„Anna” - recenzja
Dodane: 29-06-2019 20:03 ()
Luc Besson zawsze lubił silne kobiety. Nikita, Leeloo, Cataleya, Lucy, a teraz Anna. Piękne, uwodzicielskie, tajemnicze, bystre, a przy tym zabójcze. Francuski reżyser wraca w kolejnej wariacji swojej kultowej Nikity. Czy udanie?
Z twórczością Bessona jest jak z Woody Allenem – trzyma się konkretnej stylistyki, a przy tym stara namaścić na gwiazdę jakąś ekranową divę. Tym razem padło na Sashę Luss, którą reżyser obsadził wcześniej w niewielkiej rólce w ekranizacji przygód Valeriana i Laureliny. Rosyjska modelka w Annie otrzymała główną rolę, czyli… radzieckiej modelki podbijającej zachodni rynek, a jednocześnie działającej pod przykrywką jako szpieg w przeddzień upadku sowieckiego imperium. Nie mając perspektyw na życie, Anna Poliatova przyjmuje ofertę Alexa, agenta KGB, który widzi w dziewczynie potencjał, a także oferuje nowy start. Anna rusza na podbój świata mody, ale również skrupulatnie wypełnia kolejne misje partyjnego biura, posyłając na tamten świat zastępy niewygodnych dla radzieckiego molocha ludzi. Z czasem na jej trop wpada agent konkurencyjnej siatki szpiegowskiej, a mianowicie CIA.
Besson nie stracił umiejętności wprowadzenia do świata filmu początkujących aktorek, które niejako przechodzą chrzest bojowy w pełnym trupów, strzelanin i akcji obrazie. Sasha Luss zapewne nie wedrze się siłą do pierwszej ligi hollywoodzkich gwiazd, ale jak na pierwszą poważną rolę to rosyjska aktorka zaprezentowała się lepiej niż przyzwoicie. Klasą samą w sobie jest bez dwóch zdań Helen Mirren, która brawurowo zagrała patronkę bohaterki, bezwzględną i wyrachowaną Olgę. Nie zabrakło też rutyniarzy w osobach Luka Evansa i Cilliana Murphy’ego – jednak panowie zdecydowanie gorzej prezentują się od pań w tym filmie.
Możliwe, że ten swoisty remake Nikity byłby bardziej emocjonującym filmem i czytelnym, gdyby nie poszarpany styl narracji zaproponowany przez Bessona i całkowicie nietrafiony i szczątkowo potraktowany świat modelingu. Przykrywka Anny do szpiegowskiej działalności to najsłabszy element produkcji, który nie jest ani zabawny, ani porywający. Twórca Leona Zawodowca wciąż nieźle sobie radzi w kreowaniu dynamicznej akcji. Niektóre sekwencje walk, jak ta w restauracji będąca formą testu Anny, wypadają efektownie. Niestety spora część scen jest brutalnie skracana, aby reżyser mógł pobawić się chronologią wydarzeń i odkrywać karty w stosownym momencie. Zabieg ten może i sprawdziłby się przy jednej czy dwóch akcjach, ale powtarzany nagminnie przez cały film nie ułatwia oglądania. Intryga nie jest mocno skomplikowana, więc widz wielu rzeczy i tak domyśliłby się bez stosowanie tego wybiegu i łopatologicznego tłumaczenia. Tym bardziej że Besson nie zadał sobie trudu, aby te objaśniające wstawki uczynić emocjonującymi. Traci na tym przejrzystość opowieści.
Trudno nazwać Annę wypadkiem przy pracy, bo Besson już od pewnego czasu nie jest w szczytowej formie. Bardziej pasuje tu określenie niewypał. Nowe dzieło twórcy Piątego elementu powinno zadowolić niewybrednego widza, który historię rosyjskiej agentki łyknie bez zwracania uwagi na niedoróbki i niedostatki scenariusza. Besson popełnia tutaj niewielkie błędy realizatorskie, jak autobus czy laptop niepasujące do danej epoki (połowy lat 80. ubiegłego stulecia) czy typowe wpadki montażowe, gdy akcja obrazu posuwa się o dwadzieścia minut, a w tym czasie dzień błyskawicznie zmienia się w noc. Annę można zatem obejrzeć dla aktorskich kreacji, ale nie ulega wątpliwości, że są lepsze sposoby na zmarnowanie dwóch godzin niż oglądanie tego mocno odgrzewanego już kotleta.
Ocena: 5/10
Tytuł: Anna
Reżyseria: Luc Besson
Scenariusz: Luc Besson
Obsada:
- Sasha Luss
- Helen Mirren
- Luke Evans
- Cillian Murphy
- Lera Abova
- Alexander Petrov
- Nikita Pavlenko
- Anna Krippa
Muzyka: Éric Serra
Zdjęcia: Thierry Arbogast
Montaż: Julien Rey
Scenografia: Evelyne Tissandier
Kostiumy: Olivier Bériot
Czas trwania: 119 minut
Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.
comments powered by Disqus