Wizje alternatywne 6

Autor: Marcin "Słowik" Słowikowski Redaktor: murgen

Dodane: 25-07-2007 20:52 ()


„W fantastyce jednak, która ma zorganizowane środowisko bezkrytycznych odbiorców, brak dobrze napisanej recenzji czy opinii powoduje, że większość autorów nie rozwija się. (...) A entuzjastyczne komentarze w Internecie - bo trudno je nazwać recenzjami - usypiają ich czujność."Wojtek Sedeńko - 12 nowych prekognitów, wstęp do antologii

 

Wizja moja niealternatywna

 

Jak po takich słowach zabrać się do pisania recenzji, wiedząc, że na barkach krytyka spoczywa kształt przyszłych dzieł polskich twórców fantastyki? Może tendencyjnie zgnoić prozaików, wytknąć im wszystkie wady, napisać że poziom artystyczny spada na łeb na szyję - ale to także nie byłaby recenzja...

Tomik trafił w ręce człowieka, który nie miał przyjemności poznać wcześniejszych objawień alternatywnych wizjonerów. Co więcej, żadnego z nowych prekognitów nie spotkał osobiście. Nie dyskutował, nie planował, nie wymieniał opinii na konwentach - nie ma zamiaru nikomu pochlebiać. Być może nawet nie sięgnąłby po książkę, gdyby nie okładka.

Kiedy zobaczyłem te wychudzone, utkane z cienia zwierzęta, poczułem się trochę jak święty Antoni z obrazu Dalego. Nie wiem, na ile Grzegorz Kmin sugerował się surrealistycznym przedstawieniem jednego z pierwszych wizjonerów, ale jego praca prezentuje się na wyraz okazale. Nie podoba mi się jedynie nagminne uwypuklanie okładek, zastanawiam się zawsze jaki w tym cel (nie chodzi przecież o osoby niewidome).

Opis z okładki podkreśla tradycję i charakter Antologii. Wierny czytelnik z pewnością to doceni. Nowy czytelnik dowie się ze wstępu, że od wydania poprzedniego tomu minęły trzy lata i dużo się na rynku zmieniło, a pierwsze Wizje ujrzały światło dzienne siedemnaście lat temu. Czytamy tam, że antologia z założenia ma być przekrojem przez polską fantastykę i ukazywać ją w szerokim spektrum aktualnych zainteresowań twórców. Pod tym względem nie sposób jest nie zgodzić się z selekcjonerem, Wojtkiem Sedeńką, znajdziemy tu, obok twardego fantasy z jego zaawansowaną technologią, historie oparte na mitach i wierzeniach, będzie coś na pograniczu urban legends, znajdzie się również sf niemalże sensacyjne. Obietnica różnorodności stylów i tematyki została spełniona.

Bardzo trudne jest znalezienie wspólnego mianownika dla poszczególnych opowiadań - zauważyłem, że recenzenci wcześniejszych tomów również mieli z tym problem. Poczytuję to za ogromną zaletę dzieła... jak również za wyzwanie. Zacząłem więc je porównywać i zestawiać ze sobą. Kilka z nich porusza kwestie chrześcijańskie, znalazły się dwa teksty inspirowane Platonem, w kilku z nich mamy do czynienia z wyprawą do innego świata, ale nie byłem w stanie powiedzieć, co łączy większość z nich - o ile nie wszystkie.

Podpowiedź podsunął mi Czas Snu Izabeli Szolc. Kluczem do interpretacji stał się dla mnie rytuał przejścia: wejście w dorosłość, symboliczna śmierć i odrodzenie, zmiana statusu społecznego, osiągnięcie kolejnego stopnia wtajemniczenia, dostąpienie do wiedzy oświeconej, wreszcie stanie się zupełnie innym człowiekiem. Motyw ten w szerokim sensie, którego czasem trzeba chwilę poszukać, obecny jest w większości tekstów, chociaż nie wszystkie opowiadania w tych ryzach daje się utrzymać. Zdaję sobie sprawę, że moje spostrzeżenie może okazać się tylko nadinterpretacją i wtłaczaniem ich w ramy, których nikt nie ustalał (to nie jest antologia tematyczna jak choćby wspominana we wstępie Czarna msza).

