„Trzeci Testament”: „Juliusz” - recenzja

Autor: Jakub Syty Redaktor: Motyl

Dodane: 19-03-2020 23:59 ()


Wszystko zaczęło się od Alexa Alice'a i Xaviera Dorisona, dwóch absolwentów prestiżowej szkoły biznesowej ESCP Europe, którzy w duecie stworzyli „Trzeci Testament”, składającą się z czterech tomów historię bazującą na motywie poszukiwania mitycznej trzeciej części Pisma Świętego, w której pojawiają się między innymi święta inkwizycja oraz mroczne nadprzyrodzone siły. Jak zażartował sobie w jednym z wywiadów Dorison, można w tym przypadku mówić o „katolickim fantasy”. Szczęście, które towarzyszyło zaakceptowaniu pomysłu dwóch młodych twórców przez dyrektora wydawniczego Glénat, porównał po latach do tego, jakby dostał możliwość zaśpiewania na jednej scenie z Rolling Stonesami. Seria trafiła w czytelnicze gusta, stając się dla młodych twórców trampoliną do realizacji dalszych projektów. Minęło ładnych parę lat i „Trzeci Testament” doczekał się prequela w postaci liczącej pięć albumów miniserii „Juliusz”. Dorison uczestniczył jedynie w powstawaniu pierwszego albumu, scenarzystą pozostałych jest Alice.

O ile w pierwotnym cyklu mieliśmy do czynienia ze średniowiecznym anturażem, wszak historia rozgrywała się na początku XIV wieku, tutaj przenosimy się do antycznego Rzymu. Mamy rok 64 po Chrystusie. Juliusz Publiusz Windeks jest patrycjuszem, senatorem i wodzem, który w chwale wraca do Rzymu. W drodze do domu bohater wojenny tłumi powstanie Żydów w Aleksandrii, skąd przywozi ze sobą niewolnika, wyznawcę Chrystusa. Nie wie jeszcze, że spotkanie z tym człowiekiem całkowicie odmieni jego życie, a także oblicze świata... Nie wie, że kiedyś będzie zwany jako Juliusz z Samarii.

Lecz gdy go poznajemy, Juliusz nie jest dobrym człowiekiem. Plany, jakie snuje wraz z kilkoma innymi wysoko postawionymi obywatelami Rzymu, stawiają go pośród tych najgorszych. Jest człowiekiem, który pragnie przemian w Imperium, nie zamierza jednak zważać na koszty i gotów jest na wszystko, by osiągnąć zamierzony skutek. Być może postać tę autorzy w jakimś sensie zaczerpnęli z historii, gdyż faktycznie istniał ktoś taki jak Gajusz Juliusz Windeks, przywódca powstania w Galii przeciwko Neronowi, do którego doszło w 68 roku. W każdym razie jest on na pewno dowodem na to, że pycha kroczy przed upadkiem, a cios zostaje mu zadany ze strony, z której się nie spodziewa. Juliusz Publiusz Windeks ma bowiem córkę, która w ogóle nie przypomina swego ojca.

Tak jak wspominałem wyżej, losy Juliusza bardzo szybko i równie mocno splatają się z losami człowieka, który był kamieniarzem, a został prorokiem. To właśnie jego przyzywa Bóg, który ma zawrzeć trzecie przymierze z ludźmi. Ten zwany Sar Ha-Rimem planuje wyruszyć z Judei na wschód i ta wyprawa stanowić będzie kanwę tej opowieści. A jest „Juliusz” historią o nawróceniu, o istocie wiary, o walce wielkiego dobra z wielkim złem, o miłości, o odkupieniu, i wyliczać można długo. Na pewno jednak jest to historia niebanalna, niosąca jakieś przesłanie. To pod wieloma względami przemyślane dzieło, zarówno jeśli chodzi o narrację, rozwój postaci, jak i osadzenie w realiach. Alice przyznał w wywiadach, że źródeł było mnóstwo, a on starał się podejść do tematu poważnie.

Na pewno mocną stroną komiksu jest bardzo dobra konstrukcja pojawiających się w nim postaci, a jest ich całe mnóstwo: pierwszo-, drugo-, trzecioplanowych, które żyją na planszach komiksu. Każda z nich ma swoje cele, każda z nich jest wierna zarysowanemu charakterowi, a jeśli dochodzi do zmiany myślenia, nie następuje to nigdy nagle, a stopniowa przemiana głównego bohatera jest tego najlepszym dowodem. Trudno też powiedzieć czy to w rzeczywistości on jest głównym bohaterem tej historii...

„Juliusz” to dzieło napisane z rozmachem. Alex Alice w pewnym sensie lubuje się w tego typu rozbuchanych historiach. Dość rzec, że ma on również na swoim koncie monumentalne dzieło oparte na klasycznej operze Wagnera „Zygfryd”, które również trafi lada moment na polski rynek, a także realizowaną z rozmachem serię „Gwiezdny zamek”. Alice, który pisze scenariusze i jest rysownikiem, jawi się jako wielce uzdolniony twórca komiksu. Wie też dokładnie, czego chce. Thimothée Montaigne przyznał w jednym z wywiadów, że scenarzysta był wobec niego bardzo wymagający, dostarczając przy okazji solidną porcję dokumentacji.

W przypadku „Juliusza” to właśnie nie Alex Alice jest rysownikiem. Narysowanie pierwszego tomu powierzono Robinowi Rechtowi, pozostałe cztery narysował Thimothée Montaigne. Mnie ciut bardziej podobała się szczegółowa i nieco bardziej realistyczna kreska tego pierwszego grafika znanego z wydawanego przez Taurus Media „Elryka”, lecz przejście pomiędzy stylami tych dwóch twórców jest dość płynne, tym bardziej że nad całością pracował jeden kolorysta. Co ważne w tej historii, postaci są do siebie podobne, więc nie sposób się pogubić, kto jest kim, a spektakularne scenografie robią duże wrażenie. Nie powiem, że „Juliusz” to uczta dla oka, ale kilka kadrów – zwłaszcza tych dużych, panoramicznych, zapada w pamięć i rozbudza wyobraźnię, jak takie dzieło wypadłoby na dużym ekranie, gdyby wziął się za nie dobry reżyser...

Ci, którzy perypetie Konrada z Marburga i Elizabeth Elsenor poznali jeszcze w latach 2002-2003, „Trzeciego testamentu” przedstawiać nie trzeba. Swoją drogą Egmont planuje wznowienie tej serii w wydaniu zbiorczym. „Juliusz” powinien być dla większości z nich tytułem, na który warto zwrócić uwagę. To niesamowicie dopracowane dzieło. I samodzielne, także warte polecenia wszystkim tym, którzy pierwotnej serii nie znają, a nawet o niej nie słyszeli. „Juliusz” mieści się w moim TOP 10 komiksów wydanych na naszym rynku w 2019 roku. Zdecydowanie warto rozpocząć tę przygodę, bo to 300 stron komiksowej rozrywki pierwszej próby.

 

Tytuł: Trzeci Testament: Juliusz

  • Scenariusz: Xavier Dorison, Alex Alice
  • Rysunki: Robin Recht, Thimothée Montaigne
  • Tłumaczenie: Maria Mosiewicz
  • Wydawca: Egmont
  • Data publikacji: 04.12.2019 r.
  • Druk: kolor
  • Oprawa: twarda
  • Papier: kreda
  • Format: 216x285 mm
  • Stron: 326
  • ISBN: 9788328197404
  • Cena: 149,99 zł

 

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus