XIV Międzynarodowy Festiwal Fantastyki w Nidzicy - relacja

Autor: Agnieszka "Achika" Szady Redaktor: Krzyś-Miś

Dodane: 25-07-2007 09:44 ()


 

 

XIV Międzynarodowy Festiwal Fantastyki w Nidzicy

21-24 czerwca 2007 r.

 

 

Festiwal Fantastyki jest konwentem dość specyficznym, porównywalnym chyba tylko z Nordconem: zauważalnie wyższa niż na przeciętnym konwencie średnia wieku, brak punktów programu związanych z RPG i... brak zakazu spożywania alkoholu. Festiwale są imprezami nastawionymi na literaturę i integrację fanów, a dość wysoka cena akredytacji i brak darmowych noclegów w salach (miejscem zakwaterowania był odległy o kilkadziesiąt kilometrów ośrodek wypoczynkowy, do którego uczestników dowożono autokarami) stanowią barierę dla większości młodszych miłośników fantastyki.

Konwentowicze, którzy przybyli do pięknego, XIV-wiecznego zamku w Nidzicy, otrzymali broszurkę z programem i identyfikator: okrągły znaczek do przypięcia, z odrzutową krową, która była logiem tegorocznego Festiwalu. W informatorze i na koszulkach były zabawne rysunki: krowy cybernetyczne strzelające z wielkich giwer, krowa-rycerz, krowa-Vader walcząca z krową-karateką... Były też podane godziny odjazdów pociągów do co większych miast - pomysł, który zdecydowanie wart jest rozpowszechnienia na innych konwentach.

Program składał się z jednego bloku prelekcyjnego (spotkania z pisarzami i panele dyskusyjne), filmów wyświetlanych w sali kinowej (m.in. "Piraci z Karaibów: na końcu świata" i "Labirynt Fauna") oraz od czasu do czasu dodatkowych atrakcji w księgarni lub na dziedzińcu.

Prelekcje Jarosława Grzędowicza i Mai Lidii Kossakowskiej były umieszczone jako dwa pierwsze punkty programu, więc osoby, które - jak ja - przybywały pociągiem, zdążyły dopiero na oficjalne otwarcie, które w "Galerii pod belką" na poddaszu, prowadził Wojtek Sedeńko, właściciel wydawnictwa "Solaris" i organizator konwentu. Po otwarciu wysłuchaliśmy prelekcji Jacka Komudy, który bardzo ciekawie opowiadał o postaciach i faktach, które go inspirują literacko, szczególnie o zajazdach szlacheckich i Stanisławie Stadnickim, zwanym "Diabłem z Łańcuta". Następny w programie był panel dyskusyjny pisarzy polskich, czeskich i ukraińskich, ja jednak wolałam nadrobić zaległości kinowe i obejrzeć "300".

W piątek jako pierwszy miał wystąpić Feliks W. Kres, ale nie dojechał i organizatorzy wstawili na jego miejsce Rafała Kosika, autora wydanej własnym nakładem książki "Vertical" oraz młodzieżowego cyklu o przygodach Felixa, Neta i Niki. Spotkanie było interesujące: Rafał opowiedział o swoich inspiracjach, o tym, że nigdy nie obmyśla z góry całej akcji książki i że notuje sobie różne zasłyszane powiedzonka, ale też wiele sam wymyśla, bo nie chce, żeby język jego młodzieżowych bohaterów za kilka lat był "przestarzały".

Następnym punktem programu było spotkanie z niemieckim tłumaczem Erikiem Simonem, który opowiadał o niemieckim rynku fantastyki i o trudnościach, jakie sprawiło mu tłumaczenie książek Sapkowskiego. Spotkanie z gościem honorowym konwentu, Brianem Aldissem, przyciągnęło tłum słuchaczy oraz telewizję. Pisarz opowiadał o swoich inspiracjach i przytaczał wiele anegdot, w tym - ze swojego poprzedniego pobytu w Polsce, ponad trzydzieści lat temu. Peerelowskie wydawnictwo zapłaciło mu wtedy złotówkami, których nie mógł wymienić na walutę i musiał wydać na miejscu, dzięki czemu np. postawił piwo wszystkim uczestnikom konwentu. Po zakończeniu prelekcji ustawiła się gigantyczna kolejka po autografy.

Po południu odbył się wernisaż dwojga grafików komputerowych: Anity Z. Siudy i Tomasza Marońskiego. Opowiadali o swoich inspiracjach (Beksiński, Siudmak) i zaletach grafiki komputerowej w porównaniu z tradycyjnymi technikami. Potem w parku pod zamkowym murem miał miejsce turniej łuczniczy: zawodnicy strzelali z półobrotu (po partyjsku) i z przyklęku (po scytyjsku), co wyglądało szalenie efektownie. Później na zamkowym dziedzińcu rozpoczął się grill i występ "Kapeli z Orliczką", grającej piosenki ludowe w mniej lub bardziej nowoczesnych aranżacjach.

W sobotę pierwszym punktem programu był panel dyskusyjny "Czy Europa idzie pod nóż", prowadzonego przez Marka Oramusa. Następnie zaliczyłam spotkanie autorskie z Andrzejem Sapkowskim, opowiadającym anegdoty o konwentowych pijaństwach oraz psioczącym na krytyków. W godzinach poobiednich w programie figurował Krzysztof Kochański. Chciałam go posłuchać, bo parę jego utworów czytałam, ale okazało się, że mówi o grze "XyberMech". Za to ciekawy był wykład Witolda Jabłońskiego o słowiańskiej mitologii.

Ostatnimi punktami programu było rozdanie nagrody Sfinksa - osobą wręczającą była Królowa Amidala, która następnie zajęła trzecie miejsce w odbywającym się na dziedzińcu konkursie strojów. Pierwsze miejsce otrzymał budzący wiele entuzjazmu ogromny, niebieski Teletubiś z portretem ministra edukacji na brzuchu, zaprezentowany jako "nowy projekt mundurka szkolnego", drugie - "konny łucznik z Rusi Kijowskiej". Pozostali uczestnicy dostali wyróżnienia: Marek Michowski jako kawaler maltański, z ogromnym rapierem w jednej ręce i przetłumaczoną przez siebie książką o kawalerach maltańskich w drugiej, Sedeńko junior jako Templariusz w adidasach i najmłodszy uczestnik - onieśmielony kilkuletni pirat.

Ostatni punkt sobotniego programu, czyli biesiada, odbył się w "naszym" ośrodku wypoczynkowym w ludowo stylizowanej sali jadalnej. Piwo lało się strumieniami, ale mimo różnych stopni upojenia wszyscy zachowywali się bardzo kulturalnie. Dzieci pełzały pod stołem i atmosfera była ogólnie dość rodzinna.

W niedzielę pierwszym punktem programu, który zaliczyłam, był film "Wiedźmikołaj" - niestety, okazało się, że to tylko pierwsza z dwóch części, ale że znam książkę, nie byłam rozczarowana brakiem rozwiązania intrygi. Tymczasem w sali prelekcyjnej Marcin Przybyłek opowiadał o archetypach Junga. Potem zajrzałam na chwilę do księgarni, gdzie Marek Oramus polecał swoje ulubione książki, i już była pora się zbierać na pociąg powrotny. Spakowałam się i ruszyłam na stację.


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...