Zacznijmy od początku. Randka z Homo Sapiens Andrzeja Zimniaka pokazuje (r)ewolucję człowieka w scenerii sztucznej inteligencji i ostrej stratyfikacji. Gorzki quasi-romans, dość znana historia ubrana w nowe szaty i obfitująca w tajemnicze sploty wydarzeń, które - jak po nitce do kłębka - prowadzą do jedynego możliwego rozwiązania. Przejście na drugą stronę i stanie się OberMenschem wymaga poświęceń i nie odbiega od standardów biologicznych. Autor w krótkiej nocie wymienia dobrze sprawdzone sposoby. Opowiadanie to mocny akcent na otwarcie Wizji. Jedynym zgrzytem dla mnie było stosowanie wielu różnych skrótów nazewnictwa poszczególnych ‘typów jednostek' (S', Homo'S, HS', HE', TM', O'M, O'Am O'Mensch, PH'daf, PH'mol).

Julia i Potwory Maćka Guzka (debiutującego wizjonera) pretenduje do miana przypowieści na dzisiejsze czasy. Opiera się na ciekawym pomyśle, jednak realizacja jest dość toporna, a rozwiązanie akcji bardzo przewidywalne. Elfy i Orki to tylko przykrywka - wszelkie podobieństwo jest zamierzone. Czytelnik może uśmiechnie się w duchu czytając o bramołakach i bóstwach z ichniego panteonu, ale autor poza puszczeniem do niego oka nie robi nic więcej. Tutaj elementem rytu jest wyprawa w celu oswobodzenia więzionych jednorożców. Już wstęp Wojtka Sedeńki rujnuje oś fabularną tekstu i pozwala domyślić się, czy tytułowa Julia i wędrujący z nią Pies je uratują.

Dzień Grzechu Marka Baranieckiego bazuje na chrześcijańskim rytuale przejścia - sakramencie pokuty. Nie jest to jednak znane nam chrześcijaństwo, a jego głębszy sens odkrywamy razem z głównym bohaterem, którego pisarz zmusza do poszukiwań i stawiania trudnych pytań. I nie są to już pytania na płaszczyźnie: Co zrobiłem źle? Te z konieczności wybiegają w przyszłość i próbują przeniknąć cel i istotę grzechu. Opowiadanie jest spójne, dobrze się czyta i ciekawie kończy, a przede wszystkim skłania do przemyśleń. Duży plus za trawestację eksploatowanej ostatnio dość mocno Ostatniej Wieczerzy.

Latarnia Krzysztofa Kochańskiego to tekst zainspirowany kwantowym paradoksem kota Schrödingera (zgadzam się z autorem, że to naprawdę ciężki orzech do zgryzienia). Rzecz dzieje się w wymykającej się próbom lokalizacji Latarni, a historię opowiada nietypowy dwulatek, który się tam urodził. Tu głównym symbolem wejścia w dorosłość stanie się wiadomość w butelce. Ciekawy i oryginalny pomysł. Bardzo dobrze poprowadzona pod względem formalnym oraz narracyjnym fabuła. W przeciwieństwie do niektórych, to opowiadanie połyka się w całości za jednym zamachem i największą wadą jest uczucie niedosytu. Kochański zaprezentował kunszt trzymania słów na wodzy i dobrze, bo każde kolejne mogło wszystko zepsuć.

Fałszerze Wojciecha Szydy to, według mnie, pomysł nie do końca wykorzystany. Autor krótko i zdawkowo przedstawia nam swoją koncepcję kosmicznego muzeum i sposobu pozyskiwania doń eksponatów. Ukazuje ten magiczny moment, kiedy oryginał niepostrzeżenie zostaje zastąpiony kopią - czy to można uznać za rytuał przejścia? Dobrze przygotowany zaczyn kontekstów kulturowych i religijnych nie wyrósł. Zbytnie skupienie na kwestiach formalnych i prowadzeniu dwugłosu narracyjnego - co niewątpliwie bardzo ubarwiło tekst - sprawiło, że treść odeszła w nim na drugi plan. Może przydałoby się jeszcze kilka dodatkowych stron, bo odnosi się wrażenie, że podano nam jedynie lapidarny skrót najważniejszych wydarzeń albo streszczenie większej całości.

Polecamy czynny wypoczynek Piotra Witolda Lecha - kolejnego debiutanta w Wizjach - to bardzo dynamiczna historia zaskakująca nieprzewidzianymi zwrotami akcji jak dobry film sensacyjny. Trzeba wczytać się bardzo uważnie, aby nadążyć za głównymi bohaterami tej mikropowieści. Kto jest przyjacielem, a kto wrogiem? Co dzieje się naprawdę, a co jest tylko fikcją? To ostatnia część cyklu cwm-owskiego, który skupia się wokół próby przechwycenia świadomości umierających. Tutaj swoistym rite de passage staje się właśnie śmierć, chociaż sam rytuał nie jest nigdzie opisany. Fragmentaryczność i wielopłaszczyznowość akcji, interesująca kreacja Polski przyszłości, nie eksploatowany dotąd temat - głównym bohaterem jest orzecznik ZUS-u - to niewątpliwe zalety opowiadania. Odbiór tekstu utrudnia stosowanie wielu skrótów, których czytelnik sam musi się domyśleć albo kojarzyć z wcześniejszych części serii. Jeśli powstanie drugie wydanie proponuję zastosować przypisy.

Arka Iwony Michałowskiej (przedostatni debiut) opowiada o roli sensów i znaczeń w naszym życiu. Tutaj dla świata umiera język. Wszystko za sprawą nowoodkrytego minerału, który trafił do publicznego obiegu i sprawia, że cywilizacja, którą ludzie budowali od tysięcy lat, grozi zawaleniem. Ciekawym zabiegiem stylistycznym jest zastosowanie tabeli z danymi demograficznymi oraz fragmentów stylizowanych na hasła z Wikipedii (pokusiłem się o zamieszczenie w niej hasła Andyn). Autorka zamknęła prostą historię w retrospekcji jednego z bohaterów, a klamrą spinającą są sceny na cmentarzu. Zdziwiła mnie jedynie bardzo powściągliwa reakcja ludzi na to, co się z nimi działo. Widziałbym więcej strachu i szaleństwa. To mógłby być ciekawy wątek. A rytuał przejścia widzę tu w dwóch aspektach: ogólnoludzkim oraz jednostkowym - człowieka, który rusza w głąb Ameryki Południowej.

Włócznia i nóż Łukasza Orbitowskiego to urban fantasy w narkotycznym klimacie, chociaż moim zdaniem ten klimat powinien być jeszcze bardziej duszny. Czterech śmiałków wyrusza na poszukiwanie legendarnego artefaktu - historia, którą fantasy karmi się od zawsze. Tym razem nie epicka: śmiałkowie to kumple, którym w życiu się nie udało; trasa wędrówki przebiega ulicami Krakowa; przewodnikiem jest dostawca pizzy. Tekst ciągle podtrzymuje w nas niepewność, czy aby to wszystko nie jest zwidem stworzonym przez zamroczony narkotykami umysł. I chyba to jest największa zaleta.

Lekko nawiedzony dom to rewelacyjny debiut w „Wizjach" Jerzego Rzymowskiego. Urzekły mnie już pierwsze akapity: „I rzeczywiście był lekko nawiedzony. Ściślej rzecz biorąc: uważał, że jest ptakiem." Wyobraźnia pokierowała autora w zupełnie innym kierunku, zastanawiam się, jakim mianem określić te dziesięć stron tekstu. Historia wymyka się mojemu kluczowi interpretacyjnemu, ale na właściwy trop Rzymowski naprowadzi nas notką zamieszczoną przed opowiadaniem. Ona również jest zupełnie inna niż pozostałych jedenaście. Według mnie - gwóźdź programu.

