„Skóra z tysiąca bestii” - recenzja

Autor: Jakub Syty Redaktor: Motyl

Dodane: 16-04-2020 19:57 ()


Chcecie bajkiOto bajka. Bynajmniej nie o Pchle Szachrajce. Lecz o dzielnym księciu Lou, który zapałał miłością do napotkanej w lesie królewny Jeżynki. A także o tejże królewnie, na którą ojciec rzucił klątwę. I również o tymże królu Jelonku, który po utracie żony uwięził swoją córkę. A ponieważ, jak mówi bohater, w książkach wszystko jest możliwe, tak i tutaj można spodziewać się wszystkiego. Dodam, że wszystkiego, co najlepsze w tego typu opowieściach.

Owszem, fabułę komiksu jego autor oparł na „Wieloskórce” Braci Grimm, tudzież na „Oślej skórce” Charlesa Perraulta, lecz „Skóra z tysiąca bestii” jest jak najbardziej oryginalnym dziełem. Przede wszystkim pod względem pisanych bardzo współcześnie dialogów, choć nie tylko. Nie brakuje w nich uszczypliwości, autoironii i pewnego rodzaju samoświadomości. Jak bowiem inaczej ocenić komiks, w którym królewna takimi oto słowy ocenia pocałunek: „To było... obleśne i słodkie jednocześnie. Jak pączek ze ślimaków z konfiturą”. Komiks, w którym wróżka chrzestna to mała wredna wiedźma z pypciem na nosie, a w dodatku postać, która zdaje się pociągać za więcej niż jeden sznurek. Komiks, w którym bohater cytuje słownikowe definicje. Komiks, w którym ubiegający się o rękę królewny kandydaci muszą wziąć udziale w konkursie gotowania. Komiks, w którym bohater jest gotów powołać się na „Kodeks baśni”. I tak dalej, i tak dalej...

Stéphane Fert to autor z niewielkim jeszcze dorobkiem komiksowym, ale chyba już dziś wróżyć mu można całkiem sporą karierę. Jego komiks jest zupełnie niczym nieskrępowany, zarówno pod względem narracji, stylistyki wypowiedzi, jak i stylu graficznego. Jego wyobraźnia zdaje się nie mieć granic, zdaje się również lekko podchodzić do tematów tabu. Odwołując się w swoim dziele do klasycznych słów wypowiadanych przez Prospera w „Burzy” Szekspira: Sen i my z jednych złożeni pierwiastków; Żywot nasz krótki w sen jest owinięty, daje dowód tego, że zupełnie świadomie łamie pewne schematy, bo funkcjonuje w bardzo plastycznej materii, którą chętnie kształtuje według uznania, a z dużym wyczuciem.

Od strony graficznej komiks wygląda bardzo bajkowo, ale wcale nie cukierkowo, w dużej mierze za sprawą teł. Jako że areną wydarzeń jest w dużej mierze magiczny las, zamkowe komnaty lub wnętrze starej chaty, o to było nietrudno. Oczywiście mamy też tutaj do czynienia z różnego rodzaju stworami, nie wspominając o tytułowym tysiącu bestii, zaczarowanych zwierzętach, które miały strzec królewny. Postaci są w charakterystyczny sposób zdeformowane, co wydaje się charakterystycznym stylem Ferta, jeśli spojrzeć na inne jego projekty (wydany kilka lat temu album „Morgane” lub przymiarki do nowego komiksu). Autor nie kryje, że chciałby spróbować sił w animacji i faktycznie w jego kresce czuć ten ruch, w który wprawiłby wykreowane postaci, gdyby zamiast w komiksowych kadrach, narysował je w klatkach animacyjnych. Duże znaczenie ma też kolorystyka, ponieważ komiks jest utrzymany w dość ciemnej tonacji, a dominuje tu barwa niebieska, fioletowa, brązowa, czerwona – często w formie mniej lub bardziej fantazyjnych plam.

Chciałoby się rzec: I ja tam z gośćmi byłemmiód i wino piłem, ale niekoniecznie chciałbym trafić do tego pokrętnego świata. Czyha w nim zbyt wiele niebezpieczeństw. Zdecydowanie wolę tę opcję, w której wydany przez Timof Comics album czytam bezpiecznie, rozsiadłszy się w fotelu. Co zdecydowanie polecam. Do miodu, do wina, do każdego innego napoju.

 

Tytuł: Skóra z tysiąca bestii

  • Scenariusz i rysunki: Stéphane Fert
  • Tłumaczenie: Ada Wapniarska
  • ISBN: 978-83-66347-19-9
  • Format: 190x250
  • Oprawa: twarda
  • Liczba stron: 120
  • Druk/barwność: kolorowy
  • Komiks nr 300
  • Wydanie: I
  • Data wydania: 1 kwietnia 2020 r.
  • Cena: 69 zł

Dziękujemy wydawnictwu Timof i cisi wspólnicy za udostępnienie egzemplarza. 

Galeria


comments powered by Disqus