„Mały Nemo. Powrót do Krainy Snów (edycja specjalna)” – recenzja

Autor: Paweł Ciołkiewicz Redaktor: Motyl

Dodane: 20-04-2020 11:33 ()


Biorąc do ręki komiks, większość z nas zapewne rzadko zastanawia się nad tym, jaki ogrom pracy został włożony wykonanie tej tak niepozornej historyjki obrazkowej. Dostajemy gotowe dzieło – zeszyt bądź grubszy tom – i traktujemy go jak coś naturalnego. Jak coś, co powstało ot tak sobie, bez żadnego wysiłku. Doskonale ujął to w jednej ze swych wypowiedzi Alan Moore. Stwierdził mianowicie, że dzieckiem będąc, nie miał nawet świadomości, że komiksy ktoś tworzy. Zdawało mu się, że one po prostu są. I tyle. Z czasem, już jako scenarzysta, przekonał się oczywiście, ile pracy kosztuje stworzenie komiksu. Warto zatem pójść w jego ślady i zmienić swoje nastawienie, nie tylko wobec komiksów, ale wobec pracy twórczej w ogóle. Warto mianowicie zwrócić uwagę na tę część, góry lodowej, która pozostaje pod powierzchnią wody. I nie tylko o pracę twórców tu chodzi, ale także o – być może jeszcze mniej doceniany – wysiłek wydawcy. Doskonałą okazją do takiego ćwiczenia jest lektura edytorskiej perełki, która pojawiła się na naszym rynku całkiem niedawno. Chodzi o komiks „Mały Nemo. Powrót do Krainy Snów”.

Dzieło Erica Shanowera oraz Gabriela Rodrigueza stanowi rzecz jasna hołd złożony komiksowi Winsora McCaya. „Mały Nemo w Krainie Snów” miał ogromny wpływ na obu twórców, dlatego nie wahali się ani chwili, gdy wydawnictwo IDW zaproponowało im stworzenie kontynuacji tej historii. Miejsce euforii szybko jednak zajęła obawa i zaczęły pojawiać się wątpliwości. Jak przedstawić kultowy, ale jednak już dość leciwy komiks czytelnikowi na początku XXI wieku? Jak uwspółcześnić historię, która była przecież drukowana w latach 1905-1926? Czy w ogóle można to zrobić, nie tracąc przy tym specyfiki tego dzieła i jego wyjątkowości? Uprzedzając rozwój wypadków, od razu chciałbym zasygnalizować, że twórcy wyszli z tego zadania obronną ręką.

Wszystko zaczyna się od poszukiwań towarzysza zabaw dla Księżniczki. Córka Morfeusza, władcy Krainy Snów, nie może przecież się nudzić. Doradcy prześcigają się w propozycjach, ale jak to zwykle bywa, decyduje sentyment. Księżniczka życzy sobie, żeby przyprowadzono jej Nemo – nawet jeśli jej wybraniec ma tak na drugie imię. W ten właśnie sposób do Krainy Snów trafia – choć nie bez kłopotów – mały James Nemo Summerton, chłopak z naszej współczesności. Gdy wreszcie po różnych perypetiach pojawia się na dworze Morfeusza i poznaje Księżniczkę oraz zastęp zwariowanych dworzan, zaczyna poznawać nowy zwariowany świat. Świat snów. Największa atrakcje zapewnia mu jednak spotkanie z psotnikiem Flipem Flapem. Choć początkowo ten miłośnik cygar wydaje się grać rolę czarnego charakteru, to bardzo szybko okazuje się bardzo wdzięcznym towarzyszem zabaw. Ich wspólna, pełna zwariowanych sytuacji wyprawa do Mirażowej Wieży jest zdecydowanie głównym punktem komiksu.

Przygody Małego Nemo, to znaczy Małego Jamesa, w Krainie Snów są oczywiście adresowane głównie do młodszego czytelnika, ale starsi miłośnicy komiksów – obojętne czy znają oryginał, czy też nie – również mogą doskonale bawić się podczas lektury. Mamy tu sporo ciekawych rozwiązań narracyjnych okraszonych slapstickowymi gagami, a wszystko to przedstawione w oszałamiającej oprawie graficznej. Shanower zadbał o to, by opowieść była spójna i intrygująca, a jednocześnie nie utraciła nic z lekkości i epizodyczności pierwowzoru. Rodriguez również podążył za graficznymi eksperymentami McCaya na własnych warunkach, nadając planszom rozmach przy jednoczesnym zachowaniu niezwykłej wręcz szczegółowości. Znajdziemy to mnóstwo ciekawych eksperymentów wizualnych. Najwięcej tego typu zabaw znalazło się w trzecim rozdziale, w którym to bohaterowie odwiedzają Mirażową Wieżę. Zabawy z perspektywą, mnożenie graficznych paradoksów, odwracanie plansz czy tworzenie arabeskowych deseni przechodzących nieustanne i zaskakujące metamorfozy to elementy dostarczające licznych okazji do podziwiania kunsztu rysownika. No i trzeba oczywiście wspomnieć o kolorach. Nelson Dániel nasycił opowieść intensywnymi, żywymi barwami, sprawiając, że całość wygląda obłędnie. Głównym motywem kolorystycznym przewijającym się przez cały komiks jest efektowne zestawianie intensywnych błękitów z głębokimi żółciami.

