„Imprezowi rodzice” - recenzja
Dodane: 05-07-2019 21:32 ()
Alec Baldwin i Salma Hayek to niegdysiejsze gwiazdy kina wielkiego formatu, ale mające już najlepsze lata za sobą. Doświadczeni, charyzmatyczni, umiejący wycisnąć ze słabo napisanej roli ile się uda. Wspólny występ w komedii Imprezowi rodzice nie poprawi ich notowań w Fabryce Snów, a raczej utwierdzi widzów w przekonaniu, że nawet wzięty aktor podejmie się każdej roli (czytaj padliny), by zgarnąć parę tysięcy dolarów, by powalczyć o ekranowy byt.
W obrazie Freda Wolfa wspomniani aktorzy wcielają się w małżeństwo, które stoi nad finansową przepaścią. Kasa się skończyła, córka wyjeżdża do college’u, a oni muszą kombinować, jak zapewnić jej czesne, a przy okazji sfinansować swoje wystawne i dość luksusowe życie. Intratny biznes nie wypalił, wierzyciele dobijają się po dług, telefony urywają, a laweciarz chce odholować ich samochód za niespłacanie rat. Ot amerykańskie piekiełko klasy średniej, gdzie bogaci się bogacą, a średniozamożni ubożeją. Jednak Frank i Nancy – trochę w pijackim amoku, żartując sobie ze swojej beznadziejnej sytuacji – wpadają na pomysł wynajęcia domu sąsiada, który powierzył im nad nim pieczę, a sam wyjechał na jakiś czas. Tak rodzi się trochę szalony, trochę wariacki plan, który okazuje się strzałem w dziesiątkę. Oto bowiem znajduje się chętny do wynajęcia rezydencji, a stąd już tylko krótka droga do realizacji czeku z grubą kasą. Niestety nigdy nie wiadomo, na kogo można trafić, toteż gdy Carl wyjawia rzeczonym, że jest skazanym pedofilem, sytuacja małżeństwa zaczyna się zmieniać. Oczywiście na gorszą. Ta niewinna wiadomość pociąga za sobą lawinę wydarzeń, która przeczołga dwójkę finansowych bankrutów po wszelkich możliwych kręgach piekła – a dokładnie ludzkiej życzliwości, niegodziwości czy głupoty. Twórcy idą po bandzie i naigrają się z niepełnosprawnych, w centrum żartów obsadzają pedofila – a wraz z nim dość istotny wątek, który ciągnie się przez cały film, obrażają ludzi mało inteligentnych i zaradnych, a przy tym serwują morze mało śmiesznych, ocierających się o dobry smak żartów.
Imprezowi rodzice tylko w niewielkim stopniu angażują widza, dzieje się to w dwóch elementach – przybliżania jakiejś opowieści – bo bohaterowie wciskają kit aż miło i kłamią z nut na zawołanie, ewentualnie rozhisteryzowanych i nad wyraz przejaskrawionych zachowań Nancy, którą nieco karykaturalnie odgrywa Hayek, prezentując w różnych pozach swe już nieco sterane na dużym ekranie wdzięki. Baldwin stara się dotrzymać jej kroku w nieco chaotycznej i bełkotliwej mowie mającej podkreślić roztargnienie, kryzys wieku średniego bądź wyjątkową niezaradność człowieka z bagażem doświadczeń dobijającego do wieku emerytalnego. Jedno trzeba mu oddać, dość swobodnie i naturalnie radzi sobie z modulacją głosu i zmienia jego barwę i akcent w zależności od potrzeby sytuacji. Niemniej nie zmienia to faktu, że ich starania to trochę sztuka dla sztuki. Namęczą się, napocą i powygłupiają dla uciechy gawiedzi, ale z ich filmowe emploi nie jest tu wykorzystane. Innymi słowy, takie trochę rozmienianie swej kariery na drobne. Chyba największą wadą niniejszej produkcji jest prostacki, głupawy i mało śmieszny humor. Autorzy wprawdzie silą się, aby kolejne słowne szarże czy efektowne wygibasy były trochę zabawne, ale ciąg nieprawdopodobnych wydarzeń, który przytrafia się bohaterom, jest na tyle durny, że może jedynie obrażać inteligencję widza.
Oglądanie Imprezowych rodziców jest jak wyrywanie zęba. Dłuży się, jest mało przyjemne, a na końcu czujemy pustkę, istotny ubytek czasu, którego nikt nam nie zwróci. I jeszcze musimy za to zapłacić. Szkoda, że wciąż nazwiska decydują o kinowej premierze jakiegoś „dziełka”, a nie jego jakość. Dlatego też obraz Freda Wolfa należy omijać szerokim łukiem. Jest znacznie więcej przyjemniejszych sposobów spędzenia wolnego czasu.
Ocena: 2/10
Tytuł: Imprezowi rodzice
Reżyseria: Fred Wolf
Scenariusz: Peter Gaulke, Fred Wolf
Obsada:
- Salma Hayek
- Alec Baldwin
- Jim Gaffigan
- Joe Manganiello
- Treat Williams
- Michelle Veintimilla
- Natalia Cigliuti
- Colin Quinn
Muzyka: Andrew Feltenstein, John Nau
Zdjęcia: Timothy A. Burton
Montaż: Joseph McCasland
Scenografia: Ron von Blomberg
Kostiumy: Mirren Gordon-Crozier
Czas trwania: 98 minuty
Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.
comments powered by Disqus