„Śmiech i śmierć” - recenzja
Dodane: 04-03-2020 06:03 ()
Samolot, środek transportu, który zrewolucjonizował pojęcie dystansu i sposobu wyboru wakacyjnych destynacji, będący jednocześnie źródłem poważnych zagrożeń cywilizacyjnych może też służyć za poręczną metaforę dominującego w XXI w. typu relacji międzyludzkich, charakteryzujących się przygodnością (losowe kojarzenie współpasażerów na podstawie zajmowanych miejsc), nietrwałością (znamy się tylko tu i teraz) i poczuciem dogłębnej samotności tuszowanej ułudą podążania w tym samym kierunku.
Sięgając po komiks Adriana Tomine „Śmiech i śmierć”, bardzo szybko przekonujemy się, że owa metafora samolotu będzie nam towarzyszyć podczas lektury na wielu płaszczyznach, również jako istotny motyw graficzny i fabularny komiksu. Na początek wystarczy rozchylić skrzydełka okładki, by się o tym przekonać naocznie: przez jej wewnętrzną, lewą stronę przebiega ślad smugi kondensacyjnej samolotu, którego sylwetkę odnajdujemy na stronie prawej. Ten sam samolot, a może zupełnie inny, powróci w treści jednej z nowel, będąc ważnym elementem fabuły opowiadania „Przekład z japońskiego”.
Adrian Tomine, reprezentant komiksowej alternatywy zza Oceanu, jest postacią rozpoznawalną i cenioną. Krytyka, dość zwyczajowo, przyrównuje jego dokonania do twórczości Daniela Clowesa (panowie się przyjaźnią), ale nie ma powodu odmawiać autorowi oryginalności. Obaj autorzy wykazują, co prawda, zbieżność na poziomie wrażliwości i doboru strategii estetycznych, ale to zbyt mało, by skazywać Adriana Tomine na miano bycia epigonem. Jego główna aktywność artystyczna realizuje się w ramach prowadzonego od 1991 roku autorskiego magazynu „Optic Nerve”, z którego wybranych numerów pochodzą zebrane w tomie „Śmiech i śmierć” nowele. Jest też Tomine, o czym również zwyczajowo się wspomina, mentalnym dzieckiem nestora alternatywnej mangi gekiga, czyli Yoshihiro Tatsumiego. Uwielbienie wyrażane w licznych opiniach na temat japońskiego artysty miało też swój praktyczny wymiar – Tomine redagował amerykańskie wersje komiksów Tatsumiego, w tym monumentalne dzieło „A Drifting Life” (polska wersja komiksu ukazała się nakładem Wydawnictwa Komiksowego i nosiła tytuł „Życie. Powieść graficzna”), tym samym wprowadzając twórczość japońskiego klasyka w obszar kulturowy języka angielskiego.
Wychodząc poza konteksty stricte komiksowe, można też bez większego ryzyka postawić tezę, że Adrian Tomine, specjalizując się w krótkich formach narracyjnych, jest w jakimś sensie przedstawicielem chwalebnej tradycji nowelistyki amerykańskiej - opowiadań charakteryzujących się brakiem wyraźnej puenty, skupionych na nastroju chwili, portretowaniu bohaterów poprzez ich działanie, a nie opisy przeżyć wewnętrznych. Czytając „Śmiech i śmierć” przychodziły mi do głowy nazwiska Raymonda Carvera, Lauren Groff czy Dorothy Parker. Z jeszcze innej strony, w komiksowych nowelach Tomine daje się odnaleźć echa wielkich „prozaików” kina amerykańskiego, na przykład Richarda Linklatera, który z małych, intymnych historii potrafi składać fascynujące, zbiorowe freski.
