„Toy Story 4” - recenzja

Autor: Ewelina Sikorska Redaktor: Motyl

Dodane: 03-10-2019 20:32 ()


Toy Story to seria, która zapisała się w historii kinematografii jako pierwsza pełnometrażowa animacja komputerowa, a jej dotychczasowe odsłony podbijały serca wielu widzów na całym świecie. Kiedy więc ogłoszono prace nad kolejną (mimo zapewnień, że historia Chudego i jego przyjaciół będzie trylogią), większość miała mieszane uczucia. W tym ja.

Szczerze? Byłam sceptycznie nastawiona do tej części. Tym bardziej że w przeciwieństwie do większości, jakoś szczególnie zagorzałą fanką tej serii nie jestem. Owszem podobało mi się Toy Story 3, bo to nieźle rozpisana animacja, (jak dla mnie najlepsze z całej serii — zarówno od strony poprowadzenia reżyserii, jak i scenariusza), ale ten cykl nie należy do moich ulubionych. W pamięci też miałam nieudane Auta 2.

Moje obawy co do jakości Toy Story 4 nie rozwiewały kolejne informacje na temat kulis produkcji. Zdecydowanie nie pomagały dochodzące co chwila z zewnątrz wiadomości o przeciągających się problemach ze scenariuszem (podobna sytuacja miała swego czasu miejsce przy sequelu Aut i wiadomo, jak to się skończyło). Na dodatek w trakcie prac nad produkcją wybuchła afera na tle seksualnym z Johnem Lasseterem, która dla tego ostatniego zakończyła się wyrzuceniem z Disney/Pixar (ostatecznie uwzględniono jego nazwisko w napisach końcowych). Cały ten szum medialny raczej nie pomagał nikomu: ani twórcom, ani samej animacji. Jednak mimo wszystko starałam się nie spisywać tej części na straty i ostatecznie chciałam się przekonać czy po dość udanym zakończeniu można jeszcze coś dodać do tej opowieści i czy zawirowania wokół produkcji mocno zaciążyły na całości.

W czwartej odsłonie Toy Story ponownie spotykamy Chudego i jego gang, którego czekają nieuchronne zmiany, jednak zanim to wszystko nastąpi, nasz dzielny kowboj będzie niańczył niejakiego Sztućka, nową zabawkę wykonaną przez Bonnie w przedszkolu. Przy okazji nie obejdzie się bez misji ratunkowej, podczas której nasz stary zabawkowy wyga odwiedzi lunaparki i antykwariat, spotka starych (Pastereczka Boo) i nowych (Gaby Gaby i jej świta) znajomych oraz będzie musiał podjąć bardzo wiążącą dla siebie decyzję, która zmieni życie jego i jego przyjaciół na zawsze. Na wstępie warto zaznaczyć, że przed właściwą fabułą twórcy zrobili taki mały skrót z poprzednich części, więc jak ktoś wcześniej nie widział, to nie musi nadrabiać poprzednich odsłon Toy Story (choć jak dla mnie jest to wskazane, jeśli chce się zrozumieć finałową scenę w tej części).

Fabuła nowego Toy Story to swoista mieszanka elementów znanych z poprzednich części: pojawienie się nowej zabawki (Toy Story), akcja ratunkowa zagubionej zabawki (Toy Story, Toy Story 2), odrzucenie (Toy Story 2) i niejednoznaczny czarny charakter (Toy Story 3). Jedynie nowością jest dodanie wątku odnalezionej po latach Boo Pastereczki i jej relacji z Chudym (który w pierwotnym zamierzeniu miał być kwintesencją czwartej części, ostatecznie tak się nie stało i – co gorsza – jak dla mnie został potraktowany mocno po macoszemu). Cała ten miks całkiem zgrabnie sprawdza się na ekranie, choć muszę przyznać, że większość rzeczy, które miały bawić, nie wypaliły, niestety. W innych punktach jednak film się broni, szczególnie jak spojrzymy na bohaterów.

Co do naszych bohaterów: Nie da się ukryć, że Chudy przeżywa swoisty kryzys wieku średniego. Choć nadal jest mentorem dla innych i czasem się rządzi, jak za młodych lat to czuje się stary i niepotrzebny i coraz częściej wspomina swojego pierwszego właściciela - Andy’ego, za którym cały czas tęskni. Nie pomaga przy tym brak uwagi ze strony Bonnie jak też pojawienie się Sztućka, którym Chudy zaczyna się opiekować. Z tokiem akcji całe dotychczasowy system wartości naszego bohatera rewolucjonizuje się, sam kowboj dojrzewa i sam przed sobą odkrywa, że nie można żyć cały czas przeszłością, trzeba iść naprzód. A kiedy zmieni się punkt widzenia, to wszytko jest możliwe. Wystarczy chcieć. Ogromnym plusem tej odsłony są kobiece bohaterki: zmiany, jakie zaszły w postaci Boo, która ponownie zawitała do świata Chudego i reszty ferajny. Obecnie daleko jej do Pastereczki, którą poznaliśmy w pierwszej odsłonie Toy Story. Teraz to silna babka, która nie da sobie w kaszę dmuchać. Wie, czego chce i nie boi się spełniać swoich marzeń.

Za to Gaby Gaby to jeden z najbardziej niecodziennych czarnych charakterów z całej serii. I chyba w całym dorobku Disney/Pixar. Mimo że są antagonistami, ona i Chudy są wyjątkowo bardzo do siebie podobni. Nasza słodka lalka w kwestii dzieci przejawia podobny tok myślenia jak Chudy z poprzedniej odsłony Toy Story - tylko to jedno wymarzone - żadne inne. Gaby Gaby to postać tragiczna, bo nigdy nie była kochana i pragnie tego za wszelką cenę, bez względu na jakiekolwiek koszty, jakie po drodze poniesie. Zmiany, które w niej zachodzą pod koniec filmu, są dla nas widzów jasnymi sygnałami. Pierwsza ukazuje nam, jak wystarczy zwykła ludzka dobroć, aby zmienić czyjeś życie, oraz jak samotność potrafi być destrukcyjna, oraz druga, podprogowa, szczególnie kierowana jest do osób, które chcą mieć dzieci lub się o nie starają. Co do innych nowych postaci to komediowy duet Bunio i Kwachu to zdecydowanie pomyłka, a sam neurotyczny Sztuciek jako pochwała recyklingu, handmade i kreatywności oraz przykład jak niewłaściwe słowo może wpłynąć na druga osobę i jak ważne jest zastanowienie się dwa razy nad tym, co się mówi w czyimś towarzystwie, sprawdza się znakomicie, ale jako postać sama w sobie irytuje na każdym kroku.

Toy Story 4 ma kilka naprawdę bardzo dobrych scen. Zaczynając od mojej ulubionej znajdującej się na początku animacji, retrospektywnej skąpanej w deszczu scenie z Chudym i Boo, począwszy na rozmowy Gaby Gaby z Chudym czy skończywszy na filozoficznej pogawędce Chudego i Buzza jednak nie da się ukryć, że momentami tempo za bardzo spowalniało. Oprócz tego bardzo żałuję, że tak małą wagę przywiązano do samej relacji Chudy - Boo, które można by było świetnie pokazać i wykorzystać do kilku ciekawych spostrzeżeń na temat związków i relacji po latach jednak twórcy kompletnie nie wykorzystali potencjału, jaki tkwił w tym wątku fabularnym. W filmie jest ona pokazana po łebkach. Co mści się w samym finale. Nie rozumiem, jak można było tak nonszalancko podejść do uczuć między tą dwójką, tak ładnie ukazanych w poprzednich częściach. Miło ogląda się też popkulturowe nawiązania np. sekwencje wprost nasuwające się na podobne sceny z serii Obcy czy Godzilla, czy postać lalki towarzyszącej Gaby Gaby, która przypominała Slappy’ego z Gęsiej skórki.

Paradoksalnie Toy Story 4 to animacja, która tylko na pierwszy rzut oka skierowana jest do dzieci. Nie da się ukryć, że to kolejna dorosła animacja Pixara po Iniemamocnych 2. Twórcy jak nigdy posługują się tutaj wieloma metaforami i podprogowymi przesłaniami stricte dla dorosłej publiczności. O ile dotychczasowe części Toy Story były opowieściami o zabawkach, to Toy Story 4 to opowieść o ludziach i dzieciach. Bo oprócz klasycznej opowieści o zabawkach, w tym drugim dnie dostajemy opowieść o wielorakiej tematyce. Z jednej strony zostaje poruszony syndrom opuszczonego gniazda, z drugiej zaś pragnienie posiadania dziecka i jakie etyczne oraz moralne dylematy mogą się z tym związać. A ponadto można uznać, że Toy Story 4 to jednocześnie ciekawe studium o sumieniu, o tym, że ludzie, podejmując ważne decyzje, kierują się różnymi rzeczami: intuicją, własnymi pragnieniami, zbiorem prawd objawionych, opinią innych osób czy też wewnętrznym kodeksem moralnym. Jednak co ważne, nie jest powiedziane, że któryś z nich jest lepszy od innego dobry czy zły, chyba że krzywdzi drugą osobę.

Co do samego finału to rozumiem, czemu wzbudził tyle kontrowersji, ale skłaniam się do tego, że taki obrót spraw był przewidzenia, jeśli obejrzało się wszystkie trzy części Toy Story (a szczególnie Toy Story 3). Teoretycznie nie trzeba sobie przypominać poprzednich części, bo na samym początku dostajemy taki mały skrót dotychczasowych odsłon, ale żeby w pełni pojąć, czemu Chudy podejmuje taką, a nie inną decyzję, trzeba zrozumieć, że to konsekwencja jego dotychczasowych decyzji i tego, co przeżył (szczególnie w Toy Story 3). Nie da się ukryć, że nasz drogi kowboj przeszedł niemałą przemianę: od egocentrycznego, czasem samolubnego gościa po altruistę, który zaczął przedkładać potrzeby innych nad własne. To ogromna przemiana.