Wiatr i głodne kwiaty Joanny Kułakowskiej to akcent wschodni, który - jak dowiadujemy się ze wstępu - „bardzo leży" selekcjonerowi. Historię o zsyłce w głąb ZSRR mogłoby opowiedzieć wielu Polaków. Oczywiście dla większości pozbawiona byłaby magii, a te puste miejsca wypełniłyby katorżnicza praca, tęsknota i cierpienie. Podróż do Kazachstanu i nakarmienie głodnych kwiatów z polecenia starej tatarskiej wiedźmy dla Kamy, bohaterki opowiadania, będzie czymś więcej: ciężką próbą charakteru oraz szansą na lepszy świat. Sentymentalny tekst wypełnia mitologia, a rządzą w nim duchy przyrody. Moją uwagę zwrócił motyw starej drewnianej lalki leżącej w chacie Tatarki.

O Czasie Snu Izabeli Szolc już wspominałem. Pisarka stara się nas swoimi słowami wprowadzić w narkotyczny trans, którego doświadcza również jej bohater: mieszkający pośród wiecznych śniegów, należący do plemienia foki chłopiec, który staje się mężczyzną. Pozwala nam osobiście wkroczyć w ten świat, którego kształt wyznacza i ogranicza magiczne myślenie plemienia. Dzięki jej zabiegom widzimy go od środka. To my stajemy się owym chłopcem-mężczyzną. Fragmenty innych dzieł, m.in. antropologicznych i religioznawczych, uwiarygodniają ten i tak plastyczny obraz. Nie wiem, w jakim stopniu pomocne okazały się śnieg za oknem i zapalenie płuc.

Antologię zamyka Maja Lidia Kossakowska ze swoim Rekwiem dla niewinnych - czyli kontynuacją mikropowieści Zwierciadło z „Wizji Alternatywnych 4". Jak wspomniałem na początku, nie czytałem wcześniejszych tomów, a autorka - przewidując taką ewentualność - zmuszona była wszystkie ważniejsze wątki przybliżyć. Jednak nie da się oprzeć wrażeniu, że czytamy rozdział większej całości. Nie tylko coś było (klątwa Cruxa, miłość do Koral), ale coś również będzie (przyjaźń, trudna decyzja, zemsta na Syche). Wolałbym jednak poczekać na powieść i móc przeczytać ją od deski do deski zamiast szukać kolejnych fragmentów całości w antologiach - a sądząc po Rekwiem, będzie warto.

O samych tekstach napisałem już wystarczająco dużo - może nawet zbyt dużo, ale z oczywistych przyczyn recenzja antologii musi być dłuższa niż w przypadku powieści. Jeszcze kilka zdań należy poświęcić kwestiom edytorskim. Książka wydana jest dość dobrze. Drobne szczegóły wskazują na skrupulatność Tadeusza Meszko odpowiedzialnego za skład. Kiedy to piszę, przed moimi oczyma pojawiają się małe czaszeczki z dwoma piszczelami. Korektorowi - Bogdanowi Szymie - również nie mam nic do zarzucenia. Poza małymi literówkami (np. Cruz zamiast Crux), które zapewne są spowodowane nadgorliwością edytora tekstu, tylko w jednym miejscu Żółty staje się nagle Czerwony.

Wizje alternatywne ukazują się nieregularnie. Kto wie, może zanim Wojtkowi Sedeńce uda się zebrać materiał do siódmego tomu, ja zdążę już nadrobić zaległości i przeczytać wcześniejsze antologie? Mam nadzieję, że okażą się równie ciekawe, co ta.

 

Tytuł: Wizje Alternatywne 6

Autor: Praca zbiorowa, Redaktor: Wojtek Sedeńko

Wydawnictwo: Solaris

Rok wydania: 2007

Liczba stron: 400

Wymiary: 12.3x19.5 cm

Oprawa: miękka


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...