Komiks został oczywiście wzbogacony dodatkami, ale by je opisać, trzeba odnotować, że ukazał się w dwóch wersjach. Wariant standardowy zawiera jedynie wstęp Erica Shanowera, okładki poszczególnych zeszytów oraz… uroczy brokat na winiecie okładki, który doskonale komponuje się z grafiką i wzmacnia bajkowy charakter komiksu. Natomiast wersja specjalna to już jest prawdziwa gratka dla kolekcjonerów. W galerii dodatków znajdziemy projekty postaci, szkice koncepcyjne scenografii, projekty plansz oraz fragment scenariusza wraz ze wskazówkami dla rysownika. Możemy tu także prześledzić poszczególne etapy powstawania plansz oraz obejrzeć okładki poszczególnych zeszytów (zarówno regularne autorstwa Rodrigueza, jak i alternatywne przygotowane przez Erica Shanowera). Na sam koniec dostajemy trzy interesujące teksty. Swoimi refleksjami z prac nad komiksem dzielą się Gabriel Rodriguez, Eric Shanower oraz Kasia Kamieniarz. Oczywiście spojrzenie na proces twórczy rysownika i scenarzysty jest bardzo ciekawe, ale to właśnie na tekst Kasi warto zwrócić szczególną uwagę. Posłowie od wydawcy stanowi bowiem doskonałą okazję do tego, by przyjrzeć się tajnikom pracy edytorskiej.

Dzięki lekturze tekstów kończących komiks, osoby, które – jak niegdyś Allan Moore – żyją w przeświadczeniu, że opowieści obrazkowe powstają same z siebie, będą mogły zrewidować swoje zapatrywania i przekonać się, jak wiele pasji, zaangażowania oraz ciężkiej pracy wymaga nie tylko stworzenie dzieła, ale także wypuszczenie go w odpowiedniej formie na rynek. Starania o uzyskanie licencji, opracowanie koncepcji edytorskiej, tłumaczenia, konsultacje, zebranie dodatków, redakcja, dobór papieru, zaprojektowanie szaty graficznej, opracowanie całości, wybór drukarni… Krótko mówiąc, jest co robić. Szczególnie gdy mówimy o wydawcy, który w każdy wydany komiks wkłada całe swoje serce. A tak właśnie jest z komiksem „Mały Nemo. Powrót do Krainy Snów”. Biorąc do ręki swój egzemplarz, obojętne czy w wersji standardowej, czy specjalnej, możemy być pewni, że został on przygotowany z pasją i zaangażowaniem, a każda decyzja – edytorska, translatorska czy jakakolwiek inna – została podjęta po gruntownym namyśle i pewnie licznych dyskusjach.

Oficyna OMG! Wytwórnia Słowobrazu bez wątpienia traktuje swoją działalność w sposób, o jakim mówił Robero Calasso – włoski pisarz, wydawca oraz orędownik uznania edytorstwa za formę sztuki (zob. „Ślad wydawcy”, 2018). Chodziło mu między innymi o pasję i obsesyjną dbałość o szatę graficzną oraz sposób prezentacji każdego tomu wypuszczanego w świat. Miał na myśli również przemyślane decyzje, dzięki którym dobry wydawca jest dumny z publikowanych przez siebie tytułów. W rezultacie czytelnicy mogą mieć pewność, że dostali produkt stanowiący efekt autentycznego procesu twórczego. I właśnie tak jest z opowieścią „Mały Nemo. Powrót do Krainy Snów”. Po lekturze komiksu oraz tekstu wydawcy można jednak poczuć pewien niedosyt. Do pełni szczęścia brakuje mianowicie możliwości posłuchania tego, jak Kasia czyta swoim dzieciom teksty z komiksu, wcielając się w poszczególne postacie, by znaleźć najlepiej brzmiące rozwiązania dialogowe. Zresztą kto wie, może nic straconego. W końcu w czasach narodowej kwarantanny ludzie robią w domach różne rzeczy, a później publikują to w sieci. Nie chciałbym oczywiście wywierać żadnej presji, ale… no cóż, nie ukrywam, że czekam na takie nagranie.

 

Tytuł:Mały Nemo. Powrót do Krainy Snów”

  • Tytuł oryginału: „Little Nemo: Return to Slumberland”
  • Wydawca oryginalny: Ted Adams
  • Scenariusz: Eric Shanower
  • Rysunki: Gabriel Rodriguez
  • Kolory: Nelson Dániel
  • Wydawca: OMG! Wytwórnia Słowobrazu
  • Tłumaczenie: Kasia Kamieniarz, Jakub Syty (wybrane materiały dodatkowe)
  • Data polskiego wydania: 2020 (edycja specjalna), 2019 (edycja standardowa)
  • Objętość: 152 strony (edycja specjalna), 96 stron (edycja standardowa)
  • Format: 190x290 mm
  • Oprawa: twarda z obwolutą (edycja specjalna), twarda (edycja standardowa)
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolorowy
  • Cena okładkowa: 68 zł (edycja standardowa), 135 zł (edycja specjalna)

Galeria


comments powered by Disqus