„Usagi Yojimbo: Początek” księga 1 - recenzja

Autor: Dawid Śmigielski Redaktor: Motyl

Dodane: 08-04-2020 22:23 ()


Premierowa księga początków Usagiego Yojimbo, zawierająca cztery albumy – „Ronin”, „Samuraj”, „Droga wędrowca” i „Spisek ryczącego smoka” – pierwotnie wydane na naszym rynku przez nieistniejącą już Mandragorę, to prawdziwa podróż w przeszłość i nie lada gratka dla tych, którzy nie mieli jeszcze styczności z początkową fazą twórczości pochodzącego z Japonii autora. Na pewno dużym zaskoczeniem szczególnie pod kątem wizualnym dla czytelnika okażą się tomy „Ronin” i „Samuraj”. Widać w nich gołym okiem poszukiwanie przez Sakai pomysłu na serię i kierunku, w którym powinna ona podążać.

Pierwszy album jest niezwykle brutalny i surowy w formie. Krew lubi tu bryzgnąć z przeciętych ciał i ociekać z ostrego oręża. Pozytywni bohaterowie bywają dość agresywni i ogółem bardziej niemili niż przyjaźni. Usagi kojarzy się raczej z szorstkim bezimiennym rewolwerowcem granym przez Clinta Eastwooda niż ze szlachetnym wojownikiem wyciągającym chętnie dłoń w stronę potrzebujących. Postaci rysowane są dość topornie, pozbawione znanej z późniejszych przygód gibkości i smukłości. Jednak mimo swojej brzydoty i pozornej niezgrabności pozostają mistrzami miecza (nie oceniaj przeciwnika po wyglądzie). Tak jak Sakai mistrzem słowa. Wspaniałym opowiadaczem, któremu nie wiele można w tym aspekcie twórczości zarzucić, nawet na początku kariery.

O ile „Ronin” przedstawia nam Usagiego w pierwszym etapie wędrówki, o tyle „Samuraj” zabiera nas w daleką przeszłość. W tym albumie Sakai niemal rezygnuje z pojedynczych nowelek na rzecz jednej wielkiej retrospekcji. Królik snuje tu opowieść o własnym życiu. Dzieciństwie spędzonym w wiosce, nauce u samotnika Katsuichiego i służbie u Pana Mifune zakończonej wielką bitwą stoczoną na równinie Adachi. Przysłuchuje jej się poznany wcześniej łowca nagród Gen, który z czasem zostanie najlepszym przyjacielem Usagiego. Seria nie jest już tak brutalna i bezpośrednia, powoli nasiąka spokojem. Toczy się w rytm melancholijnej nuty. Silniej zostają też zaakcentowane kwestie związane z poczuciem honoru i obowiązku. Samurajską historię uzupełniają trzy znakomite rozdziały, świadczące o tym, że Sakai wchodzi na właściwą ścieżkę, którą będzie podążał przez kolejne płodne dekady swojej kariery.

Opublikowana w USA w tym samym roku co „Samuraj”, „Droga wędrowca” to zdecydowanie najlepszy album omawianej księgi i jeden z najlepszych w ogóle. A wszystko dzięki pewnej głodnej jaszczurce, która po prostu… Zmieniła komiksowy świat. Niepozorne kadry ilustrujące wybudzającą się ze snu tokage harmonijnie wprowadzają nas, w mogłoby się wydawać, spokojną opowiastkę. Jednak już kilka stron dalej na efektownym pięknym podwójnym splashu, Sakai prezentuje cały dramatyzm niecodziennej sytuacji, w którą został uwikłany kradnący jedzenie zwierzak. Wielkodusznemu Usagiemu nie pozostaje nic innego, jak wspięcie się na tytułową wieżę, aby ocalić tokage przed rozwścieczonym karczmarzem zamierzającym ją zabić. Prosta historia o przyjaźni i przywiązaniu niby jedna z wielu, ale jakże opowiedziana. Sakai prezentuje tu cały swój kunszt. Wspaniale buduje napięcie, choć przecież nie ujrzymy tu żadnego pojedynku wielkich szermierzy, dorzuca szczyptę humoru, zarysowuje tło społeczne i kończy komiks morałem na dwudziestu perfekcyjnie rozrysowanych planszach. I od tej pory ten perfekcjonizm będzie znakiem rozpoznawczym „Usagiego Yojimbo”. Dalsze rozdziały „Drogi wędrowca” to prawdziwe perły. Przejmująca „Matczyną miłością”, wirtuozerski „Powrót ślepego świńskiego miecznika”, demoniczny „Miecz bogów”, zabawna i podnosząca na duchu „Filiżanka do herbaty” oraz wojowniczy i przewrotny „Podarunek dla szoguna”. Sześć genialnych zeszytów tworzących samurajską legendę.

W zamykającym pierwszą księgę „Spisku ryczącego smoka” Sakai tworzy jedną, wielką epicką historię. Zawiązuje wątki, które pojawiały się w poszczególnych fragmentach poprzednich albumów i doprowadza do ich efektownej kulminacji w wielkiej bitwie stoczonej w warowni Pana Takamury, szykującego spisek mający obalić szoguna. Sakai daje tu upust swojej wyobraźni, tworząc niesamowite plansze, na czele z emocjonującym pojedynkiem między Genem a ślepcem Zato-Ino. Ich taniec śmierci przy akompaniamencie gromów i błyskawic to dramaturgiczne mistrzostwo. Wspaniała jest umiejętność autora serii, polegająca na idealnym wkomponowaniu kolejnych postaci w fabułę niczym fragmentów zawiłej układanki. Każdy element ma tu swoje z góry zaplanowane miejsce. Nic nie jest pozostawione przypadkowi. Ogranym rozwiązaniom wizualnym i narracyjnym potrafi Sakai nadać zupełnie nowej jakości. Znakomicie potęguje napięcie. Świetnie oddaje atmosferę czyhającego na każdym kroku zagrożenia. Szalejąca burza na swój przerażający sposób upiększa tę bohaterską opowieść, w której ogólne dobro góruje nad wszelkimi podziałami. W końcu, kiedy zadziera się ze smokiem, nawet wróg zostaje przyjacielem. Na śmierć i życie.

Kiedy Stan Sakai w drugiej połowie lat 80. ubiegłego wieku zaprezentował czytelnikom królika ze związanymi w kok uszami i z kataną w ręku na pewno nie mógł przypuszczać, że jego dzieło zyska status fenomenu kulturowego i na stałe zapisze się złotymi zgłoskami w historii komiksowego medium. I choć pierwsze, jeszcze niezgrabne kroki rzeczywiście wcale na to wskazywały, to jednak Sakai zdołał okiełznać smoka, którego obudził, czego najlepszym przykładem jest omawiana księga.

 

Tytuł: „Usagi Yojimbo: Początek” księga 1

  • Scenariusz: Stan Sakai
  • Rysunki: Stan Sakai
  • Tłumaczenie: Jarosław Rybski
  • Wydawca: Egmont
  • Data publikacji: 25.03.2020 r. 
  • Druk: czaro-biały
  • Oprawa: miękka
  • Format: 145 x 205 mm
  • Stron: 576
  • ISBN: 9788328142602
  • Cena: 89,99 zł

 Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksów do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus