„Dorwać Ramireza. Akt I” - recenzja
Dodane: 29-04-2020 11:34 ()
Lubisz takie produkcje jak „Szklana pułapka”, „Zabójcza broń” czy „Prawdziwy romans”? Świetnie. Lubi je również Nicolas Petrimaux. Zamiłowanie do kina sensacyjnego z lat 80. i 90. postanowił przelać na autorską produkcję komiksową. Efektem tego jest „Dorwać Ramireza”, prawdziwa perełka w kadrach rodem z Francji.
Akcja komiksu przenosi nas do miasteczka w Arizonie. W scenie przed napisami tytułowymi dowiadujemy się, że ktoś tu zrobił duży bałagan i policja ma ręce pełne roboty. Od razu zatem wiadomo, że czeka nas rozwałka i rzeczywiście, na planszach serwowane będą strzelaniny, pościgi i wybuchy... Wśród głównych graczy tej historii mamy meksykańską mafię, która wysyła do Falcon City swoich cyngli, mamy dwie wystrzałowe przestępczynie, które uciekają przed policją, mamy wreszcie człowieka, który jakimś cudem zostaje wplątany w zwariowany ciąg zdarzeń, choć na pierwszy rzut oka w ogóle nie pasuje do tej bajki.
No dobra, to kim właściwie jest ten tytułowy Ramirez, którego ktoś chce dorwać? Otóż chodzi o Jacquesa Ramireza, pracownika firmy produkującej sprzęt gospodarstwa domowego, w tym odkurzacze. Tenże to fachura jakich mało. „Nikt tak dobrze jak on nie naprawia odkurzaczy”. Nawet jeśli chodzi o filtr w modelu Super AV 700, przy którym wymagana jest niezwykła precyzja, aby go wymienić, nie wyłamując tylnej klapy, można liczyć na to, że Ramirez upora się z tym w trymiga. To spokojny i sympatyczny z wyglądu jegomość z wąsem, który nikomu nie wadzi. „Co można zarzucić człowiekowi, który zawsze świetnie wykonuje swoją robotę i nie zadaje pytań?” Ba, bo jakże miałby je zadawać, skoro jest niemową? Kędzierzawego nie lubi tylko jego przełożony, ale to mało sympatyczny typek. Okazuje się jednak zupełnie przypadkiem – a jakże – że może go nie lubić ktoś jeszcze. No dobra, nie lubić to mało powiedziane. Ramirez rzekomo naraził się mafii...
Już otwierająca scena z przesłuchania, które ma miejsce po wydarzeniach z albumu, sugeruje, że do treści należy podchodzić z przymrużeniem oka, bo tego wymaga obrana konwencja. Przesłuchiwany dostaje kawę, w służbowym kubku, bo jednorazowe się skończyły, a że kawa jest za mocna, prosi o wodę, mleko, cukier, mieszadełko... To nie jest dialog thrillera pisanego na poważnie. Nie jest to oczywiście pastisz, ale miejscami jest mocno prześmiewczo. Jak w sytuacji, gdy ma się odbyć zaplanowana prezentacja nowego modelu odkurzacza, tymczasem okazuje się, że w fabryce nawalili i każdy egzemplarz ma wadę, uniemożliwiającą jego demonstrację, więc trzeba będzie posłużyć się prototypem, który też wymaga przygotowania, tak na wszelki wypadek... Zresztą już samo to, jak dwaj mafiozi trafiają do biura firmy Robotop, wywołuje uśmiech na gębie. Wyobraźcie sobie, że przejechali aż 800 mil, bo jeden z nich chce osobiście oddać do naprawy mikser, który popsuł się zdecydowanie za szybko. Cóż z tego, że drożej niż nowy sprzęt wyszła go sama podróż. To gość, który nie da sobie w kaszę dmuchać. Chodzi przecież o zasady.
Jednocześnie Petrimaux odrobił lekcje ze scenopisarstwa. Chociażby ta naładowana strzelba Antoniego Czechowa, która pojawia się w pierwszym akcie, musi i wypalić w trzecim. Oczywiście jest tutaj taka strzelba i nieźle wypala. W pewnym sensie na album składa się wiele pojedynczych scen, niektórych rozegranych wręcz po mistrzowsku albo fajnym dialogiem, albo cudownie spuentowanych, albo naprawdę dynamicznych. Dzięki temu przyjemność z czytania jest nieustanna. Tutaj warto się zatrzymać, „przewinąć kasetę” do tyłu, zaśmiać się raz jeszcze z nieco czerstwego – a jakże – rozwiązania fabularnego. Im dalej w lekturę, tym mniej zależy nam na zakończeniu, bo dobra zabawa jest tu i teraz.
„Dorwać Ramireza” to debiutancki album Nicolasa Petrimaux jako scenarzysty i jest to moim zdaniem debiut wymarzony. Naprawdę dużo robi tutaj oprawa graficzna. Już sam album, gdy bierzemy go do ręki, wygląda jak cacuszko. W oko wpada fajna filmowa okładka z głównymi postaciami i odkurzaczem. Do tego tłoczone w twardej oprawie logo, o którym wspominam, gdyż wkomponowano w nie odkurzacze. Zresztą na wyklejce dostajemy instrukcję obsługi i budowę odkurzacza. I wreszcie rysunki. Petrimaux operuje dość realistyczną kreską z autorskim przerysowaniem pewnych detali, zwłaszcza jeśli chodzi o postaci. Jest trochę zabawy z kadrowaniem, miejscami tworzy to filmowy nastrój, mamy także do czynienia z rozkładówkami na dwie plansze. Nieco cukierkowe kolory pasują do tego typu opowieści. Dodatkowy klimat budują przerywniki w środku komiksu, na których znajdziemy reklamy. Na przykład reklamę samochodu Harrison Splendid, Czerwonej Kurtki czy piwa Dudeyzer Lite. To wszystko składa się na naprawdę fajną całość zaplanowaną od A do Z. To nie jest ot taki zwykły album komiksowy.
„Dorwać Ramireza” to doskonałe komiksowe kino sensacyjne klasy B, w pełni świadome przynależności do gatunku. Do komiksu polecałbym zakup popcornu, ale nie toleruję czytania komiksów z tłustymi palcami, więc popcorn możecie zjeść przed lekturą w przerwach na reklamy, rzecz jasna nie zapominając o wytarciu rąk, albo już po lekturze. Tak czy owak, nie ma co zwlekać.
Tytuł: Dorwać Ramireza. Akt I
- Scenariusz: Nicolas Petrimaux
- Rysunki: Nicolas Petrimaux
- Wydawnictwo: Egmont
- Data publikacji: 29.04.2020 r.
- Tłumaczenie: Maria Mosiewicz
- Oprawa: twarda
- Format: 20,4x31,2 cm
- Druk: kolor
- Papier: kreda
- Stron: 144
- ISBN: 9788328197459
- Cena: 79,99 zł
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji
Galeria
comments powered by Disqus