„Odrodzony jako galareta” tom 1 - recenzja
Dodane: 27-04-2020 00:30 ()
Isekai to popularny podgatunek fantasy pojawiającym się w mangach, anime, grach czy light novel, w którym postaci przenoszą się bądź odradzają w innym świecie. Na rynku polskim możemy się o tym przekonać, sięgając po takie tytuły jak Magic Knight Rayearth, Fushigi Yuugi, Drifters czy pozycje zawierające coraz częściej motyw przenoszenia/odrodzenia się w świecie przypominającym grę komputerową: Overload, Sworld Art Online (SAO), No Game No Live czy Log Horizon.
Odrodzony jako galareta - manga wydana nakładem wydawnictwa JPF wpisuje się właśnie w tę ostatnią konwencję. Jednak czy wyróżnia się czymś na tyle znacząco, aby sięgnąć po ten tytuł? A może właśnie to „tytuł” jest tym, co może najbardziej przyciągnąć czytelnika? Zwłaszcza, że polskie tłumaczenie wywołało trochę zamieszania.
Manga powstała na podstawie light novel (wcześniej publikowanej w Internecie) Tensei Shitara Suraimu Datta Ken autorstwa Fuse, o angielskim tłumaczeniu That Time I Got Reincarnated as a Slime. Główny bohater – Satoru Mikami ginie w obronie kolegi z pracy, ugodzony nożem przez nieznanego szaleńca. W chwili śmierci myśli o tym, czego nie udało mu się w życiu osiągnąć i słyszy dziwny głos rodem jak z gry komputerowej. Po jakimś czasie budzi się, nic nie widząc, nie słysząc, nie czując rąk ani nóg. Zdaje sobie sprawę, że odrodził się w jakimś nieznanym świecie, jako … galareta, czyli twór o opływowym, śliskim ciele. Slime w dosłownym tłumaczeniu to śluz, szlam, czyli niezbyt przyjemne skojarzenie. W pierwszej wersji zaproponowanej przez JPF tytuł miał brzmieć „Odrodzony jako glut”, co również miało negatywny wydźwięk. Wydawnictwo zdecydowało się na słowo galareta, co moim zdaniem jest dobrym rozwiązaniem, tym bardziej że patrząc na graficzną postać bohatera, który ma okrągłą, połyskującą formę, nie sposób odmówić mu uroku i taka nazwa bardziej do niego pasuje. Oczywiście, nie wszystkim taki zabieg przypadł do gustu, zwłaszcza wielbicielom dosłownego tłumaczenia bliższego oryginałowi.
Dla wielbicieli gier komputerowych nieobce są poziomy bohaterów, które można osiągnąć i doskonale zdają sobie oni sprawę, że Slime to jedna z najprostszych postaci i najsłabszych. Satoru pomimo nietypowego ciała ma szereg innych zdolności, które sprawiają, że jego podróż staje się o wiele łatwiejsza. Po spotkaniu uwięzionego smoka, zaprzyjaźnieniu się z nim i skorzystaniu z umiejętności „drapieżca”, bohater nazywany od tej pory Rimuru Tempest wyrusza w podróż po nieznanym mu świecie, zdobywając po drodze nowe zdolności, sojuszników i szukając sposobu na uwolnienie Veldory.
Fabuła mangi nie należy do zbyt skomplikowanych. Rimuru spotyka na swojej drodze różne istoty i dzięki swoim zdolnościom pozwala się im rozwijać. Na początku trafia na grupę goblinów. Nie wiedząc, jaki to może odnieść skutek, nadaje im imiona, a stworzenia ewoluują w wyższą, inteligentniejszą formę i stają mu się lojalne. Rimuru uczy ich budować wioskę i rozwijać społeczeństwo, korzystając z wiedzy, którą wyniósł ze swojego świata. Przypomina to grę o prostym levelu, w której wszystko tworzy się powoli. Oczywiście, spotykając kolejne postaci, schemat się powtarza. Na tym etapie brak nakreślonego głównego motywu (oprócz poszukiwania sposobu uwolnienia Veldory) oraz antagonisty, jednak całą historię ratuje humor i jej lekka forma. Jeżeli ktoś liczy na spektakularne bitwy i kunsztownie zawiłą fabułę, to nie jest to pozycja dla niego. Jeżeli natomiast oczekuje lekkiej, zabawnej opowieści z ciekawym głównym bohaterem (chociażby ze względu na jego formę), przy której miło spędzi czas, to będzie to dla niego dobry wybór.
Elementem dopełniającym całość są rysunki, za które odpowiada Taiki Kawakami, a za projekty postaci Mitz Vah. Mamy tutaj szereg różnych ras: gobliny, krasnoludy, wargowie, ludzie. Niektóre postaci są przedstawiane przed ewolucją i po, mają swoje indywidualne cechy i nie sposób ich pomylić. Widać dbałość o szczegóły w tym zakresie. Uwagę również przykuwa przedstawienie smoka Veldory oraz samego Rimuru. Uwidocznienie nastroju, czy grymasy „twarzy” galarety są proste, ale jednocześnie wymagające wyobraźni. Kreska jest przyjemna dla oka, chociaż widać, że nastawiona jest bardziej na męskiego czytelnika, kobiece bohaterki są odpowiednio wyeksponowane, ale dodaje to klimatu fantasy tej opowieści.
Jako dodatek na końcu mangi znajduje się „Dziennik z obserwacji galarety pióra Veldory”. Są to wydarzenia z tego tomu przedstawione z punktu widzenia uwięzionego smoka. Mają one formę krótkiej nowelki napisanej w sposób lekki i zabawny. Dla wygody czytelników dodatek znajduje się „do góry nogami”, czyli, aby przeczytać, trzeba obrócić mangę, dzięki czemu uzyskuje się klasyczny układ książki. Wydanie JPF-u ma format powiększony z obwolutą, pod którą znajduje się krótka historyjka na okładce.
Tytuł: Odrodzony jako galareta tom 1
- Scenariusz: Fuse
- Ilustracje: Taiki Kawakami
- Projekt postaci: Mitz Vah
- Wydawca: J.P.Fantastica
- Oprawa: miękka z obwolutą
- Format:148x210 mm
- Papier:offset
- Druk:cz-b
- Data wydania: 09.05.2019 r.
- Ilość stron: 240
- Cena: 25,20 zł
Dziękujemy wydawnictwu JPF za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
comments powered by Disqus