Relacja z Teleportu 2007

Autor: Katarzyna "Kiriana" Suś Redaktor: Krzyś-Miś

Dodane: 10-07-2007 15:49 ()


 

Teleport, Teleport i po Teleporcie. Ani deszcz, ani wiatr, nawet nieprzewidziane zmiany w funkcjonowaniu komunikacji miejskiej nie powstrzymały organizatorów oraz przybyłych. Choć zdawać by się mogło, że wszystko sprzysięgło się przeciwko nim, to jednak stanęli na wysokości zadania.

Konwent się udał, mimo utrudnień.

Problemy zaczęły się już w trakcie wyboru miejsca. Szkoła, gdzie początkowo miała się odbyć impreza, zażyczyła sobie bardzo dużej opłaty, tłumacząc swoje stanowisko tym, że przecież organizatorzy na pewno na imprezie zarobią. Niestety  - dla osób organizujących zlot - nie jest to prawdą. W większości przypadków tego typu spotkania są raczej deficytowe z racji swojej pewnego rodzaju niszowości. Rozwiązaniem tego problemu wydawało się być znalezienie innej szkoły - lokalizacja taka sama, jak w zeszłym roku. Jednakże w tym przypadku pojawiły się problemy z dojazdem. Remont dróg w Gdańsku radykalnie zmienił rozkład tras komunikacji miejskiej. Organizatorzy szybko i sprawnie opracowali nowe trasy dojazdu, w miarę możliwości najprostsze.

Ponieważ nieszczęścia chodzą stadami, od piątku nie dopisywała pogoda, a okazało się, że to dopiero początek kolejnych kłopotów. Deszcz padał nieubłaganie, a gdy organizatorzy dotarli na miejsce, okazało się, że mimo wynajęcia budynku, jego część zajęła....kolonia. Niestety było już zbyt późno na zmianę miejsca. Dlatego też organizatorzy zacisnęli zęby, po czym bardzo sprawnie podzielili pozostawione im pomieszczenia. Niezrażeni pogodą i trudami dojazdu zaczęli pojawiać się konwentowicze, stawiwszy się ostatecznie w liczbie pięciuset pięćdziesięciu. To bardzo dobry wynik, biorąc pod uwagę, że w okolicy odbyły się trzy konkurencyjne imprezy, jak również Festiwal Gwiazd.

Niestety okazało się, że organizatorzy stanęli przed kolejnym problemem. Na skutek niezbyt przyjaznej pogody, jaka miała miejsce w ostatnich dniach, kilku z zaproszonych gości zachorowało i w ostatniej chwili odwołało swój przyjazd. Pojawiły się luki w programie, ale i to nie stało się problemem nie do pokonania. Organizatorzy podjęli wszelkie działania, by te luki wypełnić, a konwentowiczom wynagrodzić nieobecność gości.

Mangowcy nie powinni czuć się zawiedzeni. Dział „Manga & Azja" działał sprawnie i prężnie. Oprócz konkursów związanych z tą tematyką pojawiło się wiele ciekawych prelekcji i prezentacji. Można się było bliżej zapoznać z kulturą i sztuką Kraju Kwitnącej Wiśni. Jedną z ciekawostek było poznanie roli kobiet w muzyce. Były też konwentowe smaczki, jak wybieranie ‘najbardziej  hardkorowego hentai' czy słuchowe rozpoznawanie anime. Fani kuchni japońskiej mogli dowiedzieć się, jak należy przygotować sushi by choć trochę je przypominało oraz z czym należy się liczyć, przygotowując dane potrawy. Niestety część fanów zaginęła w tajemniczy sposób. Prawdopodobnie miało to związek z salą, w której przez całe dnie - z krótkimi przerwami na jedzenie - odbywały się projekcje różnego rodzaju anime.

Fani gier strategicznych rozłożyli swe stoły na połowie sali gimnastycznej - na drugiej połowie rozłożyli śpiwory i tyle było ich widać. Bez względu na grzmoty czy też porę dnia lub nocy, rozgrywali w pocie czoła bitwy, pieczołowicie odmierzając cale i przemieszczając figurki. Pogrążeni w grze rzadko wypełzali na pozostały teren konwentu - no chyba że zamawiali pizzę.

Najbardziej zauważalnym elementem konwentu byli fani „Star Wars". Ponieważ w programie konwentu znalazł się konkurs „Mój własny strój gwiezdnowojenny", można było zobaczyć zarówno księżniczkę Amidale, jak i Padme, stanąć oko w oko z żołnierzem Imperium (biały strój szturmowców ze starej trylogii), natknąć się na załogi krążowników Imperium czy też wpaść na Rycerzy Jedi.

