„Odrodzeni” - recenzja
Dodane: 12-04-2020 18:46 ()
Amerykańskie małżeństwo - Tom i Nellie - zatrzymuje się podczas podróży poślubnej w miasteczku Alvarado. Nie tutaj zmierzali, ale nie mają wyboru. Młody małżonek uległ niezidentyfikowanej chorobie, objawiającej się wymiotami i wysoką gorączką, więc właściciel dyliżansu nie chce dalej go wieźć. W Alvarado pacjentem zajmuje się dwóch miejscowych lekarzy – Valery Inkijinof i Georges, który przez alkoholizm utracił prawo do wykonywania zawodu, ale czasem pomaga koledze po fachu w prostych, mniej czystych czynnościach. Robi zresztą wszystko, by dostać jako zapłatę butelkę tequili. Wielu mieszkańców Alvarado wykorzystuje to, by skłaniać wykolejeńca do robienia różnych poniżających rzeczy ku ich zabawie. Przyjaciółmi Georgesa są jedynie miejscowe prostytutki, wciąż korzystające z jego nielegalnych porad, i dzieci, które instynktownie wyczuwają w nim dobre serce. Nellie początkowo okazuje Georgesowi odrazę, ale wstręt do brudnego pijaka szybko zmienia się we współczucie, a nawet wdzięczność – w końcu oprócz lekarza tylko on nie boi się dotknąć do jej śmiertelnie chorego męża. Wszyscy inni stronią od Toma jak od zarazy. Wkrótce okazuje się, że nie tak całkiem nie mają racji, jakkolwiek ich zachowanie wskazuje na egoizm i nieczułość.
Tom umiera, a Valery diagnozuje jako przyczynę śmierci zakaźne zapalenie mózgu. Alvarado zostaje objęte kwarantanną. Rząd dostarcza szczepionek, ale jest ich zbyt mało i epidemia zaczyna się rozszerzać. Kordon sanitarny nie pozwala nikomu wyjechać z miasteczka. Osamotnioną i zdruzgotaną nieszczęściem Amerykankę molestuje właściciel zajazdu, w którym się zatrzymała, jednak młoda kobieta nie ma zamiaru mu ulec. Jest coraz bardziej zainteresowana Georgesem, zwłaszcza odkąd dowiedziała się, że zaczął nadużywać alkoholu po śmierci żony, do której niechcący sam się przyczynił. Tymczasem niemogący dać sobie rady ze wzrastającą liczbą chorych Valery pozwala Georgesowi zająć się częścią z nich, pod warunkiem jednak, że nie wypije przy tym ani kropli. Młody człowiek, który pod wpływem uczucia do Nellie zyskał motywację, przyjmuje to wyzwanie…
W sumie można powiedzieć – ot, banalna historia o miłości, która zmienia życie dwojga ludzi z odrębnych środowisk. W każdej telenoweli mamy coś takiego. Jednak film Yves’a Allegreta to coś więcej. Jako jeden z niewielu w tym czasie zaciera granice między „porządnymi ludźmi” a tymi „z marginesu społecznego”, a nawet więcej. Tak zwani uczciwi obywatele miasteczka są bowiem mało zachęcający. Wykorzystują przymusowe położenie Niellie, kupując od niej za bezcen biżuterię i upokarzają dla własnej zabawy Georgesa, każąc mu tańczyć lub wykonywać najbardziej brudną pracę za butelkę tequili. Najbogatszy i najbardziej szanowany obywatel Alvarado, szynkarz Don Rodrigo, brutalnie molestuje samotną kobietę zdaną na jego łaskę. W tym małym, zapomnianym przez wszystkich miasteczku jedynie dzieci zachowują czyste serca, a tylko prostytutki zdolne są do obdarzenia przyjaźnią kogoś okrutnie doświadczonego przez los. Ściągnęło to na film gromy krytyków. Sypnęły się one nie tylko za brutalną dosłowność w ukazywaniu hipokryzji purytańskiego środowiska, także za niektóre sceny. Sprzeciw cenzury budziła roznegliżowana Michelle Morgan, a także scena punkcji lędźwiowej. W tych czasach nie pokazywano na ekranie wbijania igieł w ludzkie ciało, uznawano to za zbyt traumatyczny obraz – dziś pewnie trudno w to uwierzyć.
Film „Odrodzeni” realizowano w Ameryce Łacińskiej obrazy podobnie jak „Gorączkę w El Pao”, ostatni film Gerarda Philipe’a. Po powrocie z Meksyku zdiagnozowano u niego zakażenie amebami. Podczas operacji okazało się, że to, co lekarze brali za otorbione siedlisko pasożytów, jest zaawansowanym nowotworem. Dwadzieścia dni później aktor zmarł. W kreacji wykolejonego lekarza widać symptomy trawiącej go choroby, koledzy z planu wspominali, że był w tych dniach „przerażająco zmęczony” i pozbawiony zwykłego dla niego dobrego humoru. Wracajmy jednak do „Odrodzonych”. Philipe stworzył w tym filmie niezapomnianą kreację, odmienną od wszystkiego, w czym dotąd grał. Georges nie jest bawidamkiem z „Monsieur Ripois”, naukowcem z „Uroku szatana”, uduchowionym muzykiem z „Piękności nocy”, wesołym żołnierzem z „Fanfana Tulipana” czy szlachetnym kochankiem z takich filmów jak „Czerwone i czarne” czy „Pustelnia parmeńska”. To zniszczony nałogiem, zarośnięty mężczyzna w łachmanach, pozbawiony nadziei, perspektyw i szacunku dla samego siebie. Na pierwszy rzut oka niezachęcający w najwyższym stopniu. W innej sytuacji piękna i przyzwyczajona do „lepszego towarzystwa” Nellie – w tej roli zjawiskowa Michelle Morgan – pewnie nawet by na niego nie spojrzała. Tych dwoje ludzi łączy nietypowa sytuacja, w której się znaleźli, a która pomaga im odkryć, że w życiu jeszcze nie wszystko jest stracone.
„Odrodzeni” to film przede wszystkim dla miłośników romantycznych dramatów i starego, dobrego, europejskiego kina. Szkoda jedynie, że realizowany w tak pięknym plenerze obraz został utrwalony na czarno-białej taśmie, podobnie jak większość filmów z tego okresu. Na pewno wiele zyskałby w kolorze, choć i tak stanowi prawdziwą ucztę duchową. Nawet ci, którzy nie lubią „wyciskaczy łez” i starego kina, powinni go obejrzeć. Zobaczą, jak przedstawiano kiedyś miłość, nawet zakazaną – bez scen kopulacji i wulgarnych wyrazów. Będą też mogli przekonać się, jak wygląda prawdziwe, dobre aktorstwo pozbawione wspomagania komputerowego i współczesnego blichtru. Gdyż dziś, nie czarujmy się, nie ma już takich aktorów jak Gerard Philipe i Michelle Morgan.
Tytuł: „Odrodzeni”
Reżyseria: Yves Allégret
Scenariusz: Yves Allégret, Jean Clouzot, Jean Aurenche, Pierre Bost
Obsada:
- Gerard Philipe
- Michelle Morgan
- Victor Manuel Mendoza
- Carlos López Moctezuma
- Michèle Cordoue
- André Toffel
- Arturo Soto Rangel
Muzyka: Paul Misraki, Gonzalo Curiel
Zdjęcia: Alex Phillips
Montaż: Claude Nicole, Jorge Busto
Scenografia: Gunther Gerszo
Produkcja: Francja, Meksyk
Premiera: 25 listopada 1953 r.
Czas trwania 103 minuty
Artykuł pierwotnie ukazał się na łamach CZYTADELI.
comments powered by Disqus