„Jonah Hex” tom 9: „Licząc trupy” - recenzja

Autor: Małgorzata Chudziak Redaktor: Motyl

Dodane: 19-04-2020 16:01 ()


Niektóre rzeczy się nie zmieniają. W świecie Jonaha Hexa ta zasada ma najlepsze zastosowanie. Zawsze na dzikim zachodzie znajdzie się jakaś szajka rabusiów czy morderców. Będą też tacy, którzy słono zapłacą za pozbycie się z miasta przestępców. Tu właśnie wkracza nasz nieustraszony łowca nagród.

Tradycyjnie już album podzielono na kilka oderwanych od siebie historii. Jonah uratuje porwaną kobietę, otrzyma zlecenie na kilkadziesiąt przestępców, czy będzie zmuszony pomścić morderstwo założyciela pewnego miasteczka. Bohater ponownie wykaże się nadludzką celnością i odpornością na kule wystrzelone w jego stronę. Nawet jeżeli zostanie zraniony, to dzielnie zniesie wyciąganie ołowiu ze swojego ciała i już kolejnego dnia wskoczy na konia szukać nowych kłopotów. Ten album nie różniłby się za bardzo od wcześniejszych, gdyby nie jedna historia...

Wielka cisza to opowieść, w której powraca Tallulah Black. Dawna uczennica i kochanka Hexa… zachodzi w ciążę. Fakt ten zupełnie nie pasuje do historii przedstawionej nam w albumie Jonah Hex: Początki. Tam właśnie po raz pierwszy poznaliśmy Tallulah i jej tragiczną historię. Po brutalnych okaleczeniach kobieta nie mogła mieć dzieci i wyraźnie stwierdził to badający ją lekarz. Jest to nieścisłość, z której można by łatwo wybrnąć, gdyby ktokolwiek z bohaterów był chociaż zdziwiony, że Tallulah jest przy nadziei. Nic takiego nie ma miejsca, zupełnie jakby scenarzysta zapomniał, jak ukształtował przeszłość postaci.

Jednak to nie jedyna kwestia, przez którą ten fragment komiksu pozostał ze mną na dłużej. Kolejną są rysunki. Wyszły spod ręki samego Darwina Cooke’a i chociaż niewątpliwie są najładniejsze w całym albumie, to jednocześnie nie są to wyżyny umiejętności rysownika. Okładka tomu również jest jego dziełem, o czym świadczy podpis w prawym dolnym rogu. Niestety nie umiałabym tego stwierdzić, gdyby Cooke nie napisał swojego imienia. Jest to już druga taka sytuacja w tej serii, że ten świetny rysownik tworzy przygody Hexa „na kolanie”. Poprzednio miało to miejsce w tomie zatytułowanym Kule nie kłamią. No cóż… tamto doświadczenie nauczyło mnie, aby nie cieszyć się przedwcześnie ze znanego nazwiska na okładce.

Zdążyłam się już przyzwyczaić do wahań nastrojów głównego bohatera. Jonah umie być miłosiernym samarytaninem albo zimnokrwistym draniem. Ta nieprzewidywalność to coś, co trzyma mnie przy tej serii nawet pomimo jej nierówności. Jonah Hex: Licząc trupy to kolejne miłe czytadło, które zajęło mi chwilę, ale raczej nie pozostanie w mojej pamięci na długo. Pozycja obowiązkowa dla ludzi lubiących wszystkie klasyczne westernowe zbrodnie. Porwania, strzelaniny, pościgi konne: wszystko to znajdziecie w każdym albumie serii i tym razem nie jest inaczej.

 

Tytuł: „Jonah Hex" tom 9: „Licząc trupy"

  • Scenariusz: Justin Gray, Jimmy Palmiotti
  • Rysunki: Dick Giordano, Darwyn Cooke, Jordi Bernet, Paul Gulacy, Billy Tucci
  • Kolory: Paul Mounts, Rob Szwager, Dave Stewart
  • Przekład: Tomasz Kłoszewski
  • Wydawnictwo: Egmont
  • Data publikacji: 11.03.2020 r.
  • Oprawa: miękka ze skrzydełkami
  • Stron: 160
  • Druk: kolor
  • Papier: kreda
  • Format: 165x255
  • Cena: 59,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie tytułu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus