„Władca Paryża” - recenzja
Dodane: 06-07-2019 15:11 ()
Eugene-François Vidocq, „nawrócony kryminalista”, jednocześnie mąż stanu i przestępca, prekursor kryminalistyki (jako jeden z pierwszych w prowadzonych śledztwach stosował daktyloskopię), szef francuskiej policji i osoba, która powołała do życia pierwszą agencję detektywistyczną. Ponadto zbiegły więzień, który przez prawie całe życie mógł z powrotem w każdej chwili wrócić za kraty, a po jego śmierci aż 11 kobiet ubiegało się o spadek po nim - to sporo jak na jedną osobę. Mając taki życiorys, aż dziw, że tak mało filmów powstało o tym człowieku. Prosiło się wręcz o ciekawy i bardzo dobry film. Z mieszanymi uczuciami przyjęłam Vidocqa z 2001 r., (z Gerardem Depardieu), więc gdy zobaczyłam, że szykuje się kolejny film bazujący na życiu Francuza, z ciekawością wyczekiwałam, aż się pojawi. Jako że akurat nie załapałam się na kinową premierę, to nadrobiłam seans wraz z nadejściem wydania DVD tego filmu.
Czy Władca Paryża Jean-Françoisa Richeta lepiej zaspokoi oczekiwania tych wszystkich, oczekujących na film w pełni ukazujący kulisy życia Vidocqa, który swoimi dokonaniami ewidentnie wpłynął na rozwój kryminalistyki? Muszę przyznać, że trochę zawiodłam się na tym obrazie, wobec którego naprawdę miałam sporo oczekiwań.
Film zaczyna się, gdy Vidocq po raz kolejny ucieka, tym razem z galery, i dociera do Paryża, gdzie pod przykrywką sprzedawcy sukna ukrywa się przed wymiarem sprawiedliwości. Nie na długo, bo miejscowa policja wpada na jego trop. Aby nie trafić za kratki, złodziej i awanturnik zawiera układ z paryskim naczelnikiem policji. W zamian za ułaskawienie zrobi porządek w paryskim półświatku, któż bowiem lepiej złapie złodzieja jak nie sam złodziej? Tym samym Vidocq wraz ze swoją ekipą składającą się z ludzi różnych stanów i profesji zabiera się za oczyszczanie Paryża z różnej maści morderców i przestępców. Jednak jego pasmo sukcesów nieoczekiwanie przerywa przybycie niejakiego Nathaniela, współwięźnia, któremu uratował życie, a który ma na jego punkcie obsesję. Nieuchronnie doprowadzi ona do starcia tych dwóch postaci, stawką zaś będzie los Paryża i jego mieszkańców.
Na początku warto pochwalić warstwę wizualną tej produkcji. Zachwycają zarówno piękne kadry i zdjęcia, jak i wnętrza oraz ubiory, które idealnie oddają epokę. Zasłużona nominacja do Cezarów dla Émile Ghigo (scenografia) i Pierre-Yves Gayrauda (kostiumy). Tym samym Władca Paryża od strony technicznej to film na bardzo wysokim poziomie i nie mam mu nic do zarzucenia, jednak fabularnie jest kilka rzeczy, które można było zrobić lepiej.
Choć to film francuski, to ma się nieodparte wrażenie, że scenariusz bardziej skrojony został pod amerykańskie standardy. Jest główny bohater w typie Brudnego Harry’ego (niby święty nie jest, ale ostatecznie staje się obrazem cnót wszelakich), który w szybkim czasie zyskuje sławę i kobietę. Nie może się też obyć bez własnego nemezis (w tym przypadku szalony kryminalista Nathaniel), z którym główny bohater staje do walki w finale opowieści. I choć nie mam nic do prostych historii, to największym grzechem tego filmu jest fakt, że w filmie o Vidocqu za mało jest prawdziwego Vidocqa i jego historii życia. Przy tworzeniu scenariusza do filmu twórcy niestety wybrali tylko niektóre aspekty z życia tej postaci historycznej, inne zakłamali, omijając lub tworząc na nowo, byle zgadzały się z ich wizją artystyczną. Filmowy Vidocq bardziej przypomina Jean Valjeana, bohatera Nędzników Wiktora Hugo, niż prawdziwego Vidocqa żyjącego w czasach napoleońskich. Najbardziej irytuje, że Richet stawia bohatera na piedestale, zapominając, że nie był tak kryształowy, jak chciałby nam pokazać reżyser. Skutkiem tego nie dostajemy osoby z krwi i kości ze swoimi słabościami (choć grający go Vincent Cassel robi, co może, aby jego bohater nie był pomnikowy tylko bardziej ludzki) tylko herosa, który jest prawie bez skazy. Jego przeszłość zaś została odkupiona służbą dla ojczyzny.
Papierowość postaci ratują aktorzy, którzy próbują tuszować niedostatki scenariusza. Ciekawie prezentuje się Olga Kurylenko w swojej drugoplanowej roli Baronessy Roksany, odgrywający zaś główną rolę Vidocqa Vincent Cassel też stara się pokazać różne twarze awanturnika z własnym kodeksem honorowym.
Władcy Paryża to zdecydowanie film, który więcej zyskałby, gdyby pozbyto się kilku ujęć. Jak dla mnie jest zbyt przeciągnięty, a konkretna akcja zaczyna się dopiero w jego połowie. Być może, gdyby był krótszy, popełniono by mniej błędów. Szkoda, że nie oparto produkcji na motywie zależności jednostki od państwa (tylko praca dla policji i wizja ułaskawienia była motorem napędowym działalności Vidocqa). W tym przypadku byłoby zdecydowanie ciekawiej. Za to mamy granie na motywie „służby dla Ojczyzny”. To ważny temat, ale twórcy słabo go prezentują.
Skupiając się teraz na oprawie muzycznej, warto wspomnieć, że pasuje ona świetnie do filmu. Dźwięki stworzone przez Marco Beltramiego (Ciche miejsce, The Hurt Locker) i Marcusa Trumppa (Mesrine, Little Evil) to typowo symfoniczna, klasyczna mocno utrzymana w rytmach kojarzących się z tym, co powstawało w czasach napoleońskich kompozycja. Przy okazji to muzyka świetnie korespondująca i dopełniająca to, co widzimy na obrazie. Oczywiście znajdą się na tym soundtracku kawałki, które przyciągną na dłuższą chwilę wprawione ucho. Do takich zaliczam Revenge czy Together. Co ciekawe, kompozytorzy nie poszli dość teraz popularnym nurtem w kinematografii kostiumowo-historycznej, który w warstwie muzycznej posiłkuje się współczesnymi utworami (jak miało to miejsce przy muzyce w serialu Tabu czy naszym rodzimym Belle Epoque) tu jest klasycznie pełną gębą. Nie brak smyczków, raz jest mocno dynamicznie, raz delikatnie (szczególnie przy tematach związanych z miłością Vidocqa - Annette), ale też potrafi być wzniośle. Ogólnie to bardzo ładna muzyka, która dobrze współgra z resztą elementów filmu.
Jeśli chodzi o wydanie DVD, to raczej jest bardzo skromnie. Nawet żal, że nie ma żadnych konkretnych materiałów zza kulis (już sam filmik o powstawaniu scenografii czy kostiumów byłby ciekawy. Nie wspomnę, że dla tych, którzy nie znają historii Vidocqa, też przydałoby się krótkie przybliżenie tej postaci), dostajemy tylko trailer filmu, który i tak mamy na płycie. Co do kwestii technicznych do wyboru mamy lektora lub napisy, a film jest dostępny tylko w dwóch językach: polskim i francuskim. Menu jest proste, ale przejrzyste.
Kto nie zna historii Vidocqa, temu pomimo pewnych dłużyzn Władca Paryża powinien się spodobać, bo przedstawia historię jak w amerykańskim śnie „od zera do bohatera”. Jednak ci, którym znane są losy tej arcyciekawej osobistości, poczują pewien niedosyt. Nie wykorzystano całego potencjału tkwiącego w żywocie tego niejednoznacznego człowieka, a jego filmowemu odpowiednikowi w wizji Richeta daleko do pierwowzoru z czasów Napoleona. Niemniej mimo wad najnowsza filmowa interpretacja losów Vidoqa jest i tak lepsza od wielu polskich produkcji historycznych.
Ocena: 6/10
Tytuł: Władcy Paryża
Reżyseria: Jean-Françoisa Richeta
Scenariusz: Jean-Françoisa Richeta, Éric Besnard
Obsada:
- Olga Kurylenko
- Vincent Cassel
- Freya Mavor
- August Diehl
- Denis Ménochet
- Denis Lavant
- Fabrice Luchini
- James Thierrée
- William Sciortino
Muzyka: Marco Beltrami, Marcus Trumpp
Zdjęcia: Manuel Dacosse
Montaż: Hervé Schneid
Scenografia: Émile Ghigo
Kostiumy: Pierre-Yves Gayraud
Czas trwania: 110 minut
Dziękujemy dystrybutorowi Galapagos Films za udostępnienie egzemplarza do recenzji
comments powered by Disqus