„Druuna” tom 4: „Zapomniana planeta. Klon” - recenzja

Autor: Łukasz Kaszkowiak Redaktor: Motyl

Dodane: 09-10-2019 12:04 ()


Z początku myślałem, że będzie bardzo trudno zrecenzować kolejny odcinek przygód Druuny. W końcu co jeszcze mielibyśmy zobaczyć? Seks? Był. Potwory? Były. Megamiasto? Było? Pokrętna metafizyka? Była. Elektrobiologiczne wynaturzenia? Były. Co więc można do tego dodać? Otóż, moi państwo, coś można.

Jak zwykle ratunkiem dla artysty okazało się zrozumienie własnej twórczości. Serpieri wreszcie odrzuca pozory autonomicznej rzeczywistości i zaczyna traktować swój komiks jako czystą formę. Elementów dzieła nie spina wreszcie jakiś kulawy realizm, tylko wewnętrzna, pokręcona logika.

Przede wszystkim Druuna przestaje być postacią w klasycznym tego słowa rozumieniu, ale ośrodkiem rzeczy, na który Serpieri nawleka pozostałe elementy. Doskonale widać to w scenie z „Zapomnianej planety”, gdzie dziewczyna budzi się w więzieniu, lecz wkrótce umiera i jednocześnie obserwuje swoją śmierć na ekranie monitora. Później proces powtarza się kilka razy, co Serpieri zmyślnie rozgrywa kolorami, albowiem na monitorze i kadrach dominuje zgniła żółć. Czy Druuna umarła, czy żyje? To pytanie nie ma sensu, ponieważ ona zawsze w jakieś formie „żyje”, to znaczy nieustanie przemieszcza się pomiędzy krajobrazami. Natomiast wreszcie zostaje nam odkryta rola Druuny i przyczyna jej nieustannego biegu – jest żywiołem życia miotającym się pomiędzy zdegenerowanymi istotami biologicznymi a maszynami, często bardzo do siebie podobnymi. Bardziej niż kiedykolwiek przedtem zostaje podkreślone, że miasto jest wirtualne, a właściwie zawieszone między istnieniem i nieistnieniem; tylko Druuna może pozwolić odnowić się światu. Ma to bardzo piękną, humanistyczną przyczynę, albowiem odtworzenie może nastąpić wyłącznie dzięki człowieczeństwu.

Poza tym znajdujemy wiele znajomych motywów, znowu transponowanych, ale, tak jak zmiennokształtny mutant, ostatecznie zawsze zachowujących swoją obślizgłą formę. Dostrzeżemy także wiele kalek wizualnych, zwłaszcza z pierwszych dwóch tomów (wolę myśleć, że to celowy zabieg, a nie zwykła odtwórczość).

Cieszy też, przynajmniej mnie, wyeksponowanie postaci Karła. Serpieri jeszcze bezczelniej podkreśla jego funkcję wybawiciela deus ex machina, podnosząc go do roli swoistego „ducha opowieści”. W pewnym sensie jest najbardziej samoświadomy ze wszystkich, jakby zdawał sobie sprawę ze sztuczności i specyficznych reguł rządzących „Druuną”. No i wnosi sporo humoru.

Nie mogę jednak powiedzieć tyle samo dobrego o rysunkach. Niestety, są bardzo nierówne. Obok pięknej pierwszej planszy „Klona” zdarzają się rysowane bardzo „ciężką ręką”. Serpieri ma świetne wyczucie ludzkiej figury, ale jak na mój gust ostatnio zbyt często jedzie na „autopilocie”, przez co jego postaci prezentują się miejscami sztucznie. Może po prostu już mu się nie chce?

Na koniec zostajemy znowu zawieszeni w niepewności, ponieważ Druuna, żeby ocalić siebie i świat, musi odkryć się na nowo. Mam nadzieję, że Serpieri dobrze to rozegra w następnym tomie.

 

Tytuł: „Druuna” tom 4: „Zapomniana planeta. Klon”

  • Scenariusz: Paolo Eleuteri Serpieri
  • Rysunki: Paolo Eleuteri Serpieri
  • Wydawca: Wydawnictwo KURC
  • Data premiery: 28.09.2019 r.
  • Format: 240 x 320 mm
  • Papier: kredowy
  • Oprawa: twarda płócienna z obwolutą
  • Druk: kolor
  • Stron: 168
  • ISBN: 978-83-953925-6-6
  • Cena: 99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Kurc za udostępnienie egzemplarza do recenzji. 

Galeria


comments powered by Disqus