„Stuber” - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Raven

Dodane: 12-07-2019 22:14 ()


Gatunek buddy movie przez lata został mocno wyeksploatowany, że trudno o coś na tyle świeżego i ożywczego, by zabawić widza. Nie oszukujmy się, komedia sensacyjna bazująca na mniej lub bardziej udanych gagach musi być stworzona z werwą, pomysłem, a przede wszystkim mieć wyrazistych bohaterów, którzy przebrnął nawet przez fabularne mielizny. Doskonałym przykładem są Nice Guys. Równi goście w reżyserii Shane’a Blacka. Czy produkcja Michaela Dowse’a dorównuje najlepszym przedstawicielom tego gatunku?

Vic jest nieprzekupnym gliną, który ściga zakapiorów w Los Angeles, a po zabójstwie swojej partnerki ma obsesję na punkcie jej oprawcy, nieuchwytnego przez lokalny wymiar sprawiedliwości handlarza heroiną. Pech chce, że w dniu, w którym dowiedział się o sporym przemycie, Vic przeszedł laserową operację oczu. Jego wzrok szwankuje, a obowiązki wzywają. Trzeba ruszyć w teren, by złapać bandziora na gorącym uczynku. Wyprawa samemu kończy się slalomem po okolicy i dość nagłym parkowaniem w dziurze w ziemi. Vic nie należy jednak do osób, które łatwo się poddają i wynajmuje Ubera, aby dojechać na miejsce dostawy. Tak na arenie wydarzeń pojawia się Stu, złośliwie nazywany przez swojego przełożonego Stuberem. Spokojny, marzący o własnym biznesie sprzedawca, który dorabia, przewożąc ludzi. Vic nie jest typowym klientem, a szybko okazuje się, że pozbawiony kluczowego zmysłu glina będzie chciał wykorzystać kierowcę w swoim policyjnym dochodzeniu.

Część komiczna Stubera opiera się w przeważającej mierze na kontraście między dwoma bohaterami. Stu i Vic są swoimi przeciwnościami, a stanowczy policjant wywiera presję na kierowcy. Nieprzyzwyczajony do stresowych sytuacji Stu niejednokrotnie „robi w gacie”, zwłaszcza gdy trup ścieli się gęsto. Sam nawet – wprawdzie przypadkowo – daje popalić pomniejszym szumowinom. Dodatkowo sytuacja, w której znaleźli się bohaterowie – pamiętajmy, że Vic nie wyróżnia się tutaj sokolim wzrokiem – ma spory potencjał humorystyczny, a w połączeniu z wystraszonym i zawodzącym kierowcą Ubera powinna wywoływać uśmiech na twarzy widza.

Fabuła filmu Michaela Dowse’a nie należy do szczególnie skomplikowanych, a pasuje do niej jak ulał stwierdzanie, że film jest głupkowaty, ale ma momenty oraz zyskuje na chemii między Dave’em Bautistą a Kumailem Nanjianim. Znany ze Strażników Galaktyki aktor robi tu rzecz jasna za zbrojne ramię tego duetu, z kolei Najiani nadrabia kąśliwymi uwagami tudzież nad wyraz emotywną grą, nawet czasami szarżuje za mocno, uzewnętrzniając wszystkie swoje problemy na czele z niespełnioną miłością. W momencie, gdy ten niedobrany duet rusza do dynamicznej akcji, wspomniana para aktorów dogaduje się wręcz intuicyjnie. Gorzej jest, gdy obaj mierzą się z prozą życia – co stereotypowo zostało ujęte w filmie, a nie wszystkie gagi mają odpowiednią moc, by rozśmieszyć widza. Kuleją zwłaszcza wątki poboczne, które pojawiają się wyłącznie jako przerywnik w głównej fabule. Bautista stara się uwodnić, że komedia sensacyjna to jego żywioł, ale zdecydowanie lepiej sprawdza się jako etatowy przeciwnik dla szwarccharakterów wszelkiej maści, a ilość razów, którą przyjmuje, wciąż stojąc na nogach, jest zadziwiająca. Dlatego to właśnie Nanjiani płynie z nurtem i czuje komediową konwencję na tyle, by porwać widza przydługimi, obfitującymi w emocje przemowami, które wypowiada w kluczowych momentach, by zatuszować niedostatki scenariusza. Położenie nacisku na siłową stronę zmagań bohaterów sprowadza akcję do zwykłej rąbaniny – zabawnej, acz głupawej. Wówczas daje o sobie znać ponadprzeciętny komiczny talent pakistańskiego aktora. Marvel Studios będzie miało z niego spory pożytek. Warto odnotować, że w niewielkiej rólce w obrazie pojawia się inna członkini Strażników Galaktyki – czyli ekranowa Nebula - Karen Gillan. W epizodycznej, acz istotnej kreacji możemy również obejrzeć trochę zapomnianą zdobywczynię Oscara, Mirę Sorvino. 

Film Michaela Dowse’a może pochwalić się prostym humorem i brutalnymi scenami akcji – tą u weterynarza nakręcono z polotem i finezją – ale na poziomie fabularnym pozostawia sporo do życzenia. Jednak udane popisy Bautisty i Nanjianiego oraz kilka żartów, po których widz wybucha gromkim śmiechem, sprawiają, że Stuberowi warto przyznać pięć gwiazdek. Na wypasie. A jeśli ktoś lubi absurdalny humor i da się ponieść akcji, przymykając oko na banalną historię i mało higieniczne żarty, może nawet dorzucić szóstą gwiazdkę. No i jest to świetna reklama dla Ubera. Kumail Nanjiani jest na tyle przekonujący, że z chęcią byśmy skorzystali z jego usług.

Ocena: 6/10

Tytuł: Stuber

Reżyseria: Michael Dowse

Scenariusz: Tripper Clancy

Obsada:

  • Dave Bautista
  • Kumail Nanjiani
  • Mira Sorvino
  • Natalie Morales
  • Iko Uwais
  • Betty Gilpin
  • Karen Gillan
  • Jimmy Tatro
  • Steve Howey

Muzyka: Joseph Trapanese

Zdjęcia: Bobby Shore

Montaż: Jonathan Schwartz

Scenografia: Andi Crumbley

Kostiumy: Leigh Leverett

Czas trwania: 93 minuty

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


comments powered by Disqus