Romantyczne nawiedzenie, czyli „Dożywocie” – recenzja książki Marty Kisiel
Dodane: 17-07-2019 09:19 ()
W pisarstwie Marty Kisiel znajdują się pierwiastki, dzięki którym codzienność – proza życia – zyskuje wymiar absolutnie niecodzienny. Choćby w zabarwionym fantastyką „Dożywociu”, gdzie autorka kreśli obraz poniekąd egzystencjalny, choć równocześnie na wskroś rozrywkowy. Nasycony nieziemskim, nomen omen, humorem. Bo w końcu znajdziemy dowody na to, że diabeł faktycznie nie śpi, a cnota zawsze czuwa.
O prawdziwości tych właśnie stwierdzeń – i innych wyjętych z księgi ludowych przysłów, wdzięcznych aforyzmów – przekona się w opowiadaniach zapisanych na łamach „Dożywocia” niejaki Konrad Romańczuk. To początkujący literat, człowiek słowa szukający natchnienia, który w spadku po swoim dalekim krewnym otrzymał znajdujący się na odludziu dworek. Dwustuletnia rezydencja – tak zwana Lichotka – wydawać by się mogła miejscem idealnym do tego, aby osiągnąć święty spokój. Tyle tylko, że Marta Kisiel zdecydowała się wprowadzić do tego mikroświata istoty prawdziwie nieświęte.
Skoro tytułem jest „Dożywocie”, to pojawia się pytanie związane z przemijaniem. Czy w posiadłości znajdują się zatem lokatorzy, którzy swoje trwanie faktycznie opierają na nieśmiertelności? Wszak Romańczuk to pisarz, może konfabulować. Jak się jednak okazuje – nie tym razem. Kisiel z rozbrajającą szczerością opisuje współistnienie wrażliwego człowieka, anioła – również wrażliwego, tyle że z alergią na pierze, stwora o przerażającej fizjonomii, ale za to z kulinarnym smakiem, wreszcie widmo poety-samobójcy, kociego drapieżnika i cztery utopce. Galeria istot, co by nie mówić, nieco groteskowych. Stylistycznie zamierzony efekt wzbudza zainteresowanie przez formę, ale też popkulturową treść.
Wspomniana szczerość opiera się w tym przypadku na kontrastach. Bo dodając elementy chaosu – reprezentantów z rzeczywistości fantastycznej, w równym stopniu baśniowej, co koszmarnej – do pozornie uporządkowanej codzienności, autorka podejmuje zaskakująco aktualne motywy inspirowane literackim dziedzictwem z epoki romantyzmu. Esencją zbioru jest przede wszystkim skontrastowanie dwóch porządków – serca i rozumu, lecz także to, że natura – a szerzej, po prostu otoczenie – faktycznie wpływa na nasze odczuwanie. Nie trzeba do tego szkiełka mędrca, wystarczy pióro wprawionego literata.
Marta Kisiel jest ałtorką (to pisownia oficjalnie forsowana przez rzeczoną!), która przemawia w sposób niezwykle świadomy, wyrazisty. W języku oddano pewien wycinek współczesności, a to za sprawą Konrada, bohatera o imieniu zresztą też nieprzypadkowym. Może nieco nadwrażliwy, obdarzony niemałą intuicją. Obraz „Dożywocia” jest przepełniony humorem – nieco absurdalnym, wzbogaconym przez popkulturowe cytaty, w którym autorka skutecznie przerysowuje pewne zachowania, różnorakie fobie. Związane, między innymi, z tym, w jaki sposób opisujemy naszą śmiertelną drogę.
Lichotka to domostwo, w którym każdy pokój urządzony jest z szacunkiem wobec literackiej tradycji romantycznej – historie o nawiedzonych miejscach, pisarz jako medium – za to w stylu wybitnie współczesnym – intertekstualnym. Marta Kisiel sprawiła, że czas spędzony na „Dożywociu” nie jest bynajmniej katorgą. Bo jest to przykład pisarstwa rozrywkowego, nie ma w tym grama wątpliwości, a przy tym niezwykle ambitnego z uwagi na wymowę. I ukazanie nieco innego wymiaru naszej rzeczywistości.
comments powered by Disqus