Recenzja książki "Załatwiaczka" Mileny Wójtowicz
Dodane: 10-07-2007 17:26 ()
Po „Podatku” i „Wrotach” przyszedł czas na kolejną książkę autorstwa naszej lubelskiej pisarki, Mileny Wójtowicz. Tym razem jest to zbiór opowiadań o przygodach sympatycznej dziewczyny, która przyjeżdża do Anglii, gdzie „przypadkiem” dostaje ciekawą i dość czasochłonną pracę...
Małgorzata Brzeska, tytułowa bohaterka opowieści, przyjechała do Exeter na studia i „niechcący” została załatwiaczką. Nie jest to łatwe zajęcie – bez względu na porę dnia, aktualnie wykonywaną czynność czy stan zdrowia trzeba załatwić istotom ludzkim i nieludzkim wszystko, o co poproszą. A choć usługi załatwiaczy są teoretycznie bezpłatne (bo cenę pozyskiwania różnorakich dóbr ponosi tajemnicza korporacja, która czerpie zyski z „ukrytych kosztów”) i niezbyt wiele osób wie o ich istnieniu (zarówno załatwiaczy, jak i ukrytych kosztów), to jednak do Małgosi zgłasza się mnóstwo ludzi z najrozmaitszymi życzeniami. Zlecenia są niezwykle zróżnicowane – począwszy od wygranej na loterii czy zwycięstwa ukochanej drużyny rugby, poprzez załatwienie okien ze specjalnymi filtrami dla wampira, aż do odzyskania utraconego serca, wskrzeszenia zmarłego czy też zdobycia wehikułu czasu.
Na szczęście dziewczyna ma bliższych i dalszych znajomych, do których może zwrócić się o pomoc. Barwne postacie oraz ich wzajemne relacje urozmaicają fabułę i wprowadzają dodatkową porcję humoru i dramatyzmu. Mamy przystojnego wampira Phillipa, który uwielbia wgryzać się w damskie szyje, zaś czarodziej Ben, powodowany lokalnym patriotyzmem, nieustannie usiłuje przegonić wstrętnego pasożyta. Para czytaczy marzeń wciąż ze sobą konkuruje, w tle zaś snuje się druidka, która swoje przepowiednie maluje na gipsowym koniu. Główna bohaterka jest osobą wesołą, o dużym poczuciu humoru i sporej dozie samokrytycyzmu. Wszystkie postacie mają silne zarysowane cechy charakteru.
Podobnie jak w „Podatku”, połączenie świata magii i współczesności przychodzi autorce bardzo łatwo. Bo po co wkuwać starożytne formuły, skoro zaklęcia można sobie ściągnąć z internetu, nagrać na odtwarzacz mp3 i w dowolnym momencie wcisnąć „play”? Magiczne rytuały odprawiane w studenckiej pralni, czy czarnoksięskie symbole rysowane markerem, nie są niczym niezwykłym, zwłaszcza że akcja książki osadzona jest w boleśnie rzeczywistym (i prawdziwym) angielskim Exeter.
Język jest równie lekki i wesoły, co fabuła. Milena już od początku pokazuje czytelnikom, że potrafi dosadnie acz elegancko opowiadać o ludzkich przywarach i z humorem opisuje rozterki przeżywane przez bohaterów.
Sama historia Załatwiaczki rozwija się w miarę czytania – początkowo w opowiadaniach dominują głównie opisy zleceń i nieudolne próby pogodzenia pracy, studiów i życia prywatnego. Małgosia jest wiecznie zmęczona, brakuje jej czasu na sen i jedzenie, nie mówiąc już o spotkaniach towarzyskich, przy tym zaś wciąż szuka sposobu na „legalne” zerwanie kontraktu. W drugiej części dominują przygody bohaterki oraz jej przyjaciół, jak również ich wzajemne relacje. Dziewczyna powoli zaczyna panować nad chaosem zaistniałym w jej życiu, dzięki czemu może więcej uwagi poświęcić innym istotom, co owocuje licznymi rozterkami emocjonalnymi i refleksjami nad otaczającą rzeczywistością.
Największą wadą książki jest to, że zamiast powieści powstał zbiór ułożonych chronologicznie opowiadań. Każdy z tekstów jest odrębną całością, choć są w nim wspomniane wydarzenia, które opisane zostały w poprzednich. Efekt jest taki, że we wszystkich opowiadaniach powtarzają się pewne elementy – że jest sobie przystojniak Phillip, że jest wampirem, że uwielbia damskie szyje, i że jest praworządny czarodziej Ben, który owego Phillipa nie lubi. Dalej jest podobnie – mamy Małgosię, studentkę z Polski, która jest załatwiaczką, zaś w kontrakt wplątała się zupełnie nieświadomie i chce się z niego wywinąć, bo teraz na nic nie ma czasu, jest wiecznie zmęczona, nie ma czasu zadbać o siebie – a przecież kiedyś była Miss Studentek, że ma włosy w kolorze oberżyny, że chodzi w ogrodniczkach z mnóstwem kieszeni, bluzie z kapturem i trampkach, bo tak najwygodniej. Kiedy się czyta o tym piąty czy szósty raz z rzędu, czytelnika zaczyna powoli ogarniać lekka irytacja, bo w końcu ileż można?
Ogólnie jednak jest to pozycja warta polecenia, szczególnie na leniwe letnie popołudnia, wakacyjne wygrzewanie się na plaży czy na czas odpoczynku po pracy. Dobrze jest dawkować sobie opowiadania, by powtarzalność pewnych faktów nie zraziła czytelnika. Lektura jest wybitnie rozrywkowa, wesoła i lekko się ją czyta, dzięki czemu można oderwać się od rzeczywistości na długie godziny.
Tytuł: „Załatwiaczka”
Autor: Milena Wójtowicz
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Rok wydania: 2007
Wymiary: 125 x 195
Liczba stron: 448
Oprawa: miękka
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...