„Eileen Gray. Dom pod słońcem” - recenzja

Autor: Piotr Dymmel Redaktor: Motyl

Dodane: 22-10-2019 20:59 ()


Lubię komiksy Marginesów, bo ich publikacje stwarzają okazję na poszerzenie wiedzy o postaciach czy zjawiskach, zgodnie z nazwą wydawnictwa, egzystujących gdzieś na marginesach utrwalonych kanonów. Całkiem niedawno miałem przyjemność recenzować album „Audubon. Na skrzydłach świata”, graficzną biografię najsłynniejszego ornitologa Ameryki. Teraz dzięki albumowi „Eileen Gray. Dom pod słońcem” poznajemy, a raczej należałoby napisać, odzyskujemy Eileen Gray, cichą bohaterkę historii architektury, prekursorkę wczesnej fazy modernizmu.

Kim była Eileen Gray? W albumie będącym wspólnym dziełem Charlotte Malterre-Barthes i polskiej rysowniczki Zosi Dzierżawskiej poznajemy Gray, która po dzieciństwie spędzonym w rodzinnej Irlandii, swoje artystyczne życie związała na stałe z Francją. Tam otoczona luminarzami epoki, takimi jak Le Corbusier, literatami pokroju Djuny Barnes i szeregiem pośledniejszych postaci dokonała zjawiskowych realizacji, w tym swój najsłynniejszy projekt - dom o nazwie E-1027. To wokół tego projektu uznawanego za jedno z arcydzieł dwudziestowiecznej architektury autorki „Domu pod słońcem” snują opowieść o losach nietuzinkowej kobiety uwikłanej w świat zdominowany przez mężczyzn.

W szeregu filmowo zaaranżowanych retrospekcji poznajemy wybrane momenty z życiorysu Gray, które miały kluczowe znaczenie w procesie formowania się wrażliwości, osobowość i światopoglądu artystki. Jest więc wczesnodziecięca rozłąka z ojcem, który poświęca życie rodzinne, by móc oddać się sztuce. Towarzyszymy Eileen Gray, gdy ta zafascynowana laką, uczy się tego wymagającego materiału podczas pobytu w Londynie pod mentorskim okiem D. Charlesa i Seizo Sugawary. W końcu mamy kluczowy dla opowieści, jak i dla życiorysu samej Eileen opis znajomości artystki z Jeanem Badovicim, francuskim architektem, długoletnim kochankiem Gray, któremu artystka zaprojektowała i sfinansowała budowę E-1027. No i jest wielki Le Corbusier, którego scena śmierci otwiera komiks, będąc pomysłową klamrą spinającą wątki dotyczące budowy E-1027.

Jak widać, choćby w tym krótkim opisie, rytm życia i źródła inspiracji dostarczali Eileen Gray w dużej mierze mężczyźni. Jest to stwierdzenie prawdziwe, jednocześnie niepełne, bo ponad tym wszystkim opowieść Malterre-Barthes i Dzierżawskiej mocno akcentuje odrębność i podmiotowość Eileen Gray. Zresztą komiks został zadedykowany feministkom i prezentuje portret kobiety niezależnej - przynajmniej na tyle, na ile było to możliwe w początkach XX wieku. Autorki pokazują więc niejako w kontrze do męskich bohaterów życia Gray jej silne relacje z kobietami, romanse z Gabrielle Bloch czy Marie-Louise Damien. Razem z twórczynią E-1027 odwiedzamy paryski homoseksualny salon prowadzony przez Natalie Barney, którego bywalczyniami były tak nietuzinkowe postaci, jak Gertrude Stein czy Djuna Barnes. Jednak i ta jasno wyłożona deklaracja światopoglądowa autorek „Domu pod słońcem” nie jest pozbawiona różnicujących portret Gray subtelności i naginania perspektywy, umożliwiającej zmianę optyki czytelnika. Sklep z wyposażeniem wnętrz, który Gray otworzyła w Paryżu w 1922 roku, nazywa męskim pseudonimem Jean Désert, bo tak jest łatwiej, a w atelier wybitnej fotografki Berenice Abbott architektka uwiecznia się na serii portretów, przybierając męskie pozy.

Muszę przyznać, że ta strategia świetnie się sprawdza. Malterre-Barthes i Dzierżawska w żadnym momencie swojej opowieści nie próbują Eileen Gray dogonić oczywistymi puentami, tylko pozwalają jej podążać własną drogą, jak w końcowych kadrach komiksu, gdy śledzimy auto architektki opuszczające podjazd domu E-1027.

Na pewno pochwalić należy wizualny wymiar „Domu pod słońcem". Rysunki Dzierżawskiej są subtelne, skupione na budowaniu opowieści, a nie jej dominowaniu. Wspomniałem o filmowo zaaranżowanych retrospekcjach, gdzie pomysłowo wyeksponowany w kadrze przedmiot, rozrysowana sytuacja tworzą pomost z przeszłością, w której dana sytuacja miała dopiero się narodzić, a przedmiot nabrać w przyszłości biograficznego znaczenia. Śledzi się te formalne zabiegi z dużą przyjemnością.

Równie wiele satysfakcji dostarcza plastyczna wyobraźnia Dzierżawskiej w momentach, gdy rysowniczka posługuje się przenośnią, jak w scenie, w której Gray wyciąga ze swojego wnętrza projekt domu i zaczyna go składać w przestrzenną formę. Groźnie i niepokojąco wyglądają natomiast partie komiksu, w których Le Corbusier, podobno motywowany zazdrością o genialność projektu domu E-1027, „ozdabia” go muralem, burząc integralność i czystość przestrzeni domu zbudowanego przez Gray. Procesowi poprawiania dzieła przez Le Corbusiera towarzyszy bura kolorystyka plansz podkreślająca gwałtowność tego procesu i męską próbę dominacji. Mocne.

Na koniec trzeba też pochwalić Malterre-Barthes za to, że jej dzieło nie jest opowieścią zbytnich dopowiedzeń. „Dom pod słońcem” rozbudza ciekawość osobą Eileen Gray, ale żeby zagłębić się jeszcze bardziej w życiorys i fenomen artystki, pełniejszą wiedzę trzeba zdobyć samemu, sięgając także po inne źródła. I to jest aspekt publikacji sygnowanych nazwą Marginesy, który cenię sobie najbardziej. Jeżeli „Dom pod słońcem” ma być próbą zaproszenia do odbycia podróży w poszukiwaniu pozostających obok głównych dróg ekspresowych ścieżek mniej oczywistych, ale równie fascynujących, to mnie przekonywać zbyt długo nie trzeba.

 

Tytuł: Eileen Gray. Dom pod słońcem

  • Scenariusz: Charlotte Malterre-Barthes
  • Rysunki: Zosia Dzierżawska
  • Tłumaczenie: Jacek Żuławnik
  • Wydawnictwo: Wydawnictwo Marginesy
  • Format: 190x215 mm
  • Liczba stron: 162
  • Oprawa: twarda
  • Druk: kolor
  • ISBN-13: 9788366335158
  • Data publikacji: 4.10.2019 r.
  • Cena: 59,90 zł

Dziękujemy wydawnictwu Marginesy za udostępnienie komiksu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus