„Jazz Maynard” tom 2: „Trylogia islandzka” - recenzja
Dodane: 04-04-2020 23:08 ()
Drugi tom „Jazza Maynarda” rozczarowuje. Fabuła pierwszej odsłony serii od samego początku intrygowała, a kolejne zdarzenia następowały po sobie w błyskawicznym tempie, nie pozwalając oderwać się od lektury. Wszystko było spójne i przemyślane. Tymczasem „Trylogia islandzka” jest chaotyczna, brakuje w niej napięcia i nie ma odpowiedniego rytmu. W zasadzie nic tu się nie klei. Można pomyśleć, że autor nie miał pomysłu na tę historię i ciągnął ją trochę na siłę.
Wbrew tytułowi na Islandii rozgrywa się akcja tylko dwóch z trzech albumów wydania zbiorczego. Najpierw autorzy próbują jakoś powiązać akcję ze zdarzeniami opisanymi w poprzednim tomie. Spotykamy zatem dobrego znajomego z poprzedniego tomu. Odsiadujący wyrok Judas Melchiot dostaje wiadomość od kogoś, kto chce wykorzystać jego nieobecność i przejąć władzę El Raval. Później odnajdujemy głównego bohatera. Jazz Maynard po występie w jednym z nocnych klubów spotyka się z dawną znajomą. Lord Archer i jego córka Diana chcą mu zlecić pewne zadanie. Chodzi o odszukanie starożytnego artefaktu. Złote Oko zostało znalezione przez zespół irańskich archeologów. Drogocenne znalezisko stało się przedmiotem pożądania wielu krajów, ale przez lata rząd Iranu odmawiał sprzedaży. Półtora roku temu zostało skradzione, a lord Archer najwyraźniej wie, gdzie jest ukrywane. Potrzebny mu jedynie ktoś, kto mógłby je odzyskać. Kłopot polega na tym, że Jazz wycofał się z branży i ma zamiar poświęcić się jedynie grze na trąbce. Niestety, w wyniku splotu wydarzeń będzie zmuszony wrócić do starej profesji. Trochę przyczyni się do tego również jego przyjaciel Teo, który swoim zwyczajem wpakuje się w duże kłopoty, wykonując zlecenie niejakiego Caliguli. W poszukiwaniu Złotego Oka Jazz i Teo muszą udać się na Islandię.
Cała intryga opisana w „Trylogii islandzkiej” jest niespójna, chaotyczna, co chyba najgorsze, zwyczajnie nudna. Pierwszy z trzech tomów umieszczonych w wydaniu zbiorczym sprawia wrażenie całkowicie oderwanego od całości. Owszem pojawia się zapowiedź zadania związanego z pobytem na Islandii, ale to tyle. Reszta stanowi raczej nawiązanie do zdarzeń z poprzedniego tomu. Natomiast opisane w dwóch kolejnych tomach islandzkie perypetie są naiwne, schematyczne i pozbawione polotu. Poczynania Jazza i Teo są przerywane raz po raz retrospekcjami z okresu nowojorskiego, których jedyną funkcją jest wyjaśnienie nowych okoliczności. Niestety burzą one rytm narracji i sprawiają, że opowieść nie może się rozwinąć. Adwersarze bohatera są dość groteskowi i wywołują raczej rozbawienie niż strach. Sam Maynard z kolei staje się przesadnie wyidealizowany. W zasadzie można powiedzieć, że spełnia wszelkie kryteria superbohatera złotej ery. Jest uczciwy, silny, wrażliwy, inteligentny. Potrafi w zasadzie bez wysiłku pobić kilku większych od siebie przeciwników, a jednocześnie ma dar wyciskania łez i wywoływania wzruszenia swoją grą na trąbce. Na dłuższą metę jego nieskazitelny wizerunek staje się niestety dość irytujący. Zgrzyta również wprowadzenie do opowieści elementów mityczno-magicznych. Owszem są one całkiem dyskretne, ale jednak nie pasują do konwencji tej opowieści. No i zastanawia sam fakt wysłania bohaterów na Islandię. Chwilami można odnieść wrażenie, że jedynym uzasadnieniem tego zabiegu była chęć wprowadzenia do opowieści upiornych kruków i wciśnięcia kilku odniesień do motywów nordyckich. Nie sprawdziło się!
Na szczęście te ewidentne scenariuszowe mankamenty rekompensuje warstwa graficzna. Komiks nadal ogląda się z prawdziwą przyjemnością. Stanowiące ciekawe połączenie realizmu z cartoonową stylistyką rysunki mogą się podobać. W porównaniu z pierwszym tomem styl ewoluuje chyba jednak w kierunku pewnego przerysowania, co jest szczególnie widoczne w odniesieniu do wizerunków postaci. Kreskówkowe twarze bohaterów wyrażają różne emocje (no, może poza twarzą Maynarda, bo on cały czas ma smutne oczy zbitego psiaka). Reykjavik w interpretacji Rogera jest surowy, zimny i nieprzystępny. Faktycznie mogłaby się tu rozegrać jakaś wikińska przygoda. Duża w tym zasługa odpowiednio dobranej palety chłodnych barw. Na końcu albumu znajdziemy kilka roboczych szkiców. Trochę szkoda, że zabrakło miejsca na więcej dodatków, na przykład na okładki poszczególnych albumów.
„Trylogia islandzka” jest całkowitym przeciwieństwem „Trylogii barcelońskiej”. Chaos narracyjny, dziwne rozwiązania fabularne i brak pomysłu na finał muszą być bardzo zaskakujące dla wszystkich pamiętających świetną pierwszą odsłonę przygód złodzieja o duszy artysty. Wygląda na to, że kontynuacja opowieści przerosła scenarzystę. Być może jakiś wpływ na krytyczną ocenę ma pomysł na publikowanie tej serii w tomach zbiorczych. O ile bowiem pierwszy tom zawierał jedną spójną, zamkniętą historię, to drugiemu tej spójności zabrakło. W pojedynczych albumach być może kolejne przygody Jazza Maynarda prezentowałyby się atrakcyjniej. Pozostaje zatem cieszyć się interesującymi rysunkami.
Tytuł: „Jazz Maynard" tom 2: „Trylogia islandzka”
- Tytuł oryginału: Jazz Maynard: Une trilogie barcelonnaise
- Scenariusz: Raule
- Rysunki: Roger
- Tłumaczenie: Jakub Syty
- Wydawca: Non Stop Comics
- Data polskiego wydania: 13.02.2020 r.
- Wydawca oryginału: Dargaud
- Data wydania oryginału: 2010, 2015, 2017
- Objętość: 144 strony
- Format: 220x280 mm
- Oprawa: twarda
- Papier: kredowy
- Druk: czarno-biały
- Cena: 59,90 zł
Komiks możecie kupić w sklepie wydawnictwa Non Stop Comics.
Galeria
comments powered by Disqus