Jeśli chodzi o inne aspekty animacji, to od strony technicznej to cudeńko. Fantastycznie odwzorowano każdy materiał, z jakiego została wykonana poszczególna zabawka czy to jest porcelana, guma czy plastik. Jeśli porównamy tę część z pierwszą to widać jaki skok technologiczny dzieli te dwie animacje. Naprawdę chapeau bas!

Czwarta odsłona przygód Chudego jest najlepsza od strony muzyki. Serio. Spośród dotychczasowych prac Newmana na poczet serii Toy Story to właśnie soundtrack do Toy Story 4 prezentuje się najlepiej jak dla mnie. Newman ma teraz dobrą passę jak nic. Nie wiem co się z nim dzieje, ale to kolejny po Autach 3 wyśmienity soundtrack. Wracając do samej ścieżki dźwiękowej: kompozytor umiejętnie połączył tematy z poprzednich odsłon, dodając tematy specjalnie skomponowane dla czwartej części np. jak piękny i jednocześnie mocno melancholijny,,A Spork in the Road”. Otwierające film ,,Operation Pull Toy” zapowiada muzykę przesiąkniętą dźwiękami przygody, grozy i melancholii wymieszanej z miłością: czyli kwintesencja tego, co zobaczymy w filmie. Jeszcze ciekawie prezentuje się ,,School Daze”, które momentami iście wkracza w rejony bliskie taktom tanga. Jednak im bliżej antykwariatu, gdzie rezyduje Gaby Gaby, tym muzyka nabiera o wiele bardziej mrocznego oblicza.

Jeśli chodzi o znane tematy muzyczne z poprzednich części, Newman nie omieszkał wpleść tematy muzyczne z piosenek, które słyszeliśmy w poprzednich Toy Story jak np. piosenkę Jessy z Toy Story 2. Jak już jesteśmy przy piosenkach: Przy okazji Toy story 4 dostaliśmy dwie nowe piosenki. O ile ,,The Ballad of the Lomesome Cowboy”, którą słyszymy przy napisach końcowych, jest klasyczną balladą country, raczej nie wybijającą się to skoczne ,,I Can't Let You Throw Yourself Away” wykonywane przez samego Randy’ego Newmana (w polskiej wersji językowej pod nazwą ,,Ja ci nie dam tak zmarnować się” w wykonaniu Tomasza Organka) to chyba mój ulubiony kawałek (szczególnie w polskiej wersji, którą uważam za lepszą niż oryginalna) z tych, jakie dorobiła się ta seria. Choć jest prosta, to naprawdę robi bardzo dobre wrażenie - szczególnie w wersji polskiej. Zastrzeżeń nie mam do polskiego dubbingu z wyjątkiem polskiego głosu Sztućka, który nie dość, że nie pasował do postaci, to irytował na każdym kroku (jakby sama postać już nie robiła tego dostatecznie). Jednak to tylko moje subiektywne zdanie.

I mam swoisty dylemat. Bo na dobrą sprawę jak dla mnie perypetie zabawek Andy’ego mogły spokojnie skończyć się na Toy Story 3, które nadal uważam za najlepsze z serii, dobrze zataczające koło całej historii. Choć Toy Story 4 nie dorównuje poprzednikowi (miał na to szansę, patrząc na dylematy moralne, filozoficzne i życiowe, które porusza), to dostaliśmy naprawdę bardzo mądrą, dojrzałą i solidną produkcję z przejawami błyskotliwości. Animację, która jest najbardziej dorosłą ze wszystkich części, perfekcyjnie dopracowaną wizualnie i zarazem w której czegoś zabrakło. Gdzieś uleciała magia kojarzona z produkcjami Pixara. Oby wróciła.

Ocena: 8/10

Tytuł: Toy Story 4 

Reżyseria: Josh Cooley

Scenariusz: Andrew Stanton, Stephany Folsom

Obsada (głosy):

  • Tim Allen
  • Tony Hale
  • Annie Potts
  • Tom Hanks
  • Keegan-Michael Key
  • Madeleine McGraw
  • Christina Hendricks
  • John Ratzenberger
  • Wallace Shawn
  • Jordan Peele
  • Joan Cusack

Muzyka: Randy Newman

Zdjęcia: Jean-Claude Kalache, Patrick Lin

Montaż: Axel Geddes

Scenograf: Craig Foster, John Lee, Laura Phillips

Czas trwania: 110 minut

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


comments powered by Disqus