„Batman” - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Raven

Dodane: 21-09-2019 20:00 ()


Miłośnicy Batmana mają trudny orzech do zgryzienia, patrząc na liczbę ekranizacji przygód postaci stworzonej przez Boba Kane’a i Billa Fingera. Ostatnie trzydzieści lat to osiem kinowych produkcji, mnóstwo filmów animowanych, kultowy serial animowany oraz widowisko o młodym Brusie Waynie i gliniarzach z Gotham. Znajdą się zatem wielbiciele wersji Zacka Snydera, Christophera Nolana czy Joela Schumachera. Jednak największy sentyment wiąże się z pierwszą nowożytną ekranizacją przygód Batman, czyli produkcją sygnowaną nazwiskiem Tima Burtona. W tym roku obchodzimy trzydziestolecie powstania filmu, który w polskich kinach zadebiutował już po przemianach ustrojowych, czyli we wrześniu 1990 roku (dokładnie w piątek 7 września). Pamiętam jak dziś sporą kolejkę i rzesze szkolnych kolegów oczekujących na zakup biletu w niegdysiejszym kinie Kosmos. I trzeba przyznać, że był to iście kosmiczny seans. Obraz obejrzało wówczas 701 880 widzów, a do dziś zajmuje on dziewiąte miejsce w rankingu najpopularniejszych filmów bazujących na komiksach z superbohaterami. Jednak gwoli ścisłości – Batman był niekwestionowanym liderem tego rankingu aż do 2016 roku, gdy wpierw został zdystansowany przez Deadpoola (759 083 widzów), a później również przez Legion samobójców (773 920 widzów).

U schyłku lat 80. poprzedniego stulecia rodzimy widz miał znikomy kontakt z ekranowymi superbohaterami ograniczający się do trzech przypadków. Załapał się na pociętego i koszmarnie słabego Supermana IV, który ze sporym opóźnieniem dotarł nad Wisłę, tudzież na pirackich kasetach mógł nacieszyć swoje oczy dwoma telewizyjnymi filmami o Spider-Manie z Nicholasem Hammondem w roli głównej (powstały dwa sezony serialu z tym aktorem). Szczęśliwym trafem obejrzał niechciane dziecko George’a Lucasa, czyli Kaczora Howarda, który w 1988 roku był całkiem sporym hitem w polskich kinach (siódme miejsce w rodzimym box office w danym roku, w którym triumfował nie kto inny jak Krokodyl Dundee!). Zatem Batman Burtona jawił się wówczas jako postać z całkiem innej galaktyki. Przybysz z Gotham, który odmienił ekranowy wizerunek bohatera w trykocie. 

Ogromna w tym zasługa ekscentrycznego twórcy Soku z żuka, który nie ugiął się pod presją studia i konsekwentnie typował do roli Bruce’a Wayne’a Michaela Keatona. O aktorze, który rozpoczynał swoją karierę w filmach pokroju Pan mamuśka, można powiedzieć jedno, wygrał los na loterii, ale też umiał go wykorzystać. Bo to jedyny dotychczasowy odtwórca tej roli, który pogodził dychotomię tej postaci i należycie podkreślić status społeczny Wayne’a, a jednocześnie nadał Batmanowi fascynującej i przerażającej aparycji. Inną kwestią w tym spektaklu noir, zbrodni, ale też kiczu jest oponent Mrocznego Rycerza. Nie od dziś wiadomo, że Jack Nicholson to aktor charyzmatyczny, barwny, ale i grymaśny. Jednak swoją kreacją udanie podkreślił demoniczność Jokera, ale również stygmatyzował go na niespełnionego bandziora, cyngla do wynajęcia, który w końcu otrzymał swoją szansę. Nie tylko błazenada Nicholsona odgrywa tu znamienną rolę, aktor interpretując księcia zbrodni, nadał mu wyraz artysty, który chciałby naprawić świat zdeformowany przez kreatury pokroju człowieka w masce nietoperza. Joker jako ucieleśnienie wolności, anarchista walczący z zastanym porządkiem oraz wyzwoliciel spod jarzma przeciętności i beznadziei, fundujący swoim wyznawcom nie tylko olbrzymi uśmiech na twarzy, ale wyprawę do krainy szczęścia, tej po drugiej stronie.

Te dwie postaci w filmie Burtona silnie na siebie oddziałują – co ładnie podkreślono poprzez ich genezę, ale też finał, gdy obaj zwierzają się sobie w ferworze walki, że w jakimś stopniu są odpowiedzialni za narodziny tego drugiego. Zresztą Burton odwrotnie niż jego następcy nie fetyszyzuje sceny śmierci rodziców młodego Bruce’a. Czyni z niej istotny akt w przemianie bohatera, ale oszczędza mu nadmiernej traumatyzacji, co dało się odczuć choćby w interpretacji Snydera. Bruce Wayne w wersji Keatona skrywa się za pancerzem Batmana, ale mimo to jest otwarty i otoczony aurą nie tyle tajemniczości, ile niedostępności, elitarności. Co w przypadku kolejnych odtwórców tej roli, zwłaszcza Kilmera i Clooneya, nie miało miejsca, a ich kreacje wypadały niezamierzenie groteskowo. Główne trio uzupełnia Kim Basinger, której Vicky Vale emanuje kobiecością wprawdzie nie tak dosadną, jak w 9 i 1/2 tygodnia (czy podobnie jak w scenie z komedii science fiction Moja macocha jest kosmitką), ale aktorka nie dała się zepchnąć w cień Batmana, co zawdzięcza swojemu talentowi, jak i sprawnemu prowadzeniu przez Burtona. Reżyser wyszedł z założenia, że dwóch kogucików zalecających się do jednej kobiety to wystarczający motyw, aby uatrakcyjnić rywalizację zamaskowanych oponentów. Dlatego też daleki plan w postaci Gordona, Denta czy Grissoma tworzą uznani i nagradzani aktorzy, ale żaden z nich nie wybija się ponad wspomnianą wyżej trójkę.

Batman to również niezapomniany motyw muzyczny Danny’ego Elfmana, piosenki Prince’a, pamiętne one-linery, czyli przejaw tytanicznej pracy Sama Hamma oraz gadżety, o których mówiło się jeszcze długo po seansie. Mimo braku współczesnej technologii Burton sprawił, że zabawki Mrocznego Rycerza czy Batmobil wyglądały zjawiskowo i rozpalały wyobraźnię widza. Sam rzut oka na wiszący w jaskini kostium Batmana elektryzował. Wystarczyło tylko zbudować odpowiednią otoczkę do jego prezentacji. Wizjonerstwo, kunszt, a przede wszystkim umiejętność sprzedania określonej historii, która – nawet jeśli w pewnych momentach zdaje się ograniczać aktorów – nie oszukujmy się, Nicholson ma znacznie większe emploi, niż zaprezentował w filmie, a także skazuje niejako widza na dziwactwa Burtona, to wciąż jest jedną z najlepszych o tej postaci, którą dała nam X muza.

Po trzydziestu latach od premiery seans Batmana wciąż wzbudza emocje. Świadczy nie tylko o uniwersalności opowieści, ale też jej pionierskim charakterze. Bo bez produkcji Burtona świat superbohaterów na dużym ekranie byłby znacznie uboższy. Dlatego też z okazji Dnia Batmana warto odpalić sobie płytkę z filmem i pogrążyć się w mrokach zdeprawowanego Gotham.

Ocena: 8/10

Tytuł: Batman

Reżyseria: Tim Burton

Scenariusz: Sam Hamm

Obsada: 

  • Jack Nicholson
  • Kim Basinger
  • Michael Keaton
  • Billy Dee Williams
  • Pat Hingle
  • Jack Palance
  • Michael Gough
  • Robert Wuhl
  • Jerry Hall
  • Tracey Walter

Muzyka: Danny Elfman

Zdjęcia: Roger Pratt

Montaż: Ray Lovejoy 

Scenografia: Anton Furst, Peter Young

Kostiumy: Bob Ringwood

Czas trwania: 126 minut

Galeria


comments powered by Disqus