Program działu „Star Wars" nie ograniczył się jedynie do kostiumów. Można było wziąć udział w różnego rodzaju konkursach, sprawdzających wiedzę z tej tematyki - tak ogólną, jak i szczegółową - a także zagrać w kalambury gwiezdnowojenne. Uczestnicy mieli okazję podyskutować o błędach i wypaczeniach, jakie popełniono przy tworzeniu nowej trylogii, dowiedzieć się jak powstały „Gwiezdne Wojny", poznać ich historię, jak również zapoznać się z aktualnościami ze świata gier o tej właśnie tematyce. Odbywały się również nocne projekcje filmowe, na których można było między innymi obejrzeć różnego rodzaju parodie. Tajemnicą zaś pozostaje, kiedy uczestnicy spali - biorąc pod uwagę napiętość programu. Zapewne to Moc była z nimi, wpierając ich w trudach konwentowego życia.

Warto zwrócić uwagę na dział poświęcony grom elektronicznym. Organizatorzy zadbali o dużą liczbę stanowisk, więc zagrać mógł praktycznie każdy, choć nie od razu - obowiązywały kolejki społeczne i rozgrywkowe. Oprócz części praktycznej, znalazło się też kilka elementów teoretycznych, gdzie można się było zapoznać z wzajemnymi zapożyczeniami między grą i filmem, dowiedzieć się wszystkiego o zmianach w świecie gier i psp.

            Jednym z najciekawszych - moim zdaniem - był dział „Film i dokument". Organizatorzy naprawdę przyłożyli się. Atrakcji było wiele, od pokazów produkcji brytyjskich - najlepszych animacji i krótkometrażowych filmów dotyczących tożsamości kulturowej, aż po niespodziewane hity. Obejrzeć można było między innymi „300", „Next", „28 tygodni później", „Krew jak Czekolada" czy „Ostatni Legion". Wszystko jak najbardziej legalne, za zgodą sponsorów i po złożeniu daniny ZAiKS-owi.

Aczkolwiek to nie same pokazy były tu główną atrakcją. Otóż w sobotę od godziny 9.00 rano do 22.00 odbywały się warsztaty filmowe. Uczestnicy sami mogli napisać scenariusz, a potem...nakręcić film. Tak, moi drodzy, istnieje film z Teleportu, mający własny scenariusz, stworzony przez uczestników i przez nich zmontowany. To nie lada gratka dla każdego miłośnika kina. Co więcej, organizatorzy dołożą starań, by tego typu atrakcja wpisała się na stałe do teleportowego menu.

Owszem, obejrzenie produkcji, które dopiero co pojawiły się w kinach lub pojawią za kilka miesięcy jest smakowitym kąskiem, ale osobisty udział w tworzeniu filmu to nie lada przeżycie.

Oczywiście konwent nie byłby konwentem, gdyby nie sklepiki. Nabyć można było książki i komiksy, ale także różnego rodzaju mangi, mangowe pudełka na lunch, plakietki, podkładki pod myszki, słowem wszystko czego fan potrzebuje. Również miłośnicy „Star Wars" mogli zakupić plakaty, koszulki czy też szklanki z oryginalnymi logami gwiezdnej trylogii.

Jak już wspomniałam wyżej, uczestnicy mogli brać udział w różnego rodzaju konkursach, to zaś wiąże się z nagrodami. Marcin Grzybowski - główny organizator całej imprezy, człowiek który był zawsze, wszędzie i prawdopodobnie oka nie zmrużył - spisał się na medal. Od sponsorów udało mu się zdobyć atrakcyjne nagrody, które można było przyznać z przyjemnością, jak również odebrać z zadowoleniem. Około 45 płyt dvd - ciekawych tytułów dobrej jakości - książki, mangi, różnego rodzaju gadżety, a także, uwaga, bilet lotniczy na PTQ - to nagrody, którymi nie pogardzili by najbardziej wybredni.

Niestety nie wszyscy sponsorzy okazali się wiarygodni. Część z nich przesłała swoje paczki zbyt późno, przez co niektóre nie dotarły. Niektórzy ze sponsorów poprosili o zwrot zbyt późno wysłanych produktów. To się niestety zdarza na tego typu imprezach.

Kwestia bezpieczeństwa konwentowiczów również była bez zarzutu. Przez cały okres trwania konwentu nie odebrano żadnych zgłoszeń odnośnie kradzieży, nie dochodziło również do ekscesów.

Co do przyszłości kolejnych edycji Teleportów to zapowiada się ona świetliście. Organizatorzy planują przeniesienie imprezy do centrum miasta, co na pewno ułatwi dojazd. Istnieją również plany pozyskania sponsorów nie tylko nagród, ale samej imprezy, co jeszcze powinno ją uatrakcyjnić.  

 

 

Serwis Paradoks był patronem medialnym Teleportu 2007.


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...