W tym duchu utrzymane są także graficzne opowieści Adriana Tomine. Artysta operuje w skali mikro i dopiero wielość tych drobiazgów gromadzonych w wydania zbiorcze, jak „Śmiech i śmierć”, pozwalają czytelnikowi wyobrazić sobie przybliżoną mapę świata, w ramach którego porusza się wrażliwość artysty. Trzeba jednak zauważyć, że lektura komiksów Adriana Tomine wymusza na odbiorcy sporą dozą cierpliwości i zaangażowania. Sam autor zdaje sobie z tego sprawę, przyznając, że nie ma wyobraźni mogącej kusić potencjalnego czytelnika wymyślnymi intrygami, a próby konstruowania dłuższych form sprawiają mu trudność. Ta świadomość ułomności twórczej wynikającej z braku zajmujących, wielkich tematów do podjęcia, w dużym stopniu odpowiada powszechnym odczuciom na temat kryzysu współczesnej opowieści jako takiej. Komiksowe emanacje Tomine, wzbudzające powszechne uznanie, są tego kryzysu żywym dowodem. Historie zamieszczone w zbiorze „Śmiech i śmierć” to prozaiczne obrazki rzeczywistości, znalezione tu i ówdzie fragmenty ludzkich losów. Może to biograficzne nadużycie i autosugestia, ale wydaje mi się, że mający japońskie korzenia artysta, w swoich nowelach eksponuje również wrażliwość nastrojoną na lapidarność haiku, szukając w pojedynczym fenomenie, ułamku biografii, kodów naprowadzających na intuicje sugerujące złożoność świata. Jest to wrażliwość, która coraz częściej znajduje swoich entuzjastów w świecie zachodnim, bo zwalnia z trudu rekonstruowania rozbitego na atomy, spójnego obrazu świata. Jeżeli to jest jeszcze w ogóle możliwe. Historie składające się na „Śmiech i śmierć” dobrze mieszczą się w tym paradygmacie, bo są przejrzyście opowiedziane wizualnie, skupione na szczególe, ale zazwyczaj prowadzą donikąd, jak w „Do boju, sowy!” czy tytułowej noweli „Śmiech i śmierć”, w których autor porzuca bohaterów w dramatycznych momentach egzystencjalnego zawieszenia. Jedynym wyjątkiem od tej reguły jest zakomponowana na wzór komiksowych stripów „Krótka historia sztuki zwanej rzeźbiarstwem ogrodowym”, mająca co prawda gorzką, bo będącą wynikiem osobistej porażki bohatera, ale jednak wyraźną puentę.
Uczepiłem się samolotowej metafory, ale im dłużej myślę o „Śmiechu i śmierci”, tym bardziej widzę w jej forsowaniu sens. Co poradzę, że obraz anonimowych pasażerów czekających na lot idealnie pasuje mi do opisu ekspozycji, która dominuje w komiksach Adriana Tomine? Usadzeni obok siebie w życiu, jak w samolotowych fotelach, bohaterowie nowel doznają poznawczego dysonansu, bo ta wymuszona bliskość każe im wchodzić w interakcje, których sami do końca nie rozumieją („Do boju, sowy!”, „Amber Sweet”) i nie chcą. Z drugiej strony, nie opuszcza ich/nas przeświadczenie, że wraz z ostatnim kadrem będą dla nas/siebie martwi, zapomniani, jak to się dzieje w „Przekładzie z japońskiego”, gdy przez długość lotu z Tokio do Los Angeles narratorka opowiadania nawiązuje niezrozumiałą, nieomal rodzinną więź z pewnym profesorem z Osaki. Po wylądowaniu na lotnisku bohaterowie rozchodzą się bez słowa, profesor „ukłonił się i zniknął w tłumie oczekujących na taksówkę”.
W kadrach „Przekładu z japońskiego” nie pojawiają się ani razu sylwetki bohaterów, a ich losy są opowiedziane (narysowane) przy pomocy otaczających przedmiotów. Jednym z nich jest całostronicowy kadr z rysunkiem lecącego samolotu - on jest faktycznym nośnikiem treści, bohaterowie to tylko duchy obecne w tekstowej narracji. Idealnie koresponduje to z ogólną wymową komiksu, którego drugi człon tytułu wskazuje horyzont świata bohaterów Adriana Tomine, czyli kres, jakaś forma nieistnienia.
Ostatnie kadry opowiadania „Intruzi”, a zarazem ostatnie kadry komiksu, to wyznanie bohatera, który pragnie jedynie wmieszać się w tłum i zniknąć, jak samolot, który odrywa się od płyty lotniska i za chwilę zniknie ponad chmurami.
Tytuł: Śmiech i śmierć
- Scenariusz: Adrian Tomine
- Rysunki: Adrian Tomine
- Wydawnictwo: Kultura Gniewu
- Data publikacji: 01.2020 r.
- Tłumaczenie: Agata Napiórska
- Druk: kolor
- Oprawa: miękka
- Format: 165 × 235 mm
- Stron: 124
- ISBN: 978-83-64858-67-3
- Cena: 49,90 zł
Dziękujemy wydawnictwu Kultura Gniewu za udostępnienie komiksu do recenzji.
Galeria
comments powered by Disqus