„Shaft” - recenzja
Dodane: 28-06-2019 23:13 ()
Nowy Shaft to film niedzisiejszy, nieprzystosowany do współczesnej poprawności politycznej w Hollywood, gdzie nawet krzywe spojrzenie może napiętnować każdego i wywołać burzę w mediach. Nic dziwnego więc, że obraz Tima Story (którego pamiętamy za podwójną porażkę przy ekranizowaniu przygód Fantastycznej Czwórki) przepadł z kretesem w amerykańskim box office, nie podejmując nawet walki z głośnymi blockbusterami. Na pewno nie pomogła również kiepska ostatnio passa sequeli. Bo któż chciałby oglądać powrót bohaterów znanych z filmów i serialu z lat siedemdziesiątych, a także produkcji sprzed blisko dwudziestu lat?
Trzy pokolenia bohaterów spotykają się w tej opowieści - John Shaft Junior, John Shaft Senior i John Shaft, ale intryga kręci się wokół tego pierwszego. Analityk FBI wychowywany bez ojca, którego nie miał prawa poznać, prowadzi uporządkowane i raczej mało emocjonujące życie. Wszystko się zmienia, gdy ginie jego najlepszy przyjaciel Karim. Weteran wojenny, który przez spory czas walczył nie tylko z syndromem stresu pourazowego, ale też z uzależnieniem od narkotyków. Kiedy wyszedł już na prostą, zginął. Jednak jego przyjaciele nie dają wiary w bajeczkę o przedawkowaniu i tak Shaft Junior po latach spotyka swojego ojca, by prosić go o pomoc w dochodzeniu. Później rozpoczyna się już jazda bez trzymanki. Poszukiwanie zabójcy jest na pierwszym planie, ale wszystko prowadzi do istotnego wydarzenia z przeszłości rodziny Shaftów.
Tim Story podszedł do dziedzictwa Shafta z należytym szacunkiem. Nie ustrzegł się drobnych błędów, bo jego film nie zawsze może pochwalić się odpowiednią dynamiką, a wciśnięte w główną intrygę elementy komediowe z rodziną Johna – mimo że są mocnym elementem głównie dzięki aktorstwu Samuela L. Jacksona – to nieco rozsadzają główny wątek. Shaft w wykonaniu Richarda Roundtree to typowe kino blacksploitation. Powrót w 2000 r. w wykonaniu Jacksona to już dynamiczny akcyjniak, a nowa odsłona poszła w stronę komediową z całkowitym wyzbyciem się poprawności politycznej. Niecenzurowane słownictwo (wszelkie możliwe wykorzystanie wyrazu fuck), rasistowskie i seksistowskie żarciki, postawy dyskryminacyjne, prawo silniejszego oraz przemoc to szkielet, na którym zbudowano niniejszą fabułę. Dostaje się wszystkim, a uwagi Samuela L. Jacksona na temat kobiet – zazwyczaj wulgarne i sprowadzające się do jednego – najlepiej definiują tego bohatera. Z pewnością nie są to czasy na taką postać. Podobnie jest z wersją graną przez Roundree – jest go wprawdzie najmniej, ale daje się poznać jako twardy Afroamerykanin nieprzejawiający rodzicielskich odruchów. Jessie T. Usher to już pokolenie milenialsów – wycofany, nieśmiały, dobry chłopak chowany pod kloszem i brzydzący się przemocą. Mdły do granic możliwości. Dysonans międzypokoleniowy to najlepsze żarty w obrazie, mimo że można zarzucić im dosłownie wszystko, a feministki zapewne będą palić taśmę tego filmu jeszcze długo.
Jeśli widz skupia się bardziej na niewybrednym humorze i przekomarzaniu się postaci, to znaczy, że sensacyjna fabuła nie została skrojona perfekcyjnie, a akcja jest tylko pretekstem do piętrzenia się negatywnych wartości, ale też podkreślenia zmieniających się obyczajów. Nie oznacza to jednak, że Shaft jest filmem złym. O nie, aktorskie wyczyny, zwłaszcza Samuela L. Jacksona ogląda się z niemałą radością, mimo jego niepoprawnego charakteru.
Najnowszy Shaft to kino ukierunkowano na netflixową platformę i tam bez dwóch zdań jest jego miejsce. Jako kinowa produkcja jawi się nieco archaicznie, odbiegając od przyjętych standardów. Miło jest jednak zobaczyć trzech czarnoskórych aktorów, którzy za nic mają sobie system, działają ponad nim, są diabelnie skuteczni i nie cofają ręki. Męskie, mięsiste kino nie dla mięczaków. Może się spodobać, o ile odrzucimy wszelkie normy i damy się ponieść czystej, niezmąconej męskiej sile.
Ocena: 6/10
Tytuł: Shaft
Reżyseria: Tim Story
Scenariusz: Kenya Barris, Alex Barnow
Obsada:
- Samuel L. Jackson
- Jessie T. Usher
- Richard Roundtree
- Regina Hall
- Alexandra Shipp
- Matt Lauria
- Titus Welliver
- Method Man
Muzyka: Christopher Lennertz
Zdjęcia: JLarry Blanford
Montaż: Peter S. Elliot
Scenografia: Missy Parker
Kostiumy: Olivia Miles
Czas trwania: 111 minut
comments powered by Disqus