„Mówili na niego Karol” - recenzja
Dodane: 23-02-2020 23:07 ()
Gdy pierwszy raz usłyszałem tytuł „Mówili na niego Karol” pomyślałem sobie, że to pewnie jakaś nowa opowieść o człowieku, który został papieżem lub ewentualnie papieżu, który pozostał człowiekiem. W końcu mogło tak przecież być. Gdy jednak zdałem sobie sprawę, że to komiks Wydawnictwa 23, uznałem, że na pewno chodzi o coś innego. I choć tytułowy Karol faktycznie udaje się do domu ojca, to jednak rzeczywiście komiks raczej utrzymany jest w innych klimatach. Gdybym miał nadać tej recenzji jakiś tytuł, to pewnie sięgnąłbym do pewnego filmu dokumentalnego. „Śmierć na 1000 sposobów” całkiem zgrabnie opisuje ten komiks, choć bohater odwala kitę jedynie dwadzieścia razy, a nie tysiąc. No, ale jeszcze wszytko przed nim. Choć na okładce zeszytu nie ma nigdzie informacji, że to pierwsza odsłona serii, to przecież pomysłów na kontynuację na pewno nie braknie.
„Mówili na niego Karol” to seria jednoplanszówek, w których pada tylko jedno zdanie – właśnie tytułowa fraza. Bohater każdej opowiastki albo jest już trupem od samego początku, albo w mniej lub bardziej spektakularny sposób kopie w kalendarz na naszych oczach. Zawsze jednak znajdzie się ktoś, kto nad ciepłym jeszcze jego truchłem stwierdzi – „Mówili na niego Karol”. Miejsce i czas zejścia nie mają dla Karola żadnego znaczenia. Nasz bohater potrafi przenieść się do krainy wiecznych łowów zarówno na koncercie rockowym, jak i podczas szermierczego pojedynku. Są sytuacje, w których nie powinno mu się to przytrafić (np. podczas oświadczyn), ale są również takie, z których nie miał prawa ujść z życiem (śmierć na gilotynie lub podczas okultystycznego rytuału). Mało tego, Karol potrafi się przekręcić, nawet gdy jest już martwy (np. jako wampir). Czasami role nagle odwracają się w zaskakujący sposób (leżący na łożu śmierci pacjent zabija zdziwionego lekarza).
W tym komiksie przyczyną śmierci może być wszystko – miłość, niezachowanie się do przepisów BHP na stanowisku pracy, wizyta w lesie, czy nawet kęs przepysznego ciasta konsumowanego w wykwintnej restauracji w towarzystwie przepięknej kobiety. Z Karolem lub jakąś jego częścią można spotkać się dzięki listonoszowi, wędkarzom lub ekspedientce na stoisku z wędlinami. W tym komiksie Karol ginie nawet wtedy, gdy jest superbohaterem, a to jak wiadomo jest już sporym wyczynem. W końcu powiedzieć, że śmierć superbohaterom zdarza się rzadko, to nic nie powiedzieć. Superbohaterowie nie umierają! Chyba że mają na imię Karol. Karola stać nawet na autoironię. Nie sposób przecież nie dostrzec finezji w jego postępowaniu, gdy przenosi się do krainy wiecznych łowów…, właśnie podczas łowów.
Jeżeli zaś chodzi o graficzną stronę tych opowiastek, to trzeba przyznać, że Karol sposobi się do wąchania kwiatków od dołu w bardzo efektowny sposób. Ewa Ciałowicz ukazuje ostatnią drogę bohatera w bardzo cartoonowy, niemal radosny i pełen kolorów sposób. Pozbawione konturów i utrzymane w żywych barwach grafiki są świetnie skomponowane, co na pewno może się podobać. Maksymalne uproszczenie i dążenie do eliminacji wszelkich niepotrzebnych elementów nadaje rysunkom ikoniczny charakter oraz sprawia, że poszczególne panele są czytelne i jednoznaczne. Kadrowanie zazwyczaj jest bardzo statyczne. Oglądamy tę samą scenografię, powtórzoną sześć razy, by dojść do zaskakującej i zabawnej puenty. W konsekwencji czytelnik skupia się na działaniach występujących na tym tle bohaterów oraz sekwencji następujących po sobie zdarzeń.
„Mówili na niego Karol” to bez wątpienia komiks stanowiący narracyjno-graficzną zabawę, ale można także potraktować go jako próbę ironicznego spojrzenia na pewną, często równie męczącą, jak śmiertelne zejścia Karola, cechę komiksów. Otóż ich bohaterowie raczej nie umierają. A nawet, jeśli już im się przydarzy przejście na wieczną wartę, to często z niej powracają. W sposób patologiczny dotyczy to serii superbohaterskich, które tę właściwość doprowadziły do absurdu. Tu natomiast mamy do czynienia z zastąpieniem jednego schematu, innym. Nie dość, że bohater od samego początku jest zimnym trupem, to na kolejnych planszach raz po raz zalicza kolejne zgony.
Podczas lektury tego krótkiego komiksu czytelnik doświadcza zróżnicowanych emocji. Najpierw jest zaskoczenie („Jak to, czyli wszystkie historyjki są konstruowane według jednego wzoru?”), później przychodzi odrobina zniecierpliwienia („Znów to samo!” „Chyba umrę z nudów, jak ten Karol”), stopniowo ustępująca ciekawości („No dobra, zobaczmy, jak nieborak żegna się z tym światem na następnej stronie”). Za sprawą takiej konstrukcji nowy komiks Wydawnictwa 23 na pewno w sposób szczególny docenią fani wspomnianego na początku dokumentu „Śmierć na 1000 sposobów”. Może nawet zaproponują oni jakieś pomysły na kontynuację projektu. Dziwnym nie będzie, gdy zaczną powstawać fanarty dotyczące nowych możliwości upuszczenia tego łez padołu przez tytułowego Karola. A na razie, spieszmy się czytać przygody Karola, bo tak szybko odchodzi...
Tytuł: „Mówili na niego Karol”
- Scenariusz: Jerzy Łanuszewski
- Rysunki: Ewa Ciałowicz
- Wydawca: Wydawnictwo 23
- Data polskiego wydania: 23.01.2020 r.
- Objętość: 24 strony
- Format 175x250 mm
- Oprawa: miękka
- Papier: kredowy
- Druk: kolorowy
- Cena: 23 zł
Dziękujemy Wydawnictwu 23 za udostępnienie komiksu do recenzji
Galeria
comments powered by Disqus