elementy romantyczne (tak, tak), ale jednocześnie tytuł absolutnie nieoczywisty i pod tym rozrywkowym płaszczykiem sprzedający nam coś więcej. To opowieść o choćby bezwzględności czy walkach o władzę. Jakby tego było mało, często okraszone jest to pytaniami lub mądrościami z gatunku egzystencjalnych, które na pierwszy rzut oka wydają się oczywiste i proste, to jednak zmuszają, chociaż na chwilę do przemyśleń. Odbierać ten komiks można nie tylko na jednej płaszczyźnie, więc wszyscy przygotowani na to, co oferuje Mazzitelli, mogą się nim zachwycić. Ci szukający prostych rozwiązań z kolei mogą się poczuć nieco zagubieni czy przytłoczeni tym tytułem. Jak bowiem wspomniane było wcześniej, ten komiks nie tylko daje, ale też wymaga. Po lekturze nie może więc dziwić, że tytuł ten doczekał się wznowień we wszystkich krajach, w których był wydany. Potrafi zachwycić tym, jak zręcznie jest prowadzona w nim akcja, jak umiejętnie scenarzysta pogrywa różnymi postaciami, które to znikają, to się znów pojawiają. Wszystko jest rozpisane w sposób bardzo poprawny, więc i na takiej płaszczyźnie komiksu jako rozrywki spisuje się naprawdę dobrze.

„Żywa stal” to pozycja, której warto dać szansę. Bywa trudna w odbiorze i skierowana jest do osób z tzw. wyrobionym gustem. Nie brakuje w niej wyrafinowanego humoru, elementów horroru czy dużej dawki akcji i jej zwrotów. Całość okraszona wybornymi, a przy tym surowymi rysunkami nadającymi opowieści niezwykłej atmosfery. Dodatkowo Mandioca wydała niniejszy tytuł w sposób doprawdy genialny, toteż to kolejny powód, by po niego sięgnąć. Lepszego mieć nie będziecie.

 

Tytuł: Żywa stal

  • Scenariusz: Eduardo Mazzitelli
  • Rysunki: Enrique Alcatena
  • Tłumaczenie: Jakub Jankowski
  • Liternictwo: Raraku
  • Redakcja i korekta: Iwona Gawryś
  • Wydawca: Mandioca
  • Data publikacji: 16.04.2020
  • Druk: czarno-biały
  • Oprawa: twarda
  • Papier: 130 g
  • Stron: 290
  • Format: 215x290 mm
  • Cena: 99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Mandioca za udostępnienie komiksu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus